Dziennikarz, czyli kto? – rozmowa z prof. Darią Nałęcz

Dziennikarz, czyli kto? – rozmowa z prof. Darią Nałęcz

Prawdziwych dziennikarzy można ukształtować, bazując na solidnej wiedzy zdobytej na studiach innych niż dziennikarskie. Prof. Daria Nałęcz– w latach 1996-2006 była naczelnym dyrektorem Archiwów Państwowych. Była też dziekanem Wydziału Nauk Politycznych Akademii Humanistycznej w Pułtusku, a od 2008 r. jest rektorem Uczelni Łazarskiego. Specjalizuje się w historii Polski XIX i XX w. oraz w dziejach polskiej inteligencji. Napisała m.in. pracę „Zawód dziennikarza w Polsce: 1918-1939”. Czy zdaniem pani profesor uniwersyteckie kształcenie zawodowców dziennikarskich ma sens? – Nie mam nic przeciwko studiom dziennikarskim. Ale nie łudźmy się, że na poziomie licencjackim czy magisterskim wykształci się kogoś więcej niż rzemieślnika. A ten zawód to przecież znacznie więcej niż tylko codzienne rzemiosło. Prawdziwych dziennikarzy można ukształtować na studiach podyplomowych, bazując na solidnym fundamencie wiedzy zdobytej na studiach innych niż dziennikarskie. Dopiero kiedy ma się rzetelną wiedzę dotyczącą konkretnej dziedziny życia, warto poznać warsztat i np. wiedzieć, jak się pisze reportaż, niezależnie od tego, czy dziennikarz traktuje zawód jako działalność biznesową czy misyjną. Posłannictwo Czy wykształcony dziennikarz jest już przygotowany do pełnienia misji społecznej? – Po pierwsze, trzeba ustalić, czym jest owa misja, bo to wyraz nie tylko dobrej woli, lecz także pewnych wartości, które się wyznaje. W początkach polskiej prasy i dziennikarstwa misją była walka o tożsamość narodową, o kształt państwa, o jego przetrwanie i reformy. Autorzy podejmowali wysiłek walki o Polskę, o jej kształt polityczny i prawny, widzieli pewien wyższy cel i walczyli o niego, nie patrząc na korzyści czy ryzyko podejmowania takich tematów. Nie chodziło im o honorarium, nie mogli też mieć pewności, czy nic złego ich nie spotka. I tak było aż do uzyskania niepodległości w 1918 r. Polskie dziennikarstwo wyrosło więc z misji i z pracy w warunkach ekstremalnych, ale później, gdy dziennikarze niczego nie musieli już się wyrzekać, sytuacja zawodowa się znormalizowała, misja zaś zaczęła zanikać, a przynajmniej nie każda działalność prasowa była już misyjną. W warunkach niepodległości dziennikarz mógł w sposób nieskrępowany podnosić zagadnienia polityczne i traktować zawód jako biznes, tak jak na Zachodzie. Wcześniej nasza prasa nie wchodziła tak często w obszar sensacji, erotyki i historii kryminalnych. Myśli pani o dziennikarstwie w II Rzeczypospolitej? – Tak, choć jego sytuacja też była specyficzna. W okresie PRL też mówiono, że media wypełniają ważną misję. – Mówiono, choć do lat 70. i pojawienia się pism tzw. drugiego obiegu praktycznie cała prasa była koncesjonowana i przez władzę, a obywateli również, uważana za element propagandy ówczesnego państwa komunistycznego, a nie żadną misję. Trzeba jednak przyznać, że w PRL istniały środowiska, głównie katolickie, które nie dbały o wygodę ani o koniunkturę, ale starały się szerzyć diametralnie inną myśl niż prokurowana przez aparat polityczny. Np. „Tygodnik Powszechny”, teraz przez niektórych dziwnie oceniany, podjął heroiczną walkę o „inną prawdę”, a pracujący w nim ludzie ryzykowali wszystko. Może nie życie, jak podczas okupacji, gdy ukazywało się w naszym kraju aż 1,5 tys. podziemnych gazet i czasopism, ale ich poświęcenie było wystarczająco duże, aby nazwać je pełnieniem misji. Dziennikarze „Tygodnika” nieśli odważne przesłanie do narodu w obronie wartości, a różnie wtedy bywało, mogli stracić pracę, znaleźć się na czarnej liście z zakazem pisania, a nawet trafić do więzienia. Trudno uznać, aby ówczesna prasa reżimowa takie cele realizowała. Dzisiaj takiego misyjnego dziennikarstwa już nie ma? – Z misją dziennikarską jest podobnie jak z patriotyzmem. Każda epoka, każdy czas historyczny modeluje je w specyficzny sposób. Dzisiaj w zachowaniach i postawach dziennikarskich nie ma elementów etosu ukształtowanego w latach walki o wolność i zmagań z dyktaturą. Ale nie oznacza to, że nie ma zachowań ideowych, podyktowanych wyższymi wartościami, a nie wyłącznie celami komercyjnymi. Dziś, kiedy można powiedzieć wszystko w dowolnej formie, gdy można nawet każdego opluć, zwłaszcza w brutalnej rywalizacji politycznej, pole dla misji widziałabym w sferze obyczajowości i walki o tolerancję. Sfera obyczajowości często wywołuje agresję i w sporze na jej temat mogą polecieć nawet kamienie z chodnika. Czy tylko walka o tolerancję jest godna postawy misyjnej? – Z pewnością nie tylko. Takie postawy rodzą się zawsze wtedy, gdy zagrożone są wartości wyznawane przez środowiska opiniotwórcze i intelektualne. Środowiska uniwersyteckie, wolnościowe i liberalne z rosnącym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 49/2011

Kategorie: Wywiady