Fałszerze króla Salomona

Fałszerze króla Salomona

Izraelska policja zdemaskowała archeologiczne oszustwo stulecia

To była próba zmiany historii judaizmu i chrześcijaństwa. Fałszerze działali na całym świecie i zagarnęli miliony dolarów. Światowe muzea powinny sprawdzić autentyczność swych eksponatów pochodzących z czasów biblijnych – twierdzi dyrektor Izraelskiego Urzędu Starożytności, Szuka Dorfman. Oszuści zdumiewająco umiejętnie podrobili najsłynniejsze zabytki odkryte w ciągu ostatnich lat w Ziemi Świętej. Wielu wyprowadzonych w pole ekspertów potwierdziło autentyczność falsyfikatów.
Na razie zarzuty w tej sprawie postawiono pięciu osobom. Według aktu oskarżenia, do gangu fałszerzy, który działał przez 23 lata, należeli przedsiębiorca, znany kolekcjoner i handlarz działami sztuki starożytnej, Oded Golan, kolekcjoner Szlomo Cohen, były dyrektor laboratoriów Izraelskiego Muzeum Narodowego, Rafi Braun, Palestyńczyk z Zachodniego Brzegu, Faiz al-Amaleh, oraz Robert Deutsch, epigrafik, czyli specjalista od inskrypcji, wykładający na uniwersytecie w Hajfie. Zdaniem prokuratury, metody przestępców były zarazem wyrafinowane i proste. Brali prawdziwe zabytki z czasów starożytnych, zazwyczaj niewielkiej wartości, i opatrywali je inskrypcjami łączącymi te przedmioty z postaciami lub wydarzeniami opisanymi w Biblii. W ten sposób wartość zabytków wzrastała wielokrotnie. Wyznawcy judaizmu i chrześcijaństwa bardzo bowiem pragną znaleźć materialne dowody, które potwierdzą świadectwa świętych ksiąg. Tych archeologicznych świadectw jest jednak niewiele. Wykopaliska jak dotąd nie potwierdziły np., że Jerozolima była stolicą sławnego z mądrości i bogactw króla Salomona. Z dokumentów archeologicznych wynika, że w czasach tego władcy (X w. p.n.e.) Jerozolima liczyła tysiąc, najwyżej 2 tys. mieszkańców. Niemiecki egiptolog Rolf Nest nazwał domniemaną metropolię Salomona prowincjonalną dziurą. Tym cenniejsze są wszelkie świadectwa potwierdzające słowa Biblii. Za takie zabytki muzea i kolekcjonerzy gotowi są płacić kwoty zdumiewająco wysokie. Zdaniem izraelskiej policji, wykorzystała to szajka oszustów. Sfałszowano m.in. kamienną menorę należącą jakoby do kapłanów Drugiej Świątyni Jerozolimskiej (zburzonej przez Rzymian w 70 r. n.e.) oraz kamienną pieczęć Menasze, króla Judy. Przestępcy szczególnie chętnie

