Bez uprzedzeń
Nie mam zaufania do porządku prawnego czy politycznego, który bezustannie odwołuje się do dobrych intencji, prawa naturalnego, praw człowieka, praw dziejowych, religii lub innej ideologii. Wiem, że niewiele dobrego można zdziałać bez dobrych intencji, sam mam pewną skłonność do myślenia w kategoriach racjonalistycznie interpretowanego prawa naturalnego. Mimo to ufam tylko takiemu porządkowi, za którym stoi realna, nie ukrywająca się wstydliwie siła. Wszelkie próby zastąpienia siły w jej naturalnej roli przez jakieś rzeczywiście czy pozornie szlachetne idee, wydają mi się czymś bliskim oszustwa, w najlepszym wypadku pobożnym kłamstwem. Dlatego kibicuję trochę amerykańskiemu hegemonizmowi. Gdy w jakimś miejscu świata pojawiają się Stany Zjednoczone ze swoją wolą i swoimi interesami, upadają wszelkie morałowe iluzje, wszelkie pobożne kłamstwa, rozpadają się lokalne mocarstwowe pozy. Prawda wychodzi na wierzch. Oczyszcza się atmosfera psychiczna. Elementy nieznośnej mieszaniny prawdy i kłamstwa oddzielają się od siebie, sytuacja się klaruje i wyłania się, przynajmniej na jakiś czas, piękny podział na rzeczywistość i złudzenia. Niewiele było w przeszłości potęg, które miały taką właściwość czynienia światła jaśniejszym, jaką posiadają Stany Zjednoczone. Na myśl przychodzi imperium brytyjskie, a wcześniej chyba tylko starożytne imperium rzymskie. I Ateny z czasów, gdy sprawowały hegemonię. Kościół katolicki zdobył wielką władzę nad Europą innymi metodami: miłością bliźniego, miłosierdziem, nadstawianiem drugiego policzka itp. Podobnie (jeżeli prostactwo może być podobne do wyrafinowania) działał komunizm, wyzwalając proletariat i traktując ruchy czołgów jako nieistotne okoliczności towarzyszące. Oczywiście, Stany Zjednoczone także posługują się ideologią i przyznały sobie nawet wyłączność na autentyczną interpretację praw człowieka, ale nie głoszą, że ten przywilej wywodzi się wprost z ukrzyżowania Jezusa czy z odkrytych przez Ojców Założycieli praw dziejowych, czy z jakiejś innej legendy. Mają takie prawa, tak daleko sięgające, jakie Kongres uchwali. Dlaczego nie przystępują do Międzynarodowego Trybunału Karnego? Przecież bez większych trudności mogłyby posługiwać się tą instytucją jako jeszcze jednym instrumentem swojej polityki zagranicznej. Nie robią tego, ponieważ nie lubią blagi. Chcą nie tylko działać, ale chcą jeszcze, aby było widać, skąd pochodzi ich prawo do działania.
Ameryka dzięki swojej sile gospodarczej i militarnej, a także dzięki swoim prawom i swojej zasadzie skuteczności, która ją chroni (choć nie zawsze) od wyznaczania sobie celów chimerycznych, jest predestynowana do panowania nad połową (większą) świata, ale tempo, w jakim ostatnio do tego dąży, jest trochę za prędkie. Wydaje się, że władzę sprawują tam obecnie ludzie za bardzo w gorącej wodzie kąpani. Wygląda to tak, jakby ci ludzie chcieli organiczny proces przyspieszyć za pomocą woluntarnej polityki.
W sprawach europejskich Stany Zjednoczone postępują z należytą ostrożnością, nie mógłbym jednak z ręką na sercu powiedzieć, że wszystko, czego tu chcą, całkiem mi się podoba. Chcą, aby Europa się jednoczyła, ale nie chcą, aby się zjednoczyła. Amerykańskie naleganie na Unię Europejską, aby przyjęła Turcję, najpierw Europejczykom zachodnim i środkowym popsuje ich dotychczasową retorykę. Turków jest ponad 60 milionów i mają dużo więcej dzieci niż Europejczycy. Demografowie stawiają hipotezy, za ile dziesiątków lat – gdyby Turcja została przyjęta – muzułmanie stanowiliby większość mieszkańców Europy. Jeśli Amerykanie przeprowadzą swoje zamiary i muzułmanie zdobędą przewagę ludnościową, papież sprzyjający zjednoczeniu i mówiący o Europie chrześcijańskiej wyjdzie na głupiego. My, sygnatariusze różnych apeli wzywających do głosowania za przystąpieniem do Unii, czytając te apele za ileś lat, setnie się z siebie uśmiejemy. Mówię tu tylko o skutkach retorycznych. O realnych trzeba powiedzieć osobno. Rząd, zdaje mi się, rozumie sytuację, bo do propagowania Unii Europejskiej zatrudnia coraz więcej zawodowych komików.
Ma Rosja swoją ideologię euroazjatyzmu, będzie miała swoją również Europa. Nie tylko dzięki Amerykanom, bo w Europie Zachodniej, niewiedzącej, jak sobie poradzić z islamistami, których już ma u siebie, umacnia się koncepcja, że przyjęcie Turcji da możliwość wyprodukowania świeckiej i liberalnej odmiany islamu. Potem ten europejski islam postawi się za wzór Arabii Saudyjskiej, Libii, Iranowi, wszystkim szyitom i innym fundamentalistom. Wprowadzimy w ten sposób oświecenie do świata muzułmańskiego i pozbędziemy się kłopotu.
Jeśli chodzi o realną stronę europejskiego euroazjatyzmu, to niewiele na razie mogę powiedzieć, w Turcji nie byłem, słyszałem tylko od ludzi, że mniej się różni od Polski niż Polska od Holandii czy Francji. Podczas wojny krymskiej Mickiewicz, jak pamiętamy ze szkoły, przybył do Turcji. Gdy zobaczył gdzieś kupę śmieci, niezmiernie się wzruszył, bo od razu przypomniał mu się kraj rodzinny.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy