Prezydent Bush rozpoczął swoje ostatnie polowanie na bin Ladena George W. Bush próbuje ratować swą prezydenturę. Wysłał oddziały specjalne, aby wreszcie wytropiły bin Ladena. Mają tego dokonać do końca kadencji obecnego gospodarza Białego Domu. Tak naprawdę nie jest pewne, czy Osama pozostaje przy życiu. W kampanii wyborczej w USA przywódca Al Kaidy jak zwykle odgrywa jednak ważną rolę. – Jeżeli Bush będzie mógł powiedzieć, że zabił Saddama Husajna i pojmał bin Ladena, stwierdzi, że po jego rządach świat stał się bezpieczniejszym miejscem – powiedział pewien pragnący zachować anonimowość funkcjonariusz amerykańskiego wywiadu. Jak poinformowała nadająca w Dubaju telewizja Al Arabija, narada strategiczna przed rozpoczęciem wielkich łowów na bin Ladena odbyła się w Doha w Katarze. Wzięli w niej udział wysocy rangą wojskowi i funkcjonariusze CIA, ambasador Stanów Zjednoczonych w Pakistanie Anne Peterson oraz dowódca armii USA w Iraku, David Petraeus. Ten ostatni stwierdził wcześniej podczas wystąpienia przed Senatem USA, że Osama bin Laden ukrywa się w północnym Pakistanie w pobliżu granicy z Afganistanem i przygotowuje kolejny zamach terrorystyczny, porównywalny do ataków na Nowy Jork i Waszyngton z 11 września 2001 r. Podczas narady w Doha agenci CIA przedstawili dowody, że bin Laden zaszył się w północnym Pakistanie na granicy górzystej afgańskiej prowincji Nuristan. Podobno nawet kryjówka Osamy znajduje się w okolicy wysokiego na 8611 m szczytu K2 w masywie Karakorum. Przygotowano więc operację militarno-wywiadowczą na szeroką skalę. Prezydent Pakistanu Pervez Musharraf konsekwentnie sprzeciwia się działaniom obcych wojsk na terytorium swego kraju, tym razem jednak, pod naciskiem amerykańskich dyplomatów, obiecał, że przymknie oczy. Dane wywiadowcze dotyczące struktur Al Kaidy w pogranicznych regionach Pakistanu zgromadziły doświadczone wojskowe oddziały rozpoznawcze – brytyjski Special Reconnaissance oraz amerykański Security Coordination Detachment. W poszukiwaniach bin Ladena na pakistańskich bezdrożach i w górach biorą udział amerykańscy komandosi z jednostki Delta oraz brytyjscy z oddziału Special Boat Service (SBS). Jak poinformował londyński „Sunday Times”, po raz pierwszy żołnierze SBS prowadzą w Pakistanie tak kompleksową i długą operację. Działania komandosów wspierają bezzałogowe samoloty Predator i Reaper, uzbrojone w bardzo skuteczne rakiety typu Hellfire, przeznaczone do niszczenia celów naziemnych. W sprzyjających okolicznościach rakieta może więc dokonać „egzekucji” bin Ladena, jego zastępcy Al Zawahiriego czy innego szefa Al Kaidy lub afgańsko-pakistańskich talibów. Według źródeł amerykańskiego Departamentu Obrony, komandosi działający w Pakistanie zamierzają zmusić Osamę i jego ludzi do ucieczki w kierunku granicy z Afganistanem. Tam już czekają potężne siły zbrojne USA (w tym samoloty bombowe z pociskami kierowanymi), aby zadać ostateczny cios. Szczegóły operacji utrzymywane są oczywiście w tajemnicy, ze skąpych informacji wynika jednak, że obława na razie nie przynosi sukcesów. Na początku czerwca wystrzelona z automatycznego predatora rakieta zniszczyła dom w pakistańskiej prowincji Północny Waziristan. Okoliczni mieszkańcy twierdzą, że w trafionym budynku nikogo nie było. Inny amerykański atak z powietrza spowodował ofiary – 11 zabitych pakistańskich żołnierzy posterunku granicznego. Ich śmierć wywołała irytację polityków w Islamabadzie. Po ogłoszeniu przez Busha wielkich łowów na Osamę komentatorzy zaczęli stawiać pytania – dlaczego nie zdecydowano się na to już wcześniej? I jakim cudem bin Laden, uznany za superterrorystę, za którego głowę Waszyngton wyznaczył 50 mln nagrody, przez prawie siedem lat wciąż pozostaje na wolności? Z całą pewnością Osama był aktywny w listopadzie 2001 r. Amerykanie przejęli wtedy rozkazy, które wydawał ze swego matecznika w afgańskich górach Tora Bora. Ale dowódcy George’a Busha nie wysłali wtedy do szturmu na górską twierdzę Al Kaidy amerykańskich żołnierzy, lecz powierzyli to zadanie afgańskim aliantom z Sojuszu Północnego. Osama, być może przekupując afgańskich bojowników, zdołał wyrwać się z matni. Odtąd ślad po nim zaginął. Według najbardziej rozpowszechnionej wersji, zaszył się na pakistańskich Terytoriach Plemiennych, gdzie władza centralna nie ma wiele do powiedzenia. Często zmienia miejsca pobytu. Chroniony przez miejscową starszyznę, dla której prawo gościnności jest święte, otoczony przez fanatycznych przybocznych, czuje się bezpiecznie. Ostrożnie nie wykorzystuje metod nowoczesnej komunikacji, lecz wysyła gońców,
Tagi:
Krzysztof Kęciek