podrabiali pieczęcie i gemmy,

a nawet opatrywali elektryzującymi każdego badacza napisami fragmenty starożytnych domów. W grudniu 2004 r. dyrektorzy Muzeum Narodowego przyznali, że jeden z ich najcenniejszych eksponatów jest falsyfikatem. To sporządzony z kości słoniowej owoc granatu z napisem: „Należy do Świątyni Pana”. Sądzono, że owoc granatu umieszczony był na rytualnym berle kapłana Pierwszej Świątyni Jerozolimskiej, wzniesionej przez króla Salomona w latach 965-926 p.n.e. (Pierwsza Świątynia została zburzona w 587 p.n.e. przez Nabuchodonozora, króla Babilonu). Muzeum Narodowe nabyło w latach 80. XX w. ten fascynujący artefakt za 550 tys. dol. Pieniądze przekazano z tajnego konta w banku szwajcarskim. Autentyczność zabytku potwierdził renomowany izraelski archeolog, Nahman Avigad. Dyrektor muzeum, James Snyder, twierdzi obecnie, że tego błędu trudno było uniknąć, gdyż w czasie, kiedy dokonany został zakup, nie dysponowano sprzętem zdolnym do wykrycia fałszerstwa. Dopiero w ubiegłym roku eksperci przy użyciu supernowoczesnego mikroskopu spostrzegli, że między kością słoniową a patyną, która rzekomo nagromadziła się na inskrypcji przez wieki, znajduje się substancja syntetyczna. Szczegółowe badania wykazały, że domniemane zakończenie kapłańskiego berła wykonano w XIII lub XII w. p.n.e., a więc przed epoką Salomona, i ze świątynią nie ma nic wspólnego.
Zapewne fałszerze mogliby długo jeszcze uprawiać swój proceder, ale zgubiła ich zuchwałość. Zaczęli podrabiać zabytki, których „odkrycie” musiało się stać światową sensacją. W czerwcu 2002 r. Oded Golan gościł w domu francuskiego profesora André Lemaire’a z Sorbony. Jakby przypadkiem podprowadził go do małego wapiennego ossuarium, czyli urny na kości. W I w. n.e. Żydzi grzebali zmarłych w grotach, po upływie roku zaś składali kości w ossuariach. Takie artefakty są znajdowane często. Izraelski Urząd Starożytności przechowuje ich setki w swych piwnicach. Profesor Lemaire jednak zamarł ze zdumienia, kiedy odczytał aramejską inskrypcję: „Ja’kow bar Josef achui di Jeszua”. Znaczyło to: „Jakub, syn Józefa, brat Jezusa”. Czyżby w ossuarium złożono kości Jakuba Sprawiedliwego, brata Jezusa Chrystusa? (Jakub mógł być synem Józefa z pierwszego małżeństwa, Józef, nim poślubił Marię, matkę Jezusa, mógł zostać wdowcem). Jakub był jednym z przywódców jerozolimskiej wspólnoty chrześcijan. Zginął ukamienowany w 62 r. z rozkazu arcykapłana Annasza. Kolekcjoner Golan opowiadał, że kupił ossuarium w latach 70. od pewnego arabskiego handlarza, nie zwrócił jednak uwagi na inskrypcję, ponieważ jako Żyd niewiele wie o Jezusie (rzekomo nie zdawał sobie sprawy, że Chrystus miał brata). Profesor Lemaire doszedł do wniosku, że oto znaleziony został pierwszy pozabiblijny

