Kino na plażę

Kino na plażę

Jak wylansować „film lata” i zarobić grube miliony? Ta liczba przejdzie do historii. Film „Piraci z Karaibów” w pierwszym tygodniu wyświetlania zgarnął 135,6 mln dol. To rekord otwarcia wszech czasów. Na ten rekord pracowały jednak pokolenia filmowców, które co roku kręciły „filmy na lato”. Takie, co to zabawią miliony urlopowiczów przez godzinę. I wyciągną od tych milionów miliony dolarów. Przypomnijmy, jak światowe kino walczyło o te miliony. Pewniaki i bondziaki Na początek lata rzucano pewniaki, po których spodziewano się rekordowych zarobków. Pewniaki działały tak: chcesz się liczyć w towarzystwie, musisz zobaczyć hit sezonu. Tą metodą latem 1961 r. ściągnięto wielomilionową widownię na kobylastą epopeję wojenną „Działa Navarony”. Publiczność po prostu nie mogła nie przyjść. Na scenariusz Alistaira MacLeana oraz aktorstwo Gregory’ego Pecka i Anthony’ego Quinna nie było uodpornionych. Tylko tego jednego lata i tylko w Stanach film zarobił 12,5 mln dol. I nikomu nie przeszkadzało, że – wbrew temu, co głosi narrator na początku filmu – żadnych „dział Navarony” Niemcy nigdy nie zainstalowali. Zresztą latem w ogóle dobrze sprzedawały się wielkie wojskowe spektakle dla dużych chłopców. Na sezon 1976 przygotowano więc popis lotniczy „Bitwa o Midway”, z bitwą, która odwróciła losy ostatniej wojny na Pacyfiku. I kilkoma twardymi facetami w mundurach: Charltonem Hestonem, Henrym Fondą, Jamesem Coburnem… A na widowni miliony tych, którzy marzyli, że są do nich podobni. Lato sprzyjało nie tylko wojnom na ziemi. Dlatego George Lucas wybrał lipiec 1977 r. na premierę „Gwiezdnych wojen”. Oglądano je jak świat długi i szeroki – nawet w Chinach. Zarobiły co najmniej 200 mln dol. A wyścig po wielką letnią forsę dopiero się rozkręcał. 23 czerwca 1989 r. po półrocznej kampanii medialnej ruszył w amerykańskich kinach „Batman”. Rezultaty łatwo było przewidzieć – 40 mln wpływów tylko w pierwszym tygodniu. I gigantyczne zarobki na światowej batmanii. W czerwcu 1993 r. pewny zarobek miał przynieść „Park Jurajski” Stevena Spielberga z dinozaurami wygenerowanymi w komputerze. I przyniósł – w pierwszym tygodniu rekordowe 47 mln dol. A do końca roku dalszych 450 mln. I dinomanię, która pozwoliła zarobić krocie producentom gadżetów. Oczywiście na wakacje często szykowano nowego Bonda. Latem 1973 r. w roli Bonda pokazano po raz pierwszy Rogera Moore’a. Miliony wczasowiczów oblegały kina, by zobaczyć „Żyj i pozwól umrzeć”. Z przebojem Paula McCartneya w czołówce. Więc na lato 1977 r. zaplanowano „Szpiega, który mnie kochał” ze ślicznotką Barbarą Bach w roli agentki radzieckiej. Było na co popatrzeć. Poza divą z KGB film przyciągał popisami narciarskimi Bonda i jego przeciwników. Za zjawiskową jazdę na nartach, która otwierała intrygę, kaskader udający 007 zażyczył sobie 30 tys. dol. Zwróciły się. Film zarobił tego lata co najmniej 15 mln. Jeżeli producentów nie było stać na wystawne „kobyły”, rzucali na wakacje film z bohaterem, którego można polubić. Znaleziono takiego na przykład na lato 1971. Był to detektyw nazwiskiem Shaft, który operował w rewirach Nowego Jorku zamieszkanych przez czarną biedotę. Film dla uproszczenia również nazywał się „Shaft” – do dzisiaj krąży w telewizyjnych powtórkach. Metody Shaft miał takie same jak Brudny Harry. Jak go ktoś pytał: „Skąd masz mój numer?”, odpowiadał: „Z ubikacji w metrze”. Gdy ktoś dopytywał się, jakie ma problemy, odpowiadał: „Mam dwa problemy. Urodziłem się czarny. I urodziłem się biedny”. Ale na ekranie Shaft dawał sobie radę całkiem nieźle. W podobnej roli w lipcu 1974 r. sprawdził się wyliniały już wówczas gwiazdor Charles Bronson. W „Życzeniu śmierci” zagrał skromnego nowojorskiego architekta, który po godzinach na własną rękę wymierza sprawiedliwość społecznym mętom. Bo policja nie daje sobie z nimi rady. Chwyciło – co architekt celnie strzelił, to publiczność kinowa biła brawo. Śliskie romanse w granicach normy Całkiem nieźle – i to niezależnie od sezonu – szły filmy z posmaczkiem erotycznym. Już latem 1952 r. purytańska Ameryka oglądała „Opowieści młodych żon”. Fabułka banalna, ale pikantna. Młoda wdowa zamieszkuje pod jednym dachem z dwoma młodymi małżeństwami. Młode żony są ciągle pod wrażeniem świeżych łóżkowych doświadczeń, a młodzi małżonkowie spragnionym okiem spoglądają na apetyczną wdówkę. Śliskie, ale w granicach normy. I tak bawiono się co sezon. Chociażby w 1967 r. młody,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 29/2006

Kategorie: Kultura