Ekstraklasa zaciska pasa

Ekstraklasa zaciska pasa

Kontrakty piłkarzy były horrendalne, obrzydliwie wysokie jak na polskie warunki

Żaden z prawdziwych sympatyków piłki nożnej w naszym kraju nie może powiedzieć, że dobiega końca tradycyjnie ogórkowy lipiec. Tak się bowiem złożyło, że od zakończenia mundialu nikt nie miał prawa się nudzić…

Czekając na odchudzanie

– Jeżeli liga będzie ciekawsza, to na stadionach pojawi się więcej ludzi, będą większe pieniądze, wszyscy będą czerpali większą przyjemność z przychodzenia na mecze. Wtedy ten produkt być może zostanie odpowiednio przetworzony na inną wartość, na wartość europejską – stwierdził niedawno wiceprezes do spraw szkolenia PZPN, Henryk Apostel. – Jednak nasza liga może być ciekawa. I będzie ciekawa, ale tylko wtedy, gdy oprócz Wisły, Legii i Amiki do walki o czołowe pozycje włączą się też inne zespoły.
Zdaniem byłego szefa sportowego Canal Plus, Janusza Basałaja, nasz futbolowy związek pokazał, że stać go na niekonwencjonalne zagrania. Paru ludzi trochę ta reforma „otrzeźwiła”. Była to terapia szokowa. W poprzednim sezonie ekstraklasę podzielono na dwie grupy. Teraz wszyscy ponownie będą grali w jednej. Liga dostała jeszcze raz szansę na to, aby była normalna, atrakcyjna. A jaka będzie, niebawem zobaczymy.
Wątpliwościami dzieli się prezes jednego z najstarszych pierwszoligowców, chorzowskiego Ruchu, Krystian Rogala: – Wszystko zwaliło się na nas jednocześnie. Weszło prawo Bosmana, licencje i walka o ligę w innym kształcie. Propozycja przeprowadzenia trzech reformy naraz. Nie chcę w żadnym przypadku być złym prorokiem, ale oby nie było tak jak z czterema reformami poprzedniego rządu, które – oględnie określając – trudno uznać za sukces.
– W niedzielę, 19 maja, w stołecznym hotelu Sheraton zapadły decyzje o grze 12 drużyn w pierwszej lidze od sezonu 2003/2004. Wywołało to komentarze, że działacze PZPN tną niczym gilotyna! Po pewnym czasie przedstawiciele klubów wystąpili do PZPN, aby to cięcie trochę złagodzić. Tak więc od sezonu 2003/2004 w pierwszej lidze miało zagrać 14 drużyn. Wreszcie tuż „za pięć dwunasta” szefowie klubów pierwszej i drugiej ligi zwrócili się do PZPN o odłożenie reformy o rok. W ten sposób poparto… przeciwników reformy, jak choćby Antoniego Piechniczka twierdzącego, że przy zmniejszonej lidze upadną kluby, a ponad stu zawodników zostanie wyrzuconych na bruk.
Ewentualne (chwilowe?) wstrzymanie reformy nie powinno przesłaniać oczywistych argumentów „za”. Żaden ciekawy piłkarz nie będzie miał kłopotu z graniem w naszej zmniejszonej ekstraklasie. Nie będzie w niej za to miejsca dla słabych. W pierwszej lidze powinni grać tylko najlepsi. To także zdanie Henryka Apostela: – Nie może być tak, iż zawodnik kopnie raz dobrze piłkę w A klasie czy w trzeciej lidze i już gra w ekstraklasie.

