Utwór Niemena wraca za każdym razem, gdy w Polsce dzieje się coś tragicznego, trudnego, podniosłego W bibliotekach zazwyczaj panuje spokój i skupienie. W samo południe 15 stycznia czytelniczą ciszę Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie przerwał głos Czesława Niemena. Zebrani na środku gmachu studenci, wykładowcy i pracownicy Uniwersytetu Warszawskiego wysłuchali piosenki „Dziwny jest ten świat”, oddając hołd zmarłemu dzień wcześniej prezydentowi Gdańska, Pawłowi Adamowiczowi. Nagranie z tej wzruszającej chwili trafiło do sieci i dzięki mediom społecznościowym obejrzało je setki tysięcy osób. Dla wstrząśniętych tragedią dzieło Niemena stało się – obok pięknie wykonanego na Długim Targu w Gdańsku utworu „Sound of Silence” – hymnem tamtych wydarzeń. Studenci podkreślali, że piosenka, a szczególnie ostatnia fraza – „lecz ludzi dobrej woli jest więcej” – napawała optymizmem i dawała nadzieję. „Dziwny jest ten świat” to zdecydowanie najbardziej znana kompozycja Czesława Niemena; poetycka opowieść o okrutnym świecie, w którym „ktoś słowem złym zabija tak, jak nożem”, ale ten świat nie zginie dzięki ludziom dobrej woli. To oni mają sprawić, że będziemy potrafili „nienawiść zniszczyć w sobie”. Pisząc tę piosenkę w 1967 r., Niemen nie znał takich pojęć jak mowa nienawiści, nie walczył politycznie, nie protestował (określenie protest song wobec utworu przyjęło się później), ale dokładnie wiedział, jakie przesłanie chce wyśpiewać. W wywiadzie, jakiego udzielił Polskiemu Radiu tuż po festiwalu Opole ‘67, na którym zdobył główną nagrodę właśnie za wykonanie „Dziwny jest ten świat”, wyjaśniał: – Nigdy nie zastanawiamy się nad tym, że możemy się zabijać słowami. Tu jest taki tekst: „często zdarza się, że ktoś słowem złym zabija tak, jak nożem”. A jednocześnie jest to manifest, wiara w ludzi. O tym mówi ostatnie zdanie „nadszedł już czas, najwyższy czas nienawiść zniszczyć w sobie”. „Dziwny jest ten świat” trafił do akademików, na prywatki, stał się balladą ogniskową i protestacyjną. Niemen zdobył serca młodzieży i… niechęć krytyków. Recenzenci zarzucali mu zbytnią emfazę, tanie efekciarstwo, a nawet – jak prof. Kazimierz Rudzki – brak talentu. Także później nie brakowało prób zdyskredytowania artysty. Można wręcz powiedzieć, że im bardziej był przez fanów kochany, tym bardziej oficjele próbowali złamać jego karierę. Szedł przez życie bezkompromisowo i odważnie, choć jego styl bycia odbiegał od tego, jak żyli ówcześni gwiazdorzy rocka. Niemen był spokojny, elegancki, zdystansowany, świadomy; żył skromnie, nie pił alkoholu, od pewnego momentu nie jadał w ogóle mięsa. Długo mieszkał w hotelu, potem w 20-metrowej kawalerce. Nie urządzał libacji, nie ciągnęły się za nim skandale. Można o nim powiedzieć, że był charyzmatycznym rockmenem o osobowości mnicha. Gdyby żył, kończyłby właśnie 80 lat. Słowiański kosmopolita Urodził się jako Czesław Juliusz Wydrzycki 16 lutego 1939 r. w Starych Wasiliszkach koło Grodna, na dzisiejszej Białorusi, w rodzinie polskich osadników (mieli przybyć na tereny białoruskie w XV w.). Dorastał w multikulturowym, kresowym świecie – jako dzieciak śpiewał po rosyjsku i ukraińsku, chadzał na spacery do pobliskiej tatarskiej wioski. Przesiąkł słowiańszczyzną, która tkwiła w nim nawet w czasach, gdy stał się gwiazdą międzynarodowego formatu. – Całe życie wychodzi ze mnie ta białoruskość, chociaż Białorusinem nie jestem – przyznawał w wywiadzie udzielonym Hannie Marii Gizie w 1999 r. – Chodzi mi o regionalizm, moją wrażliwość na dary natury, w tym na muzykę, śpiew tamtych ludzi, którzy muzykę czuli, nie musieli się jej uczyć. Chodził do rosyjskiej szkoły, ale polskiego uczył się z książek w domu. Czytał na przemian Lermontowa i Norwida, Puszkina i Mickiewicza. Rodzina kochała śpiew i pielęgnowała miejscowe tradycje. Już jako nastolatek Czesiek organizował miejscowy chór. Od samego początku żył muzyką. Gdy trafił do grodzieńskiego liceum pedagogicznego, bardziej niż nauka interesowała go natura. Potrafił uciekać z lekcji, by siadać nad Niemnem i wpatrywać się w nurt rzeki. Do tych widoków wracał pamięcią przez lata – mówił o sobie, że jest regionalny, ale nie narodowy. Czuł w sobie pierwiastek słowiański, ale ciekaw był szerokiego świata. Pod koniec życia kolekcjonował płyty z Bali i Indii, interesował się duchowością Wschodu. W 1958 r.









