Emeryt Europy buntuje się po cichu

Emeryt Europy buntuje się po cichu

Nowy prezydent Portugalii będzie musiał się zmierzyć z przedłużającą się recesją i kryzysem demograficznym „Będę pracował na rzecz narodowej zgody i pojednania, dla wszystkich Portugalczyków, niezależnie od ich poglądów. Chcę zasypywać przepaście i budować mosty, łączyć, a nie dzielić. Razem będziemy silniejsi” – tak Rebelo de Sousa, 67-letni weteran portugalskiej sceny politycznej, zakończył przemówienie po wygraniu już w pierwszej turze styczniowych wyborów prezydenckich. Ten patetyczny ton okazuje się dość mylący. Ze słów prezydenta elekta (formalnie obejmie urząd 9 marca) można by wywnioskować, że Portugalia jest głęboko podzielona, a de Sousa przybywa, by zjednoczyć zwaśnione frakcje. O ile rzeczywiście konflikt między rządzącą lewicową koalicją Antónia Costy, reprezentującymi praktycznie centroprawicowe pozycje socjaldemokratami, z których wywodzi się de Sousa, a liberałami narasta mniej więcej od zapaści gospodarczej w 2008 r., o tyle dzisiejszy krajobraz polityczny w Portugalii trudno nazwać polem bitwy lub uwerturą do rewolucji. Pętla demograficzna Rebelo de Sousa obejmuje kraj, w którym, owszem, obywatele są mocno sfrustrowani przeciągającą się recesją, ale zdecydowana większość na żywiołowe protesty uliczne nie miałaby już siły. Oprócz galopującego bezrobocia i stagnacji ekonomicznej największym problemem jest szybkie starzenie się społeczeństwa. Już w tej chwili system ubezpieczeń społecznych znajduje się na krawędzi wypłacalności i łata dziury nieustannymi zapomogami z przynoszących jeszcze dochody gałęzi gospodarki (np. eksportu korka, w którym Portugalia jest światowym liderem). Najbliższe lata mogą jednak doprowadzić do zapaści w świadczeniach socjalnych – do 2030 r. odsetek emerytów w portugalskim społeczeństwie zwiększy się z obecnych 20% do ok. 28%. Jednocześnie drastycznie spada przyrost naturalny. W zeszłym roku urodziło się aż 15% mniej dzieci niż w roku 2008. Jeśli dodać do tego ujemne saldo migracyjne (co we współczesnej historii kraju również jest nowością, biorąc pod uwagę napływ imigrantów z dawnych kolonii w latach 60. i 70. XX w.), na horyzoncie rysuje się groźba katastrofy demograficznej. Eksperci z Uniwersytetu Lizbońskiego szacują, że do 2055 r. populacja Portugalii skurczy się aż o jedną czwartą – dla zaledwie 10,5-milionowego kraju taki ubytek może być nie do uzupełnienia. Dlatego próżno szukać na ulicach Lizbony czy Porto tłumów protestujących przeciwko polityce cięć budżetowych i brakowi perspektyw. Większość potencjalnych demonstrantów zdążyła już wyjechać do Wielkiej Brytanii, Niemiec, a ostatnio coraz częściej do Brazylii czy nawet Angoli – dawnych kolonii, wciąż połączonych z metropolią wspólnym językiem. Portugalia ma swój elektorat protestu – to on wybrał w listopadzie, przy wstrzymywaniu oddechu przez brukselskich biurokratów i połowę europejskich przywódców, rząd oparty na mocno niestabilnej koalicji Partii Komunistycznej, bloku ugrupowań lewicowych i Partii Zielonych. Mimo wszystko ten bunt jest innego rodzaju – nie narodzi się z niego nowe Podemos czy nowa Syriza, nie wyniesie na piedestał kolejnego Pabla Iglesiasa bądź Aleksisa Tsiprasa. To bunt pozbawiony energii, obrazujący bezradność wobec nadchodzącego, nieuchronnego schyłku Portugalii, niegdysiejszego imperium z posiadłościami na wszystkich niemal kontynentach. Pętla ekonomiczna Bezradność i rezygnacja Portugalczyków nie wzięły się znikąd. Ich główną przyczyną jest fakt, że od wybuchu wielkiego kryzysu w 2008 r. kraj wciąż nie może się odbić od dna. Mimo udziału w programach pomocowych sponsorowanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Europejski Bank Centralny i Unię Europejską, w ramach których Portugalia otrzymała łącznie niemal 80 mld euro, wciąż pozostaje ona drugim – po chyba na zawsze niewypłacalnej Grecji – najbardziej zadłużonym krajem Europy, z długiem publicznym przekraczającym 120% PKB. Wskaźnik ten spadł ostatnio, ze 132% w 2014 r., ale już w porównaniu z 2011 r. jest o 12% wyższy. Świadczy to dobitnie o niemożności wyjścia z recesji. Portugalia wykonuje dramatyczne skoki i na chwilę odrywa się od ziemi, tylko po to by za chwilę znów z hukiem uderzyć o ekonomiczne dno. Przeciągająca się stagnacja gospodarcza odbija się na wszystkich mieszkańcach, niezależnie od ich wieku, wykształcenia czy statusu majątkowego. Jak pokazują dane Banku Światowego, jakość życia Portugalczyków drastycznie spadła w ostatnich latach, osiągając poziom z początku lat 90., kiedy tamtejsza gospodarka dopiero zaczynała się rozpędzać po dekadach dyktatury Antonia Salazara i niedawnej akcesji do Wspólnot Europejskich. Dziś

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2016, 2016

Kategorie: Świat