Dziewice, szewcy, Lem i smoki

Jeden z najdowcipniejszych piszących, Leszek Mazan, zwrócił mi w liście uwagę na gwałt, jaki zadałam historii w felietonie na temat Szewczyka i Smoka, czyli Jana Marii R. i Jolanty K. – pierwszego smoka płci żeńskiej, na łamach poważnej gazety do smoka porównanej po druzgoczących dla polityków wynikach sondaży. Uważam, że Rokita – Dratewka, który z Krakowa pochodzi, chce na gwałt podbić Warszawę, pogromcą damskiego smoka zostając.
Tymczasem L. Mazan mą subtelną konstrukcję zburzył, powołując się na słowa Kadłubka i Długosza, sugerując przy tym, jakobym powątpiewała w słowa kronikarzy owych, biskupa i kanonika, wg których notorycznego zjadacza krakowskich dziewic poskromił książę Krak. Rzecz miała miejsce pod Wawelem, w roku 700.
L.M. nie wyjaśnia, jakie dziewice preferował Smok. Czy były to dziewice konsystorskie, przez męża nieskonsumowane w noc poślubną, co kwalifikowało się do unieważnienia świętych węzłów: co Bóg złączył, tego człowiek rozłączyć nie zdoła, a tu zdołał, z powodu niemożności bara-bara? Czy były to dziewice morskie, czyli krowy morskie z rzędu syren? Czy pospolite choć rzadkie dziewice posiadające błonę, nie tylko w aparacie fotograficznym?
Tego L.M. nie wyjaśnia. Informuje nas, że obrońcą dziewic był szewc, niejaki Skuba. Warszawa mająca szewca Kilińskiego bała się podobno, że Skuba zagrozi jego sławie. A Dratewka wg L.M. mógł bronić dziewic tylko z odzysku. Jak się kiedyś mówiło: czeski film, nikt nic nie wie.
Czy ktokolwiek sądzi, że pierwsza dama Jolanta K., nazwana przez gazetę smokiem, aż do chwili wyborów prezydenckich będzie codziennie na śniadanie spożywała jakiegoś łykowatego polityka z prawico-lewicy, którego przyniosą jej na cacy-tacy koledzy małżonka, z lewico-prawicy? A może tłuściutkiego członka SLD (och, przepraszam, tak wyszło, pewnie dlatego, że jak mowa o biskupach i dziewicach, to adrenalina mi skacze), podsuniętego jej przez „życzliwych”, co to woleliby wystartować sami, cóż jednak robić, gdy nie staje – poparcia. Na cacy-tacy cykuta z cytatą z Tacyta, oto co chętnie podaliby pierwszej damie na lunch wrogowie oraz przyjaciele.
Tego rodzaju ćwiczenia dykcyjne jak powyższe uprawiałam przed konkursami recytatorskimi, w których nałogowo brałam udział. Były tam ćwiczenia do szybkiego mówienia: Sasza sobie szosą szedł, rewolwer z nawazelinowaną lufą połóż na kaloryferze oraz słynny stół z powyłamywanymi nogami.
Dziś należałoby je zmodyfikować, Saszę trzeba zastąpić imieniem bardziej anglosaskim, bo z Saszą już nam nie po drodze. Zamiast rewolwerowej wazelinujemy teraz całkiem inną lufę, potem sfrustrowani porażką wypijamy lufę, bo trudno położyć ten rodzaj broni na kaloryferze. Okrągły stół ma powyłamywane nogi, które do bójek politycznych w Sejmie służą, bo kłonicę trzeba na bramce zostawić; jest szczerbaty jak facet, co liczył na kasę chorych, że mu szczękę za friko wstawi, i się przeliczył; do tego blat opluły mu dokumentnie tchórzofretki, co cicho pod stołem w chałupie siedziały i czekały, aż ktoś za nie aksamitną rewolucję zrobi, a one wskoczą do Sejmu i wyrokować będą, bo wiedzą lepiej, że nic nam nie groziło. ZSRR błogosławił przemianom, nikt nam nie zagrażał, nie było ciągłego strachu: wejdą, nie wejdą!
To tylko dygresja, która pojawia się, gdy słyszę palantów, co naoglądali się filmów o supermanach, i wcielają się onirycznie w ich wszechmogące postacie. Książę Krak, szewc Skuba, Szewczyk Dratewka wystartują w wyborach. Ci, co ze smokami walczą, wychodzą na tym jak Zabłocki na mydle. Dawno temu do szkoły idąc, co dzień mijałam rzeźbę św. Jerzego na koniu walczącego ze smokiem. Okazało się, że on świętym nie jest! A smok? Nie wiadomo, czy istniał.
Dziamdzia jego zafatrany glamzdoń! Sturba suka! – jak mawiał, los przeklinając, szewc Sajetan, Witkacego twór. A my nic na historię nie poradzimy, będzie sobie szła szosą jak Sasza, bez względu na względy. Gwałt, jaki zadałam historii, myląc Kraka z Dratewką, nie był pierwszym ani, mam nadzieję, ostatnim. Za objaśnienie serdecznie Leszkowi Mazanowi dziękuję.
Stały Czytelnik z Lublina przysłał list na papierze! Nie e-maile z pochwałami oraz z małą pretensją, że zbyt łagodnie potraktowałam Rokitę, Szewczykiem go nazywając. Czytelnik o szukanie rozgłosu JMR posądza, pisze, że za żadną Niceę Pierwszy Śledczy Rzeplitej umrzeć nie zamierza, ino w świetle jupiterów pławić się chce. „Jego, Rokity, pierwowzorem był Herostratos, szewc z Efezu, który w 356 roku p.n.e. podpalił świątynię Artemidy, chcąc zyskać sławę i nieśmiertelność”, pisze Stały Czytelnik.
Tak czy siak każdy zwycięzca, Smok, Szewc czy Książę, będzie musiał oszczędności robić. Dla krakauerów to nie problem plan Hausnera respektować. Dziś liczy się każdy grosik, widać to nawet w potężnej Agorze, co na Lemie Stanisławie oszczędności robi; nie stać „GW” na felieton Lema, dobrze, że „Przegląd”, choć ubogi, mistrza Lema zatrzymuje, mimo że naczelny węża ma w kieszeni. Oszczędzać trzeba, to fakt. Może „Fakt” z fanfarami Lema przyjmie, żeby ludność mogła myśli pisarza poznać?
Wybranie małżonki prezydenta noszącej to samo nazwisko oszczędzi też sporo wydatków. Mogą zostać pieczątki, najwyżej się „i” na „a” w nazwisku zmieni, a w Europie i męska końcówka jest mile widziana. Kancelariami prezydentostwo się zamienią, Olo weźmie fundację i poświęci się działalności charytatywnej, Jola przejmie wszystkich ludzi prezydenta. W pałacu nie trzeba będzie remontów robić, wystarczy krótkie wietrzenie i fru!

 

Wydanie: 08/2004, 2004

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy