Dzień po

Dzień po

I AM LEGEND (2007) WILL SMITH FRANCIS LAWRENCE (DIR) 002 WILL SMITH MOVIESTORE COLLECTION LTD

W kinie postapokaliptycznym historia świata zaczyna się od zera Kino od dawna próbuje wyobrazić sobie świat po zagładzie. Z postapokalipsą film próbuje się zmierzyć w najrozmaitszych formułach – od SF, przez horror, dramat psychologiczny, po cyberpunk. Wszystko na zasadzie: wprowadźmy chaos i obserwujmy, co będzie się działo. Ano, obserwujmy. Stało się! Kataklizm? Jaki kataklizm?! Na dobrą sprawę nikt właściwie nie wie, co zaszło. „Długi błysk i seria wstrząsów” – tylko tyle da się powiedzieć. Albo: „Nastąpił atak. Potężny. Rosjanie wynaleźli naprawdę sporo paskudnych rzeczy”. Albo jeszcze inaczej. Wynaleziono rewelacyjny środek medyczny na nowotwór. Leczy wszystkie przypadki. Coś jednak poszło nie tak i po trzech latach Ameryka się wyludniła. Cóż, leku nie zbadano pod kątem nieprzewidzianych skutków ubocznych. W efekcie ludzie, którym go zaaplikowano, albo wymarli, albo zmienili się w krwiożercze bestie („Jestem legendą”). A może komuś odpowiada taki przebieg wypadków: Ziemię najechali obcy z kosmosu, żeby przejąć zasoby planety. Ziemianie użyli broni atomowej i wygrali wojnę, ale stracili miejsce do życia na skażonej planecie. Resztki ludzkości krążą na orbicie w ogromnej stacji kosmicznej. Docelowo wybierają się na Tytana, jeden z księżyców Saturna („Niepamięć”). Idźmy dalej. Specjalny środek chemiczny wypuszczono do górnych warstw atmosfery, aby obniżyć temperaturę na Ziemi i tym samym zniwelować efekt cieplarniany. Jednak nie przewidziano wszystkich konsekwencji. Ziemię skuł lód i pokrył śnieg, a życie zamarło („Snowpiercer. Arka przyszłości”). Każda poprzednia wersja filmowej zagłady przebija następną. Tajny program wojskowy uzyskał samoświadomość. Uznał ludzkość za zagrożenie i postanowił zaatakować pierwszy. Ci, którzy ocaleli, są skazani na wojnę z superinteligentnymi maszynami („Terminator. Ocalenie”). Świat bez drogowskazów Większość ludzkości wyginęła. Czas stanął w miejscu. Kalendarze i mapy straciły przydatność. Rodzina, krewni, znajomi zniknęli. Z dalszych okolic dochodzą tylko mgliste sygnały i zagadkowe symptomy. Radio podaje natężenie promieniowania, „a jeżeli chodzi o dobre wiadomości, to nie ma takich” („Hardware”). Nieliczni ocaleńcy snują się w widmowym krajobrazie, kamera filmuje plener przez brązowy lub czerwony filtr („Droga”). Kolory zanikają, z trudem można odróżnić niebo od ziemi i wyznaczyć linię horyzontu. Góry piętrzą się jak hałdy kopalniane, lasy to kikuty drzew sterczące jak po pożarze. Na ziemię nieustającym deszczem opadają popioły. Właściwie nie dziwi nic – np. stary samochód ciągnięty pustynnym bezdrożem przez karawanę wielbłądów („Mad Max pod Kopułą Gromu”). Te rozbuchane wizje miewają czasem rozmach wręcz operowy jako popis dekoratorów, rekwizytorów, scenografów i speców od efektów wizualnych. Po ulicach Nowego Jorku biegają stada dzikich kozic, polują na nie lwy, które uciekły z zoo. Trawniki zmieniły się w chaszcze. W Central Parku rośnie kukurydza („Jestem legendą”). Autostrady to pasma złomowisk – za kierownicą tkwią jeszcze szkielety kierowców, których zagłada dopadła w trakcie ucieczki. Jednak, gdy lepiej się przyjrzeć, okaże się, że tę zagładę oglądaliśmy wiele razy w wiadomościach. Z tym że daleko od nas. Pejzaż po apokalipsie przypomina a to libańskie dzielnice nędzy, a to nowojorskie slamsy, a to brazylijskie fawele, a to żydowskie getta w czasach Holokaustu. Patrzyliśmy na to z bezpiecznej odległości, przekonani, że nas to nie dotyczy. Jednak najbardziej egzotyczną figurą w tym pejzażu pozostaje człowiek. Ewolucja się zwija, ludzie wracają na drzewa. Zmieniają się w drapieżniki, co w tej sytuacji wydaje się najrozsądniejsze. Ostatecznie przeżyją ci, którzy najszybciej upodobnią się do zwierząt i najłatwiej, bez skrupułów, zapomną, że bycie człowiekiem zobowiązuje do czegokolwiek. I ci, którzy pierwsi zrozumieją, że mnóstwo przedmiotów dotąd będących na codziennym wyposażeniu – od telefonu komórkowego po łyżkę – traci użyteczność, a napastnika albo konkurenta do porcji jedzenia można zabić właściwie wszystkim („Cloverfield Lane 10”). Pod tym zaś względem zdegradowany homo sapiens wykazuje nieograniczoną pomysłowość. Zresztą człowiek stał się teraz maszyną, surowcem. Można go zjeść, można zakuć w łańcuchy i zmusić do pracy. Spory rozstrzyga się na prowizorycznych arenach walk. Sprawiedliwość jest po stronie tego, który przeżyje. Obowiązuje jedna zasada: dwóch wchodzi, jeden wychodzi. „Innych zasad nie złamiesz, bo nie istnieją” („Mad Max pod Kopułą Gromu”). Nadeszła epoka, w której żywi często zazdroszczą umarłym. Zresztą i umrzeć jest dość trudno. Śmierć głodowa to długotrwałe, wyczerpujące konanie. „Umrzeć? To głupota

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2020, 2020

Kategorie: Kultura