W Kościele dokonała się zmiana pokoleniowa, którą wspólnie przeprowadzili Jan Paweł II i abp Kowalczyk. I to oni odpowiadają za biskupie nominacje i za to, że stawiali na narodowych konserwatystów Episkopat jest zadymiony PiS-em. Tezę tę postawił biskup emeryt Tadeusz Pieronek. To najbardziej lapidarna, ale, wydaje się, trafna ocena postawy biskupów, ich wyborów. Obserwowaliśmy to podczas niedawnej kampanii wyborczej, kiedy proboszczowie agitowali za Jarosławem Kaczyńskim, obserwujemy teraz, gdy mamy batalię o krzyż ustawiony przed Pałacem Prezydenckim, obserwujemy, śledząc wypowiedzi biskupów. To liczące ponad 100 osób grono w swych przekonaniach w widoczny sposób przesunęło się na prawo. Co więcej, upolityczniło się bardziej niż kiedykolwiek. Tu zaszła zmiana Jednym z ostatnich przykładów wejścia biskupów w sferę profanum był ich głos w sprawie krzyża na Krakowskim Przedmieściu i wystosowany w związku z tym apel z Jasnej Góry – żeby politycy stworzyli komitet, który zająłby się budową pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy. „To jest totalna pomyłka. Po co się tym zajmują? Co biskupów obchodzi stawianie pomników? Przecież to jest apel o postawienie pomnika. (…) Grzech pierworodny polega na upolitycznieniu Episkopatu”, komentował to posunięcie bp Pieronek. Ale był w tej krytyce odosobniony. To znamienne. Pieronek kilkanaście lat temu należał do najbardziej wpływowych postaci w polskim Kościele. Był w latach 1993-1998 sekretarzem generalnym Episkopatu, wypowiadał się w mediach, cieszył się popularnością. Dziś, gdy mówi, że Episkopat jest zadymiony PiS-em, odpowiadają mu, że on sam jest zadymiony PO. I przypominają, że jest emerytem. Emerytami są też inni biskupi, którzy nadawali ton i Kościołowi, i polskiemu życiu publicznemu – Józef Glemp, Tadeusz Gocłowski, Franciszek Macharski, Henryk Muszyński, Alfons Nossol. Kilku innych już nie żyje. W ostatnich kilku latach w polskim Kościele dokonała się zmiana pokoleniowa. Na miejsce hierarchów, którzy autorytet budowali w czasach PRL, przyszli młodsi, ukształtowani w latach 80., w czasach „walki z komuną”. Paradoksalnie, jeżeli jeszcze kilka lat temu słychać było głosy nadziei, że przemiana pokoleniowa otworzy polski Kościół, uczyni go mniej konserwatywnym, to okazało się, że nastąpiło coś przeciwnego. Młodsi biskupi przyjęli nie liberalny, ale fundamentalistyczny ton. I drugi paradoks – tę zmianę przeprowadzili wspólnie Jan Paweł II i abp Józef Kowalczyk, nuncjusz apostolski. Trudno przesądzać, jakie były ich zamiary, ale to oni odpowiadają za biskupie nominacje i za to, że stawiali na narodowych konserwatystów. Do tego wszystkiego dodajmy paradoks numer trzy – kilka lat temu wiązano wielkie nadzieje z demokratyzacją polskiego Kościoła, ze zmianami organizacyjnymi, z tym, że rozdzielone zostaną funkcje prymasa i przewodniczącego Konferencji Episkopatu i wzmocniona pozycja biskupów diecezjalnych. Tak się stało – tylko że efekt tych działań jest dokładnie odwrotny od wówczas oczekiwanych. Kościół przestał mówić jednym głosem, stracił swego przywódcę. Teraz jest ich wielu. Ale w tym wielogłosie, szumie różnych opinii najmocniej brzmi głos konserwatystów. Dziś więc w polskim Kościele głos abp. Józefa Życińskiego jest pomijany, niezauważany jest głos biskupów umiarkowanych, lekceważony jest głos kard. Dziwisza, którego autorytet mocno ucierpiał w wyniku „decyzji o Wawelu”, za to słychać donośnie przewodniczącego Konferencji Episkopatu, abp. Józefa Michalika, i abp. Sławoja Leszka Głodzia, który pełni m.in. funkcję przewodniczącego wpływowej Rady Episkopatu ds. Środków Społecznego Przekazu. Oni są najgłośniejsi, najwyraźniej mówią językiem, który najlepiej oddaje stan ducha większości hierarchów. Głos biskupa Zauważmy, co w sprawie krzyża na Krakowskim Przedmieściu mówili arcybiskupi Józef Michalik i Sławoj Leszek Głódź. „Aktualne wydarzenia przed Pałacem Prezydenckim są wyrazem niezadowolenia ze stylu, w jakim prowadzony jest dialog ze społeczeństwem. Naród źle odebrał zapowiedź prezydenta elekta o usunięciu krzyża bez deklaracji, czy zostanie on czymkolwiek zastąpiony. To było tylko stwierdzenie, że krzyż jest problemem i że zostanie on rozwiązany. Część ludzi tego nie wytrzymała”, to abp Michalik. „Trzeba posłuchać głosu narodu, serca narodu i sumienia narodu. Bo w ich rękach (czyli rządzących – przyp. RW) leży klucz do właściwego rozwiązania i podjęcia decyzji, na którą czekają obywatele ojczyzny. Decyzji, której źródłem winien być obowiązek pamięci o tych, którzy wyprzedzili nas w drodze do wieczności. Decyzji, której źródłem winna być Polska jutra”,
Tagi:
Robert Walenciak