Licencyjna wpadka Czarnych Koszul

Na wniosek UEFA we wszystkich krajach członkowskich musi być wprowadzona procedura licencyjna. Kluby, które nie uzyskają licencji, nie mogą w nowym sezonie uczestniczyć w rozgrywkach pierwszoligowych, natomiast od przyszłego sezonu w rozgrywkach UEFA. Już na początku lipca specjalna komisja PZPN rozpatrywała wnioski, które napłynęły z klubów. – Nie zamierzamy łamać naszej uchwały – zapowiadał wiceprezes Eugeniusz Kolator, szef komisji licencyjnej.
W celu uzyskania licencji klub musiał wykazać, że spełnia kryteria prawne, sportowe, finansowe oraz dotyczące infrastruktury. Do wniosku trzeba było dołączyć kopię rachunku o uiszczeniu opłaty licencyjnej w wysokości 5 tys. zł. Piłkarska biurokracja nie wymagała zbyt wielu dokumentów. Kluby informują we wniosku, jaki jest stan techniczny obiektów, na których rozgrywane są zawody. Wymieniają liczbę indywidualnych miejsc siedzących, miejsc siedzących na trybunie krytej, w tym liczbę miejsc wyznaczonych dla mediów i VIP-ów. Informują o danych dotyczących sztucznego oświetlenia.
Kluby muszą także pochwalić się liczbą zespołów młodzieżowych (12-19 lat) biorących udział w rozgrywkach prowadzonych przez Związki Piłki Nożnej. Trzeba szkolić co najmniej cztery drużyny albo udowodnić, iż klub zawarł umowę patronacką z odpowiednim ośrodkiem. We wniosku należało przedstawić odpowiednie zapisy z Krajowego Rejestru Sądowego o władzach klubu oraz przedłożyć zaświadczenia, że klub nie ma długów w Urzędzie Skarbowym ani w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych.
PZPN poszedł klubom na rękę. 19 maja zarząd przyjął uchwałę, która zezwalała, aby jeden z powyższych warunków został spełniony dopiero za rok. Ulga nie dotyczy jednak warunku szkolenia młodzieży. – Otworzyliśmy pewną furtkę, aby kluby przez ten rok mogły się uporać na przykład z problemami dotyczącymi infrastruktury – stwierdził wiceprezes Kolator.
Dla niektórych klubów mijający lipiec okazał się wyjątkowo gorący. Zgłoszono zastrzeżenia do wniosków i dokumentów złożonych przez zabrzańskiego Górnika, szczecińską Pogoń i warszawską Polonię. Szczególnego rozgłosu nabrała kwestia daszku, jaki pojawił się nad trybunami stadionu przy ul. Konwiktorskiej w Warszawie, a dokładniej materiału, z jakiego został zrobiony.
– Dokumenty, które zebrał przedstawiciel naszego wydziału, nie przekonują mnie do tego, że obiekt Polonii – przy zastosowanym rodzaju zadaszenia – jest obiektem bezpiecznym – oświadczył szef wydziału, Wiesław Wieczorek. Dodał, że z olbrzymim zaciekawieniem czeka na decyzję komisji licencyjnej.
Od siebie dodajmy, że gdyby nie brezentowe poszycie, nie byłoby problemu. To, co powstało, całą pewnością nie mogło się utrzymać się w ekstremalnych warunkach. Kto wziąłby odpowiedzialność za – nie daj Boże – wichurę, pożar… W ekspertyzie zawarto sformułowanie o materiale trudnozapalnym, ale przecież wymogi licencyjne wyraźnie określają, że chodzi o materiał niepalny. Brezent zdjęto i zastąpiono go falistą blachą, niepalną…

Wojna Radomska z Garbarnią

Przez kilka tygodni mieliśmy do czynienia z wydarzeniem bez precedensu – dwa mecze barażowe, odwołania, protesty, narady, oświadczenia i nadal nie było wiadomo, której drużynie przysługuje miejsce w ekstraklasie. Poszło o to, że w dwóch barażowych meczach RKS Radomsko – Garbarnia Szczakowianka Jaworzno w tym drugim zespole wystąpił serbski gracz Branko Rasić. Wystąpił, ale zdaniem radomszczańskich działaczy nie był uprawniony do gry. W Radomsku tamtejszy prezes prezesów, Tadeusz Dąbrowski, przełykał gorzką pigułkę. Jeszcze kilka tygodni wcześniej nazywano go „królem transferów”. O piłkarzach RKS mówiło się w całej Polsce, a Radomsko podawano za przykład sukcesu. Niemal w jednej chwili mit prysnął i wszystko się zawaliło. RKS przegrał baraże i spadał do drugiej ligi. Ale załamanie trwało tylko chwilę. Ktoś podszepnął, że w ekipie rywali grał piłkarz, w którego zatrudnieniu był przekręt. Szefowie z Radomska złożyli protest w PZPN i zażądali walkowerów.
Członkowie Naczelnej Komisji Odwoławczej PZPN nie mogli narzekać na nudę. Wreszcie jej szef, Eugeniusz Stanek, orzekł: – Sprawa jest precedensowa w tym sensie, że klub, który przegrał baraże o pierwszą ligę, wskazuje błędy formalne i żąda walkowerów. Szczakowianka pozyskując Branka Rasicia, zwróciła się do kompetentnych organów, czyli Śląskiego ZPN, i otrzymała pewną wskazówkę rozwiązania problemu. Na ile ŚlZPN naruszył przepisy i ile jest w tym winy Szczakowianki? Na wiele kwestii w tej sprawie nie ma dowodów. Z drugiej strony, Radomsko słusznie wskazuje nieprawidłowości, których nie można zaakceptować. Trudno w tym wszystkim znaleźć złoty środek i przyznam, że mam wielki dylemat.
W piątek, 12 lipca, prezydium PZPN podjęło decyzję, że RKS Radomsko i Garbarnia rozegrają (28 lipca w Płocku) trzeci mecz o miejsce w ekstraklasie. Prezes radomszczan, „Ted” Dąbrowski, codziennie zmieniał zdanie. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy jego drużyna wybiegnie na boisko płockiej Wisły. – Postanowiliśmy, by rozstrzygnięcie zapadło na murawie – oświadczył prezes PZPN, Michał Listkiewicz. – Tak będzie najsprawiedliwiej. To nie była prosta sprawa i nie tylko dla nas stało się oczywiste, że każda decyzja wywoła falę protestów. Dlaczego nie odrzuciliśmy odwołania RKS Radomsko? Bo dowody na to, że pewni ludzie dopuścili się oszustwa jednak były. Dotyczy to przede wszystkim działaczy Śląskiego ZPN. Najgorsze jest to, że teraz ci ludzie swoją winę chcą schować w grobie śp. Mariana Dziurowicza. Obiecuję, że w niedługim czasie polecą głowy. Chodzi o dyskwalifikacje, nawet dożywotnie.

