Pisarz na wolnym rynku

Pisarz na wolnym rynku

Z czego żyje pisarz? Pracuje na etacie, bierze prace zlecone, dorabia w gazecie, wydawnictwie lub reklamie Na pisaniu książek można u nas zrobić majątek w dwóch przypadkach: jeśli autor dostanie Nagrodę Nobla lub jeśli wielka zachodnia wytwórnia filmowa kupi prawa do ekranizacji jego utworu. Jedno i drugie udaje się tylko nielicznym. Pierwszym krezusem literatury został Czesław Miłosz, noblista z 1980 r. – wraz z najwyższym laurem literackim dostał czek na 200 tys. dol. Kolejną i jak na razie ostatnią literacką krezuską jest Wisława Szymborska, której Nagroda Nobla przyniosła milion dolarów. Co do drugiej możliwości, czyli wzbogacenia się na prawach do ekranizacji książki przez bogatą zachodnią wytwórnię, jak dotąd udało się to tylko jednemu autorowi – Stanisławowi Lemowi. Hollywoodzcy filmowcy za prawa do „Solaris” zapłacili mu kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Większość polskich pisarzy nie marzy jednak aż o takich fortunach. Ich marzenia są skromne: chcieliby po prostu móc się utrzymać z pisania książek. Ale i to udaje się nielicznym. Samowystarczalni Nie musi troszczyć się o pozaliterackie dorabianie Janusz Głowacki, autor powieści, opowiadań, scenariuszy filmowych i sztuk scenicznych. Mimo iż wydał w kraju mnóstwo książek i napisał scenariusze do popularnych filmów (m.in. „Rejsu”, „Polowania na muchy”), komfort materialny zawdzięcza Ameryce: – Jestem finansowo niezależny i żyję na dobrym poziomie wyłącznie dzięki temu, że Amerykanie kupili sześć moich scenariuszy i że moje sztuki są grane w amerykańskich teatrach, np. „Polowanie na muchy” niemal na 50 scenach w całych Stanach. Stawki od sztuk teatralnych są różne, górne widełki to ok. 7 tys. dol. za jeden tydzień na scenie Mark Taper Forum. Pamiętam czasy, kiedy musiałem dorabiać na różnych posadach – to było zło konieczne. Jeszcze względnie najmilej wspominam pracę na uniwersytetach, bo tak jak większość amerykańskich pisarzy prowadziłem kiedyś wykłady. Także Sławomir Mrożek jest w dobrej sytuacji finansowej. Wiele lat mieszkał na Zachodzie, jego sztuki od dziesięcioleci są grane na deskach całego świata. Prawdopodobnie jego status materialny byłby o wiele niższy, gdyby nie wyemigrował kiedyś z Polski. Tadeusz Różewicz nie wyemigrował. Jeśli może mówić o komfortowej sytuacji finansowej, to dopiero od niedawna. Mimo ogromnego dorobku poetyckiego, prozatorskiego i dramaturgicznego, który został przetłumaczony na ponad 20 języków (sztuki od półwiecza są grywane na polskich i zagranicznych scenach) na dzisiejszy komfort musiał pracować bardzo długo. Gdyby mieszkał w Ameryce, dawno by był milionerem. Ale mieszka w Polsce, w dodatku nigdy nie pracował na etacie, nie był związany z żadną redakcją, bo chciał zachować niezależność. To mu się udało, lecz za to przez większą część życia ledwo wiązał koniec z końcem, żył dzięki pensji żony. Jego sytuacja materialna poprawiła się dopiero w połowie lat 90., dopiero w 2000 r. dostał nagrodę, która oprócz honoru przyniosła pieniądze (Nike), dopiero niedawno władze Wrocławia w uznaniu zasług pisarza podarowały mu willę. Sam sobie wydam – Żeby być wolnym twórcą, trzeba mieć pieniądze – przyznaje otwarcie Wiesław Myśliwski, autor bestsellera „Kamień na kamieniu” (250 tys. sprzedanych egzemplarzy od pierwszego wydania w 1984 r.), pierwszy laureat Nagrody Nike z 1997 r., wcześniej etatowy pracownik redakcji (m.in. naczelny „Regionów”). Dzięki powodzeniu na polu literatury fantastycznej mógł porzucić urzędniczy etat Andrzej Sapkowski, autor sagi o „Wiedźminie” (której tom sfilmował dwa lata temu Marek Brodzki). Także Katarzyna Grochola dobrze żyje z pisania, odkąd stała się popularna dzięki bestsellerowi „Nigdy w życiu!” Jej trzy powieści („Nigdy w życiu!”, „Serce na temblaku” i „Podanie o miłość” sprzedały się w łącznym nakładzie ponad 400 tys. egz.). Pisarka zdaje sobie sprawę, że są autorzy o wiele lepsi od niej, którzy sprzedają swoje książki w kilkutysięcznych nakładach i żyją w bardzo skromnych warunkach, a często nawet w złych. O sukcesie pod względem poczytności, przekładalnej na pieniądze, może mówić Joanna Chmielewska, rekordzistka, jeśli chodzi o liczbę tysięcy fanów (przewyższającą nawet fanów Andrzeja Sapkowskiego i bestsellerów (kilkadziesiąt tytułów). Od dawna wiadomo, że żyje dostatnio, a nawet uprawia hazard. Nie mogą narzekać także Tadeusz Konwicki czy Hanna Krall, autorzy ze sporym dorobkiem, stale obecni na zagranicznych rynkach. Olga Tokarczuk, oprócz tego, że napisała kilka

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2004, 2004

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska