Estońskie marzenie. Szklany sufit – rozmowa z Jaak Allik

Estońskie marzenie. Szklany sufit – rozmowa z Jaak Allik

Estońskie marzenie W roku 2015 Estończycy mają się znaleźć w pierwszej piątce państw Unii Europejskiej pod względem wysokości dochodów.  Na razie są w szóstce najbiedniejszych W 2007 r., gdy premier Donald Tusk przyrzekał, że zrobi z Polski drugą Irlandię, premier Estonii Andrus Ansip obiecał rodakom, że w 2015 r. znajdą się w pierwszej piątce najbogatszych państw Unii Europejskiej pod względem wysokości dochodów. Wówczas w tej klasyfikacji Estonia zajmowała 20. miejsce – wskaźnik zamożności statystycznego mieszkańca wyniósł 72% przeciętnej unijnej, a gospodarka bałtyckiego tygrysa rosła 11% rocznie. W 2009 r. PKB Estonii spadł o 14% – najwięcej od 15 lat. Estończycy okazali się bogatsi jedynie od Polaków, Litwinów, Łotyszy, Rumunów i Bułgarów. Ich wskaźnik zamożności obniżył się do 62% średniej unijnej. Mimo nagłego spadku poziomu życia, lawinowego wzrostu bezrobocia i cięć budżetowych Estończycy nie wyszli na ulicę jak Grecy czy Łotysze. Nie wybili ani jednej szyby, nie rzucili ani jednego kamienia, nie zorganizowali ani jednego protestu. W 2010 r. estoński PKB wzrósł o jakieś 4%, ale osiągnięcie poziomu sprzed kryzysu zajmie jeszcze kilka lat. Mimo to premier Ansip nie wycofał obietnicy, że uczyni Estończyków bogatymi już w 2015 r. Milowym krokiem do bogactwa miało być przyjęcie euro. W noc sylwestrową premier wyszedł z teatru, by podjąć w bankomacie nową walutę. Na razie wprowadzenie euro nie przyspieszyło zdobywania bogactwa. Estońska korona od dawna była sztywno przywiązana do euro i państwo nie mogło wykorzystywać polityki monetarnej do walki z rosnącą inflacją, która dodatkowo zjadała dochody Estończyków, podobnie jak wzrost cen, który nastąpił w pierwszych tygodniach po wprowadzeniu europejskiej waluty. Za euro zapłacą także przyszli emeryci – aby utrzymać deficyt budżetowy w wymaganych granicach 3% PKB, Estonia zawiesiła przekazywanie całości składek do drugiego filaru. Nawet na tallińskiej starówce, wizytówce Estonii, łatwo trafić na zrujnowane budowle. Straszy na niej wielka dziura, w której jeszcze za czasów radzieckich miał powstać letni teatr. Obiekt powinien być gotowy w tym roku, bo Tallin jest Europejską Stolicą Kultury. Nic jednak nie wskazuje, że powstanie. W Tallinie nowoczesne wysokościowce sąsiadują z biednie wyglądającymi ulicami z lombardami i sklepami z tanią odzieżą. Jednak miasto jest wyspą dostatku w porównaniu z prowincją. W Johvi, kilkunastotysięcznej stolicy okręgu Ida Viru, położonej 150 km od Tallina i 50 km od graniczącej z Rosją Narwy, straszą odrapane fasady bloków zbudowanych w okresie radzieckim. Ida Viru, w większości zamieszkany przez ludność rosyjskojęzyczną, dawniej był ważnym ośrodkiem przemysłowym, zasysającym specjalistów z ZSRR. Okręg leży na głównym bogactwie naturalnym Estonii – wielkich złożach łupków bitumicznych, które można byłoby wykorzystać nie tylko do produkcji energii elektrycznej i ciężkiego oleju (według niemieckiej technologii przejętej przez ZSRR w końcu wojny), lecz także do produkcji gazu, ropy i jej pochodnych. To jednak, jak podkreśla Nikolai Kutashov, doradca dyrektora generalnego zakładów chemicznych w Kivioli, wymaga nakładów inwestycyjnych i zdobycia technologii, które opracowano w Rosji. Jednak rząd nie interesuje się rozwojem regionu i unika kontaktów z Moskwą. W okresie ZSRR rocznie wydobywano w Ida Viru ponad 30 mln ton łupków, obecnie – mniej niż połowę. Młodzież ucieka z pozbawionego pracy i perspektyw regionu, Ida Viru się wyludnia, pozostają starsi mieszkańcy, boleśnie odczuwający aktualną nieprzydatność. – Nasza polityka gospodarcza to rynkowy fundamentalizm – wyjaśnia Heido Vitsur z Fundacji Rozwoju Estonii, były minister gospodarki. – Opiera się ona na dogmatach prywatyzacji majątku państwowego, niskiego deficytu budżetowego i szerokiego otwarcia dla zagranicznego kapitału. Po rozpadzie ZSRR taka polityka była uzasadniona, do władzy w Estonii doszli bowiem ludzie, którzy nie mieli pojęcia o ekonomii. Ale po stworzeniu podstaw rynku państwo powinno rozpocząć aktywną politykę gospodarczą. Heido Vitsur mówi o wielkiej deindustrializacji Estonii. Dawne zakłady radzieckie zlikwidowano, obecnie Estonia jest fabryką montażową dla wielkich koncernów zagranicznych. Może nią być jedynie dlatego, że koszty pracy są tu znacznie niższe niż w Finlandii czy Szwecji. Estonia realnie nie ściga się z tymi państwami, by osiągnąć ich

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2011, 2011

Kategorie: Świat, Wywiady