Coraz mniejszy tort

Taki okrzyk nadzwyczaj często można usłyszeć na trybunach polskich stadionów. – Czy prawdziwa jest informacja, że w latach 2000-2005 z Canal Plus do klubów trafi 100 mln dol.? Tak. Przekażemy im 100 mln dol., nawet z jakimś niewielkim dodatkiem – odpowiedział tuż przed odejściem z Canal Plus Janusz Basałaj.
To dzięki tej korporacji (od 31 lipca 2001 r. do 25 maja 2002 r.) kasa stołecznej Legii wzbogaciła się o 5,6 mln zł, krakowskiej Wisły – o 4,9, a wronieckiej Amiki – o 4,3. Takich kwot nikt nigdy, nie tylko w naszych realiach, nie może lekceważyć.
W tym czasie sytuacja się zmieniła, i to znacznie. Francuska Korporacja Telewizyjna, zresztą jako nie jedyny medialny koncern, popadła w nie lada tarapaty. Zaczęto głośno mówić, że polski Canal Plus już niebawem będzie miał nowego właściciela. Kwoty przeznaczone na polską ligę zostaną zmniejszone o mniej więcej 30%. A przecież dość powszechna jest opinia, że gdyby nie francuski „dobrodziej”, PZPN wcale nie musiałby ingerować w odchudzanie ligi. Albowiem tak naprawdę tylko kilka klubów byłoby stać na zgłoszenie się do rozgrywek. Reszta żyje z dnia na dzień, popadając w coraz większe zadłużenie. Na dodatek pojawił się mniejszy tort (pieniądze z Canal Plus) do podziału. Istnieje pewne niebezpieczeństwo, bowiem opieranie się na jednym dobrodzieju jest niesłychanie ryzykowne. Zobaczmy, co się ostatnio stało w Anglii i Niemczech.
Biednemu wiatr w oczy? Ależ oczywiście. Jakby mało kłopotów spadło na Polonię, to jeszcze na początku lipca odcięto dopływ energii elektrycznej do obiektów na Konwiktorskiej. Wysokość dwuletnich zaległych opłat wynosi 99,4 tys. zł. Do tego dochodzi sporna kwota 87 tys.
– Pogoń znalazła się w sytuacji bankruta – mówi wprost nowy sponsor (zarządca, zbawca) szczecińskiego klubu, Les Gondor. Potężne zadłużenie finansowe sięga 22 mln zł. Mało tego, muszę pewną kwotę przeznaczyć na wykup udziałów. W sumie obciążenie klubu wynosi 35 mln zł. Najwyższe płace osiągały nawet 40 tys. zł netto plus premie. Pewna grupa otrzymywała płace w granicach 30-32 tys. zł miesięcznie na czysto, do tego nagrody za wyniki, które też sięgały miesięcznie kilku tysięcy złotych. To wszystko było chore, nieadekwatne do polskich warunków. Udało nam się już to zmienić. Wtórował mu nowy prezes Rady Nadzorczej Pogoni, Piotr Werner: – Kontrakty piłkarzy były horrendalne, obrzydliwie wysokie jak na polskie warunki.
Dodajmy, że obecne kontrakty najlepszych oscylują w granicach 100-150 tys. euro rocznie. Ta grupa najwięcej zarabiających systematycznie się kurczy i będzie się kurczyła. Trwa zaciskanie pasa, bo przecież jakoś w żaden sposób nie przystaje to do polskiej rzeczywistości.
Tego rodzaju problemy – przynajmniej na razie – nie dotyczą prezesa słynnej Barcelony, Joana Gasparta. Przed kilkoma dniami oznajmił, że w ubiegłym sezonie klub zarobił na czysto 7,2 mln euro, na transfery i inwestycje jest w stanie przeznaczyć 109 mln, a roczny budżet wyniesie 170,732 mln euro. Przeciętny budżet naszego pierwszoligowca należy szacować na jakieś 1,5 do 2 mln euro. To jakże wymowne porównanie wyjaśnia, jeżeli nie wszystko, to naprawdę wiele. Już za kilka dni wystartuje liga, a stawką będzie 75. tytuł mistrza Polski. Powinno być ciekawie nie tylko na boisku…
„Przegląd Sportowy”

 

 

Wydanie: 2002, 30/2002

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy