Fantasy nowej generacji

Rozmawiałem jakiś czas temu ze swoim kuzynem, bardzo rozgarniętym i obiecującym czternastoletnim dżentelmenem Hubertem, na temat fantasy, ponieważ i on, i ja jesteśmy zapalonymi amatorami tego gatunku. Oczywiście, nasz punkt widzenia musi być odmienny -Huberta zapewne wciąga przede wszystkim fabuła, ja szukam raczej pomysłów dotyczących magii i czarów – fantasy jest pod tym względem ogromnie inspirująca. Wynika stąd chyba, że jestem mniej serio od chłopca młodszego ode mnie o pół stulecia. Ale nie o tym chciałem pisać. Dla Huberta wielkie początki klasycznej fantasy to już zamierzchła przeszłość, Tolkien i Le Guin to wręcz prehistoria.
Rzeczywiście, ich kontynuatorzy i naśladowcy wyroili się niby stada szarańczy. Nie wiem, czy istnieje w ogóle czytelnik, który by znał i odróżniał wszystkich. Ja w swoim czasie znałem mniej więcej siedem, osiem tysięcy poetów współczesnych, ale znałem ich osobiście lub z korespondencji. Nie wiem, ilu jest w tej chwili autorów fantasy, chyba nie mniej, lecz moja znajomość przedmiotu jest o wiele uboższa. Samych autorów raczej nie znam, nawet polskich, a przecież gros książek to tłumaczenia. Do tego przyszła moda na ogromnie grube buchy mnożące się do tego jak króliki. Jeszcze jakoś zniosłem Eddingsa, Williamsa czy Jordana, ale przy następnych zacząłem kapitulować. Trochę fantastyki czytam wszakże codziennie do poduszki, jednak jest to już mocno przypadkowe. Ostatnio był to polski autor Kres, Feist, McKillip (szkoda czasu) i Steven Erikson – może Amerykanin, a może Anglik wbrew skandynawskiemu brzmieniu nazwiska.
Otóż ten Erikson jest już autorem nowej generacji, z samego przełomu tysiącleci. Można więc na jego przykładzie dostrzec, co się zmieniło. Nie zmieniła się ani grubość tomów, ani zasada serialu. Ogólny jego tytuł to „Opowieść z malazjańskiej księgi umarłych”, a poszczególne tomy nazywają się naturalnie inaczej. Niezmiennie też wojują tam za pomocą włóczni, miecza, kuszy i łuku, a rolę nowoczesnych broni, łączności i środków transportu odgrywają czary. Nowością jest natomiast szczególny metal – otataral, który wszelkie czary unicestwia. Traktowanie seksu – początkowo w fantasy nieobecnego – zmieniło się od kilkudziesięciu lat w całej literaturze światowej, prawdopodobnie pod wpływem filmu i telewizji. Teraz opisy tego rodzaju są już sprawą naturalną, właściwie od dawna przestały szokować.
Ale zaszła zmiana chyba znacznie ważniejsza. Otóż w fantasy nieodmiennie, jak we wszelakiej baśni, dobro walczy ze złem. I to właśnie odrobinę się skomplikowało. Nie ma już, jak u Tolkiena, czarno-białego schematu, złych i dobrych. Za to jest wielu narratorów, co automatycznie mnoży racje stron. Trudno orzec, co jest dobre, a co złe, bohaterowie muszą to uzasadnić, nie ma też jednoznacznego zwycięstwa sprawiedliwości – chyba że bardzo ogólnikowe i raczej pośmiertne. Ale, co prawda, jest to świat reinkarnacyjny, gdzie właściwie nic się nie dzieje w sposób ostateczny i definitywny. W trylogii Feliksa W. Kresa także dobro nie musi triumfować i także jest wielu narratorów. Zresztą u innych współczesnych autorów jest prawie tak samo.
Czyż więc baśnie tracą współcześnie swoją „ideową”, czyli w tym wypadku aksjologiczną spójność? Czy po prostu także fantasy ogarnęła postmodernistyczna zasada „dekonstrukcji”? Niewykluczone. Wyraźne oddzielenie dobra i zła staje się dzisiaj domeną książek dla dzieci, jak w przesłynnym „Harrym Potterze”. Podobnie zresztą powieści historyczne stają się z biegiem czasu lekturą głównie młodzieżową – oczywiście, nie mam na myśli takich autorów jak Teodor Parnicki, tejże „dekonstrukcji” chyba prekursor.
Nie wiem, czy to dobrze, czy też źle. Myślę, że ani to, ani tamto, po prostu tak postrzegamy świat, który już tylko w oczach fanatyków albo fundamentalistów jest jednoznaczny. Fanatycy wprawdzie bardzo głośno krzyczą, ale myślą raczej niewiele. Z ich racjami po prostu nie da się dyskutować, z czego wynika, że książkę Eriksona warto przeczytać, chociaż z motywacją bywa tam bardzo rozmaicie. Ale i to, być może, jest znamieniem nowoczesności.

Wydanie: 09/2002, 2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy