Czy Polska Kuronia przegrywa?

Czy Polska Kuronia przegrywa?

Komisja śledcza lub gazeta śledcza – osądza i skazuje. Morderstwo cywilne i moralne dokonuje się natychmiast Prof. Jerzy Jedlicki – profesor w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk, gdzie kieruje pracownią dziejów inteligencji. Zajmuje się historią społeczną i historią idei XIX i XX w. Wydał m.in. „Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują” (1988 r.), „Źle urodzeni, czyli o doświadczeniu historycznym” (1993 r.), „Świat zwyrodniały. Lęki i wyroki krytyków nowoczesności” (2000 r.). – Czy świat Jacka Kuronia przegrywa? Takie można odnieść wrażenie, patrząc na to, co dzieje się w Polsce. – W tej chwili przegrywa, oczywiście. Miejmy nadzieję, że nie będzie to ostateczna przegrana. – A może to paroksyzm przedwyborczy i po wyborach wszystko wróci do normy? – To jest coś groźniejszego. Oczywiście, perspektywa nieodległych wyborów wzmaga emocje, nie tylko zresztą emocje, również zimne wykalkulowane strategie, z jakimi mamy do czynienia. Ale problem jest głębszy. To zapewne porównanie przesadne, ale sytuacja w 2005 r. coraz bardziej przypomina mi tę z roku 1968. Oczywiście, z zachowaniem należnych proporcji. Pewne elementy jednak się powtarzają. Mentalność sprawców Marca 1968 i obecnych przywódców radykalnej prawicy jest zupełnie podobna. DUCH MARCA – W książce Jacka Kuronia „Wiara i wina” jest opis roku 1968 – kiedy on jest zamknięty w areszcie i przesłuchują go esbecy, absolutni antysemici, którzy mówią mu, wygląda na to, że z najgłębszym przekonaniem: widzisz, wreszcie kończymy rewolucję października 1956 r. Dziś skrajni prawicowcy mówią, że kończą solidarnościową rewolucję z 1989 r. Analogia narzuca się sama. Ale czy jest uczciwa? – Też się nad tym zastanawiam… Jeszcze raz powtarzam: zachowajmy proporcje. Wtedy, w roku 1968, kampania denuncjacji i nienawiści była organizowana przez władzę. I to władzę monolityczną, która miała do swojej dyspozycji bardzo bogate środki. Tego na razie nie ma i może nie będzie. Podobne natomiast w tych dwóch momentach jest to, że jakaś grupa polityczna, stosując bogatsze bądź uboższe środki, stara się kompromitować ludzi albo pewne formacje ideowe, które uważa za swoich przeciwników, za pomocą teczek z jakimiś strzępami ich życiorysów. – Odpowiednio naświetlonymi… – Powiedzmy sobie szczerze – wraz ze zmianą ustroju politycznego zmieniają się również niektóre oceny tego, co uchodzi za słuszne, a co za niesłuszne, co za godne, a co za niegodne. W związku z tym w każdym okresie u niemal każdego człowieka, który jest aktywny w życiu publicznym, można znaleźć jakieś fragmenty życiorysu, których się albo wstydzi, albo boi. W czasach stalinowskich to było na przykład pochodzenie ziemiańskie albo ranga oficerska w AK. W 1968 r., że miał dziadka Żyda. We wszystkich okresach PRL hakiem było to, że coś zataił, że napisał list do Wolnej Europy albo – jak u Kundery – że opowiadał jakiś dowcip… I teraz boi się, że oni o tym wiedzą. Że to jest gdzieś w teczce. Te teczki mogą leżeć latami, a w pewnych momentach nagle się otwierają. Nagle człowiek jest oskarżony o niestworzone rzeczy. Bo z tych okruchów życia, incydentów, słów, nieopatrznych podpisów tworzy się – to było specjalnością dyspozycyjnych prokuratorów – pewną konstrukcję, publiczny akt oskarżenia. – Na zasadzie: nie można wykluczyć, że… jest bardzo prawdopodobne, iż… – Właśnie. Oskarżony spotkał się kiedyś z tym czy tamtym, widziano ich, zostali sfotografowani, to znaczy, że otrzymywał od niego instrukcje itd. Otóż teraz zaczęło się dziać coś podobnego. Dzisiaj człowiek musi się bać innych niż w 1968 r. fragmentów życiorysu albo inne są dla niego kłopotliwe, ale metoda jest podobna. Wtedy Walichnowski z referatu wyznaniowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych dyspozycyjnym dziennikarzom podsyłał smakowite kąski z różnych teczek. Dzisiaj, co widać, też ktoś podsyła. Przy wszystkich różnicach między tamtymi latami a czasem obecnym technika działania jest podobna. A i mentalność niektórych ludzi. MY, CZYLI TRYBUNAŁ – Zdrowi psychicznie ludzie takie teczkowe rzeczy traktują odpowiednio, jako śmietnik. Jest chyba jakaś choroba w tym, że bierze się to dziś na poważnie. – Nie, to nie jest choroba ani patologia. W paru punktach różniłem się z Jackiem Kuroniem. Między innymi w tym, że on miał taką głęboką demokratyczną wiarę w lud. – Że się usiądzie,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 27/2005

Kategorie: Wywiady