dowód istnienia Jezusa.
O przełomowym dowodzie poinformowano triumfalnie w październiku 2002 r. na konferencji prasowej w Waszyngtonie zorganizowanej przez naukowy magazyn „Biblical Archaeology Review”. Mówiono o jednym z najbardziej epokowych odkryć w Ziemi Świętej, o najważniejszym znalezisku chrześcijańskim, porównywalnym tylko z Całunem Turyńskim. Kiedy urnę wystawiono w Royal Ontario Museum w Kanadzie, obejrzało ją pół miliona ludzi. Naukowcy szybko jednak zaczęli stawiać pytania. Dlaczego początek inskrypcji jest napisany literami prostymi, koniec zaś pochyłymi? Wątpliwości wzrosły, kiedy zaledwie dwa miesiące później Oded Golan zaprezentował kolejny sensacyjny zabytek – tablicę Joasza, znalezioną jakoby na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. Joasz był królem Judy (panował w drugiej połowie IX w. p.n.e.). Inskrypcja wyryta na czarnym kamieniu spisana była po hebrajsku w pierwszej osobie. Mówiła o remoncie świątyni jerozolimskiej przeprowadzonym na rozkaz monarchy słowami podobnymi do rozdziału 12 Drugiej Księgi Królewskiej: „A po odliczeniu dawali pieniądze wykonawcom robót ustanowionym dla świątyni Pana, a ci przekazywali je cieślom i budowniczym…” (Biblia Brytyjskiego i Zagranicznego Towarzystwa Biblijnego). Początkowo eksperci, zwłaszcza żydowscy, nie kryli zachwytu: inskrypcja jest autentyczna, być może została na rozkaz Joasza wmurowana w mur świątyni, w każdym razie jest jedynym zachowanym fragmentem salomonowego sanktuarium. „Odkrycie” to miało także znaczenie polityczne. Do Wzgórza Świątynnego roszczą sobie pretensje zarówno muzułmanie, jak i Żydzi. Tu, na miejscu żydowskiej świątyni, wznosi się Kopuła na Skale, będąca jednym ze świętych miejsc islamu. Z sanktuarium żydowskiego pozostała tylko Ściana Płaczu. Tablica Joasza miała być kluczowym argumentem na rzecz historycznych praw Żydów do Wzgórza Świątynnego. Nic dziwnego, że gdy Muzeum Narodowe wyraziło zainteresowanie tym zabytkiem, Oded Golan wyznaczył horrendalną cenę – 4,5 mln dol. Dyrektorzy muzeum nabrali podejrzeń. Tym większych, że jeden z fałszerzy, kolekcjoner Faiz al-Amaleh, nie potrafił milczeć. Lubił przesiadywać w jednym z pubów w Tel Awiwie, gdzie chełpił się, ile to „biblijnych” zabytków sfabrykował i ile na nich zarobił. Kilku gości pubu powiadomiło policję.
W lipcu 2003 r. do domu Golana w Tel Awiwie przybyli stróże prawa. Zamierzali zabrać tablicę Joasza w celu przeprowadzenia badań. Amir Ganor, stojący na czele jednostki dochodzeniowej Izraelskiego Urzędu Starożytności, opowiada: „Golan otworzył małe pomieszczenie na strychu. Okazało się, że jest to toaleta. Na zbiorniku toalety znalazłem ossuarium Jakuba, brata Jezusa”. Kolekcjoner przyznaje, że rzeczywiście trzymał sławną urnę w toalecie, zapewniał wszakże, że czynił to, aby ochronić zabytek przed złodziejami, którzy z pewnością nie szukaliby go w takim miejscu. Stróże prawa znaleźli także warsztaty, a w nich „starożytne” pieczęcie w różnych stadiach produkcji oraz ziemię z kilku stanowisk archeologicznych w Izraelu. Zdaniem prokuratury, ziemia ta służyła do nadawania „zabytkom” fałszywej patyny. Policja przejęła także węgiel drzewny pochodzący sprzed wielu wieków. Być może, miał on zafałszować określenie czasu powstania artefaktów metodą węgla C-14. Kolekcjoner Golan zapewnia, że w oskarżeniach przeciwko niemu nie ma

ani ziarna prawdy.

Warsztaty służyły tylko do restaurowania zabytków. Cała sprawa jest wynikiem spisku uknutego przez Izraelski Urząd Starożytności, który zamierza niszczyć będących dlań konkurencją handlarzy antykami.
Prokuratura przygotowała jednak akt oskarżenia, tym skwapliwiej, że oba słynne znaleziska – ossuarium Jakuba i tablica Joasza – okazały się falsyfikatami. Eksperci wykazali, że kamień, z którego sporządzono urnę, pochodzi z Syrii lub z Cypru, a nie z Palestyny, inskrypcję króla ułożyła zaś „osoba mówiąca współczesnym językiem hebrajskim, posługująca się cytatami z Biblii”. Przed sądem w Jerozolimie prokuratura zamierza powołać 124 świadków, w tym przedstawicieli British Museum, Brooklyn Museum oraz domu aukcyjnego Sotheby’s. Według izraelskiej policji, British Museum nabyło i wystawiło przynajmniej jeden podrobiony zabytek rzekomo pochodzący z Egiptu. Możliwe, że to dopiero początek gigantycznego skandalu. „Odkryliśmy tylko czubek góry lodowej. Ta siatka obejmowała cały glob i wygenerowała miliony dolarów”, twierdzi Szuka Dorfman.

 

Wydanie: 03/2005, 2005

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy