Epokowy Październik

Epokowy Październik

Prawicowi doktrynerzy, a za nimi zgraja polityków, po których w historii nie zostanie nic poza złą pamięcią, klepią – i to często bez zrozumienia – parozdaniowe, bo tyle potrafią ogarnąć, ściągi. Przysyłane im, by wiedzieli, co mają mówić. Mówić. Bo przecież myślenia od nich władze partii nie oczekują. Klepią więc, że PRL to „krwawa dyktatura” i „zbrodnicza okupacja”. Nie skorzystali z okazji, by w 60. rocznicę polskiego Października wykazać się choć skromniutką uczciwością i powiedzieć, jak wówczas było. A przecież – jak pisał najwybitniejszy historyk idei prof. Andrzej Walicki – „aby docenić znaczenie październikowego przełomu, nie trzeba być postkomunistą. Trzeba jednak nie być człowiekiem zaślepionym fundamentalistycznym antykomunizmem prawicy, zakładającym, że PRL była od początku do końca państwem komunistyczno-totalitarnym, a więc niezmiennym”. Taka ocena przeszłości służy prawicy jako łopata mająca pogrzebać wszystko, co w PRL zrobiono z sensem i z czego do dziś ci fundamentaliści bardzo chętnie korzystają.

Do czego takie kunktatorstwo i wręcz głupota polityczna prowadzą, widać dziś na przykładzie PO i PSL. Bardzo przykładali się do stworzenia tej załganej wersji historii, jaka dominuje w przekazie polityków i mediów. A teraz jęczą, gdy PiS dopisało ich do tamtej ciemnej strony historii PRL. Czarnej i tylko czarnej, jak ją widzi jedna i druga prawica. Szukanie jakichś niuansów między tymi partiami jest tylko stratą czasu. I godności. Bo chyba ludziom aktywnym w czasach październikowych zmian jest wszystko jedno, czy wyżywa się na ich życiorysach PiS czy PO. Jedni i drudzy są siebie warci. I są, niestety, tak marnie wyposażeni w talenty, a zwłaszcza w charaktery, że gdyby to oni decydowali o wydarzeniach w październiku 1956 r., to biedny byłby nasz kraj. I naród.

W ówczesnych uwarunkowaniach geopolitycznych tylko ktoś z takim charakterem jak Gomułka mógł tyle osiągnąć. Człowiek, który potrafił przeciwstawić się Stalinowi, odsunięty za prawicowo-nacjonalistyczne odchylenie (i tu historia przyznała mu rację), więzień przygotowywany do procesu pokazowego jeszcze półtora roku po śmierci Stalina, zwolennik polskiej drogi do socjalizmu, cieszył się w 1956 r. niezwykłym zaufaniem. Setki tysięcy ludzi oklaskujących go na placu Defilad to wydarzenie, którego nie przeżył żaden polski polityk. Musiały być więc tego realne przyczyny. Jakie? Piszemy o tym w tym numerze i napiszemy w kolejnych. A niebawem w książce o „Przełomie Października ‘56”. I uczciwie piszemy o rozczarowaniach w kolejnych latach.

Wydanie: 2016, 43/2016

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Komentarze

  1. Radoslaw
    Radoslaw 24 października, 2016, 20:49

    Nie opowiadaj bajek, bo ja mam dostatecznie duzo lat, zeby wiedziec, jak to bylo w 1980.
    W sierpniu 1980 roku robotnicy strajkowali pod haslami „Socjalizm tak, wypaczenia nie” i nikt nie bredzil o krwawej dyktaturze czy zbrodniczej okupacji. Postulaty byly przede wszystkim ekonomiczne – to bylo podloze strajkow, a nie zadna „walka z komunizmem i okupantem”.
    A potem zaczela sie dekada prania mozgow za pieniadze CIA. Ale nawet w 1989 roku nie wygadywano bredni, ze w 1945 roku jednak okupacja zostala zamieniona na druga. Te chamskie manipulacje to produkt ostatnich 5-10 lat i generacji mlodych „historykow” z IPN. Polska to kraj, ktoremu w latach 80 USA wyznaczyly role psa lancuchowego do szczekania na Rosje. Oczywiscie, lancuch musi byc kupiony w USA, za grube miliardy dolarow – przykladow bylo chyba pod dostatkiem? A IPN ma zapewnic psu odpowiednia tresure ideologiczna.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Dom
      Dom 25 października, 2016, 06:54

      Gwoli ścisłości to w latach 1980-1981 nikt nie wolał „A na drzewach zamiast liści…” Panie neorach, niech się pan nie ośmiesza.

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy