Dziwna Europa

Dziwna Europa

Wielcy tego świata zachodniego już zdecydowali, że Turcja zostanie przyjęta do Unii Europejskiej i chodzi tylko o odpowiednie przygotowanie opinii publicznej, aby się wydawało, że decyzja jest demokratyczna. Jacques Chirac, który należy do tych wielkich i jest wśród nich może najlepszym fachowcem od demokratycznego rządzenia, zapowiedział referendum, aby Francuzi mogli się wypowiedzieć, czy chcą, czy nie chcą przyjąć Turcję do Europy. Możemy być pewni, że naród francuski, który teraz w większości jest przeciw, ale do czasu referendum zmieni swoje zdanie, a gdyby nie zdążył zmienić na pierwsze referendum, to mu się urządzi drugie, trzecie – aż do skutku. Takie są reguły demokratycznego decydowania w Unii Europejskiej. Polskie najwyższe czynniki polityczne są za przyjęciem Turcji. Niech nikt nie mówi, że jest to sprzeczne z uprzednim domaganiem się, aby w traktacie konstytucyjnym Unia Europejska potwierdziła swoją chrześcijańską tożsamość. Uleganie raz jednej sile (Kościołowi), raz drugiej (Ameryce) nie jest sprzecznością, lecz płynięciem, dokąd fale uniosą. Pozwalaliśmy o sobie sądzić, że chcemy Europy chrześcijańskiej, ale co o nas sądzą, nas nie zobowiązuje, teraz chcemy Europy mieszanej, chrześcijańsko-muzułmańskiej. Ponieważ teologowie chrześcijańscy niczego już stanowczo nie twierdzą, a Kościoły prawie niczego od swoich wiernych nie wymagają („możesz wierzyć i w kozła, abyś dziesięcinę płacił”, jak prekursorsko wyraził się pewien biskup krakowski), mamy nadzieję, że w Turcji przyłączonej do Europy uda nam się wyprodukować równie liberalny islam. Później rozprzestrzeni się na inne rejony i rozpuści w sobie niebezpieczne fundamentalizmy. A jeżeli się nie zliberalizuje i nie rozpuści w sobie, lecz wprost przeciwnie, to „clash of civilizations”, zacznie się gdzieś we Francji (śp. Michel Poniatowski wieszczył, że Paryż stanie się kiedyś Bejrutem Europy) w Niemczech czy Włoszech, a do nas nie dojdzie. Tak czy owak, cała dotychczasowa ideologia europejskiej tożsamości chrześcijańskiej zamieniła się w rupieciarnię słów, dla których nawet cudzysłowu szkoda. Mimo olbrzymiego ryzyka, jakie się z tą decyzją wiąże, wcale nie uważam, że rozszerzenie Unii Europejskiej na Turcję nie ma za sobą godnych uwagi argumentów. Skoro Żydzi potrafili po dwu tysiącach lat wrócić do swojej starożytnej ojczyzny Palestyny, to Europejczycy mogą pokusić się o coś łatwiejszego, ale analogicznego, i wrócić ze swoją cywilizacją, której twardym jądrem są greckie idee piękna, matematyki i demokracji, do kraju Heraklita i Talesa, do Efezu i Miletu. Gdyby te dwie starożytności: żydowska i europejsko-grecka, wspierały się nawzajem na Bliskim Wschodzie, to by mi się podobało jako wielki dramat dziejowy, odgrywany w globalnym amfiteatrze. Szkoda, że przed widzami wystarczająco niewykształconymi, aby nic z tego nie rozumieć. Zejdźmy na poziom trzeźwo myślących polskich polityków. W jaki sposób oni nam trzeźwo zachwalają Turcję? Właśnie słuchałem jednego, który twierdził, że Turcji należy się nasze poparcie, ponieważ ona jedna nie uznała rozbiorów Polski. Podobno sułtan, przyjmując dyplomatów, pytał za każdym razem o posła Lechistanu. Robił to na złość Rosji, i na tym polega zasługa Turcji, zdaniem trzeźwo myślących polityków. Co znaczy przyjęcie Turcji dla naszych nadziei, że Ukraina stanie się w przewidywalnej przyszłości członkiem Unii Europejskiej, chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. A może trzeba, bo orędownicy sprawy ukraińskiej (która w tym przypadku była taż naszą sprawą) jakoś umilkli i myślą, a może tylko udają, że nic się nie stało. Stało się bardzo dużo i bardzo źle. Polska nic na to nie mogła poradzić, nie ma powodu siebie winić, ale powinno się przynajmniej głośno i uczciwie powiedzieć, że spotkał nas gorzki zawód. Partia prozachodnia na Ukrainie została osłabiona, partia prorosyjska wzmocniona, a polskie rządy powinny przyjąć do wiadomości, że ich chęci, nawet w stosunku do bliskiej zagranicy, nie wywierają wpływu na bieg wydarzeń. Jak pamiętamy, prezydent Bush w Stambule stanowczo zażądał przyjęcia Turcji do Unii Europejskiej, i prawie natychmiast przygotowania nabrały tempa. Trudno uwierzyć w argument, że powiększona o Turcję Unia Europejska zwiększy swój ciężar w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi. Umocni się raczej protekcja amerykańska, bez której twór tak niespójny nie będzie się mógł utrzymać. Wszyscy więc od Atlantyku do Dniepru moglibyśmy obchodzić żałobę po Europie europejskiej, ale nie obchodzimy, bo nie bardzo wierzyliśmy w jej istnienie. * Tylko fragmentu tej audycji radiowej (Program II) udało mi się wysłuchać, ale mi to wystarczyło. Bodajże w Aninie jedni chcą nazwać uliczkę imieniem Adolfa Dymszy, a drudzy się temu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 43/2004

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony