Dziwna niemożność

Jako główny materiał pod hasłem „Michnik” znaleźć można w internecie obszerny esej znanego nienawistnika Jerzego Roberta Nowaka, w którym ten rejestruje skrupulatnie wszystkie zwroty polityczne Adama Michnika, pomawia go o nieskończoną ilość nielojalności, zarzuca mu oczywistą agenturalność, a wszystko to razem wyprowadza z KPP-owskich korzeni. Nawet lata spędzone przez Michnika w więzieniu przedstawione są jako okres jego pomyślności i komfortu, a jego cela więzienna w opisie Nowaka przypomina gabinet zapracowanego intelektualisty, piszącego książki i artykuły, które natychmiast są drukowane i wysyłane za granicę przez urzędników bezpieki. Odrzucając jednak hektolitry jadu, jakim jest nasycony tekst Nowaka, a także wszystkie zawarte w nim inwektywy, nie da się też nie zauważyć niezwykłej intuicji oraz odwagi i wyobraźni politycznej Adama Michnika, jaka wyłania się z tego opisu. Wyobrażał on sobie rzeczy wówczas niewyobrażalne, które się ziściły, a także rzucał propozycje z pozoru absurdalne – na przykład „wasz prezydent-nasz premier” – które zostały zrealizowane. Moment obecny jak rzadko wymaga wyobraźni i odwagi myślenia. Dlatego też z wielką uwagą, a także z nadzieją, oddałem się lekturze artykułu Adama Michnika „Modlitwa o deszcz” („Gazeta Wyborcza”, 30 lipca br.), którego tytuł jest nawiązaniem do autentycznej modlitwy o deszcz, jaką w okresie suszy zalecił posłom na Sejm IV RP marszałek tegoż Sejmu, przez co Polska stała się jedynym krajem na świecie, gdzie modlitwa o deszcz jest aktem państwowym. Trafności tej metafory dorównuje w artykule Michnika trafność opisu Rzeczypospolitej Kaczyńskich. Michnik przypisuje im zbudowanie obozu katolicko-fundamentalistycznego populizmu (co zresztą expressis verbis potwierdził w niedawnym wywiadzie dla gazety Michnika prezydent Lech Kaczyński), zawłaszczenie państwa przez układ partyjno-koteryjny sprawniejszy od tego, który przypisuje się rządom SLD, profitowanie na umyślnie podsycanym klimacie strachu i zagrożenia, anachroniczny antygermanizm oraz obsesję antyeuropejską. Ta Polska Kaczyńskich w bardzo krótkim czasie powstała „z republiki demokratycznej, gdzie wszyscy obywatele mieli równe prawa, gdzie obowiązywała niezawisłość sądów, (…) gdzie kompromis i tolerancja były cnotami, a fanatyzm i mściwość pozostawały w niełasce i gdzie przystąpienie do Unii Europejskiej obchodzono jako święto narodowe”. To znaczy z III Rzeczypospolitej. Tak pisze Michnik, ale niestety nie rozwija tego wątku. I dlatego właśnie czytając „Modlitwę o deszcz”, doznałem zawodu. Piszę to z prawdziwym żalem, ponieważ obraz sytuacji społeczno-politycznej w Polsce, wciąganie państwa – a nas z nim razem – w żenujące swoim poziomem i stylem swary groteskowych mężów stanu, ośmieszanie Polski występami naszej dyplomacji, a wreszcie bezkarne panoszenie się fali prawicowej i klerykalnej ciemnoty – a wszystko to przy kompletnej bezradności i martwocie opinii publicznej! – każe oczekiwać odważnego i naznaczonego wyobraźnią głosu rozsądku. Nieraz zdarzało mi się polemizować z Adamem Michnikiem, mimo to jednak uważam, że jest on jednym z ludzi zdolnych do takiego głosu. Nie wystarczy tu już jednak tylko opis tego, co dzieje się dookoła i co każdy widzi. Aby wyjść ze ślepego zaułka, w którym znalazł się kraj, trzeba podjąć próbę odpowiedzi na dwa fundamentalne pytania. Po pierwsze więc – jak to się stało, że owa demokratyczna III Rzeczpospolita, o której pisze Michnik, tak szybko i tak bezboleśnie w istocie urodziła państwo Kaczyńskich? Po drugie zaś – co oprócz obrzydzenia, niesmaku lub bezsilnych narzekań przeciwstawić powinni IV Rzeczypospolitej ludzie rozsądni i uczciwi? Nie oszukujmy się bowiem: lamentując nad niszczeniem przez rządy Kaczyńskich demokratycznego dorobku III Rzeczypospolitej, bardzo niechętnie zadajemy sobie pytanie, co w istocie sprawiło, że została ona tak łatwo odrzucona przez wyborców? Byłaż by to tylko pomyłka skołowanego elektoratu? Ale co wobec tego sprawia, że nie mniejsza niż ten elektorat część opinii gotowa jest także dzisiaj tkwić w swym błędzie, zamiast panicznie wycofywać swoje poparcie? Mówi się, że Kaczyńscy razem ze swoimi niepotrzebnymi im już dziś „przystawkami” i księdzem Rydzykiem zdołali ożywić tę część społeczeństwa, która była dotychczas bierna i apatyczna. To prawda, ale jaki wobec tego błąd tkwił w mechanizmach politycznych i społecznych III Rzeczypospolitej, który nie pozwolił temu elektoratowi zmieścić się w granicach tego systemu? Apoteoza III RP w zestawieniu z państwem Kaczyńskich jest całkowicie uzasadniona, ale niczego nie wyjaśnia. I nie wyjaśni aż do momentu, kiedy ludzie,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 32/2007

Kategorie: Felietony