Dziewczyny XXL

Dziewczyny XXL

Kawał baby w świecie lansującym szczupłe sylwetki Pisze się o nim nieznośny ciężar bytu. Bo życie dziewczyn wagi ciężkiej nie jest lekkie. Zmiana ustroju umożliwiła kupienie stanika z miseczką DD na Zachodzie. Ale z Zachodu przyszła przy okazji moda na chude. Dziś XXL znaczy tyle, co fajtłapa. Szpeci biuro i plażę. XXL-ce nikt nie zagląda w duszę. Jest oceniana na pierwszy rzut oka. Zawsze stereotypowo. Albo z pobłażliwą życzliwością, albo prześmiewczo. A jeśli wspominają o niej gazety, to tylko w kontekście, że widelcem kopie sobie grób. Dziewczyny dużego formatu zaczynają się buntować przeciw filigranowym bohaterkom z okładek i sklepom o kompromitujących nazwach „dla puszystych”, które to sklepy (szepcze dyskretnie pewna właścicielka), powinny być… jak najbliżej przystanku. – Puszysty może być koc, kotek, albo sweterek – złości się Barbara Markowska, szefowa Klubu Kwadransowych Grubasów. – To tak jak o kimś chorym na nowotwór mówić „mój raczku”. Gruby to gruby i już. Puszystość dziewczyny obraża. Kojarzy się przecież z czymś zapadającym się w dotyku. – Mięciutka? Jak kolega klepnie mnie w tyłek, jest zaskoczony, że tak bolą ręce – przyznaje Joanna Bartel, Andzia z serialu „Święta wojna”, która nie straciła ze swej obfitości ani grama, stając się marzeniem Ślązaków. Mówią o sobie z uśmiechem i rubasznie. Na przykład ropuszka albo słoniątko. Szczęśliwe czy nadrabiające dowcipami w stylu: im więcej mnie, tym więcej do miłości. Bo kto tak naprawdę umie kochać 140 kg? Co się czuje na pierwszej rozbieranej randce? Ileż to lat Asia Tkaczyk wzdychała do pewnego faceta? Gdy już się zdecydowała wreszcie wyznać to wszystko, on uciął: „Nie mamy o czym rozmawiać”. – Plusem tej sytuacji jest to, że ochłonęłam – tłumaczy. Ochłonęła czy jak zwykle znalazła dobre strony tam, gdzie ich nie ma? No więc jak to jest naprawdę? 130 kilo wdzięku czy dramat? Duży metraż doznań Najpierw wchodzi biust, długo nic i dopiero potem Magda. „Czerwone korale…”. Mocny głos wydany z miseczki DD sprawia, że głosiki w studiu, gdzie trwa nagranie „Szansy na sukces”, wydają się nijakie i piszczące. Biust Magdy Rzemek, nowej wokalistki Brathanków, opięty koronkowym body w kolorze bordo, może i nie wchodzi na trzecie piętro jak skowronek, ale żadnej dziewczynie w studiu tak się nie kołysze. Choć nie jest łatwo ujarzmić DD w polskich realiach. Już nie trzeba jeździć za stanikami do Niemiec, ale fikuśnych modeli oferują u nas zaledwie kilka. Do herbatki Magda wrzuca kostkę cukru i co chwila wyciąga krzyżyk, który chowa się w rowku. Właściwie krzyż. Jubiler aż sprzedawał z ulgą, że w końcu znalazł się dekolt, który pasuje do taaakiego krzyża. Natura najhojniej obdarzyła Magdę u góry i choć po urodzeniu Beniamina doszło jej jeszcze 38 kg, nikt z taką estymą nie mówi o schabowych. Woli mówić o jedzeniu niż o dietach. Bo gdy Magda jest na dietach, najpierw smutnieje, potem robi się apatyczna i nerwowa. Potem analizuje: rano napój, w południe jabłuszko, na kolację woda z pietruszką… Właściwie te 200 zł zapłaciłam za herbatkę czy silną wolę? Może gdy nie zapnie się w spodnie… Na razie Magdzie nie przeszkadza nadmiar siebie. Zresztą dzięki nadmiarowi zawsze była ciałem reprezentacyjnym: zawsze w szkole przewodnicząca, zawsze najwięcej niepodpisanych walentynek (jakby chłopcy się krępowali, że można kochać się w dużej), poloneza na balu ósmoklasistów też tańczyła w pierwszej parze. – Nawet dzięki temu mam więcej koleżanek – ogląda się z aprobatą. – Bo zawsze im powiem: idź w tej spódnicy. Przecież i tak nie konkuruję. Właściwie jedyne miejsce, gdzie nie czuje się komfortowo, to plaża. Może dlatego najwięcej zdjęć ma z gór? Co chwila dzwoni telefon. „Gdzie jesteś, misiaczku?”, „Kocham cię, misiaczku” (widać, że temperamentem obdzieliłaby drużynę chudych). Misiaczek przyjechał po Magdę do Warszawy aż z Kwidzyna, żeby „maleństwo” nie tłukło się pociągami z dużą walizką ciuchów. Na oko widać, że nie jest z Magdą z braku powodzenia u płci przeciwnej. Przystojny, szeroki w barach. Gdy pierwszy raz zobaczyła Grześka, listonosza, jak przyszedł do mamy z przesyłką, nie sądziła, że ma szanse. Ale do doktora Magda pójdzie dopiero wtedy, gdy będzie trzeba. Zważy się też dopiero, jak będzie trzeba. To, że grube straszą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2005, 2005

Kategorie: Reportaż
Tagi: Edyta Gietka