Fidel, jakiego nie znaliśmy

Fidel, jakiego nie znaliśmy

Cuban leader Fidel Castro (C) is seen with a miner dress of Kotowice, 11 July 1972, during his official visit to Poland.

Castro już za życia stał się mitem, i to przede wszystkim dzięki rządom Stanów Zjednoczonych Zmarł w piątek, 25 listopada. W niedzielę, 27 listopada, o godz. 9 rano żołnierze Rewolucyjnych Sił Zbrojnych w Hawanie i Santiago de Cuba oddali 21 zsynchronizowanych salw armatnich. Żegnano tego, który w ciągu niemal pół wieku rządów hipnotyzował swoim głosem całe pokolenia Kubańczyków, zbierających się na Plaza de la Revolución w Hawanie, by słuchać jego przemówień. Najdłuższe trwało osiem godzin, najkrótsze – 18 minut. W środę, 30 listopada, El Comandante wyruszył w symboliczny marsz z Hawany do Santiago de Cuba, gdzie 4 grudnia jego prochy pochowano na cmentarzu Santa Ifigenia, obok grobu bohatera narodowego Kuby, José Martí. Damas de Blanco, organizacja rodzin więźniów sumienia, po raz pierwszy od 13 lat zawiesiła swój niedzielny protest. Jej przewodnicząca, Berta Soler, wyjaśniła: – Nie chcemy, aby rząd potraktował nasz protest jako prowokację. Zastanawiano się, czy przywódca Rosji uda się na pogrzeb Fidela Castro do Hawany. – Władimir Putin ma bardzo napięty kalendarz – odpowiedział rzecznik Kremla. To wcale nie oznacza, że coś złego stało się w relacjach kubańsko-rosyjskich. Putin spotkał się z Raulem Castro w Moskwie w 2015 r., a oba kraje są związane ze sobą setkami porozumień. Rosję reprezentował na uroczystościach pogrzebowych przewodniczący Dumy Wiaczesław Wołodin. Z Chin i Iranu przylecieli wiceprezydenci. Jedynym premierem europejskim był Aleksis Tsipras z Grecji. Francja i Wielka Brytania były reprezentowane na szczeblu ministra i wiceministra. Niemcy – przez byłego kanclerza Gerharda Schrödera. Barack Obama nie wysłał na Kubę oficjalnej delegacji USA. W sumie w uroczystościach pogrzebowych brali udział przedstawiciele 25 krajów, w tym 15 prezydentów z Ameryki Łacińskiej i Afryki. Nazywano go Żydem Długoletni przyjaciel Fidela, laureat Nagrody Nobla Gabriel García Márquez, tak go scharakteryzował: „Jedno jest pewne, gdziekolwiek, kiedykolwiek i z kimkolwiek by był, Fidel Castro jest tam, by wygrywać. Nie myślę, aby na tym świecie był ktoś, kto mógłby być gorszy od niego w przegrywaniu. On po prostu nie przyzna się do porażki i nie zazna spokoju, dopóki nie zmieni warunków i nie doprowadzi do zwycięstwa”. Nigdy nie wątpił w słuszność swoich działań. Być może był jednym z największych idealistów naszych czasów. Przetrwał 11 amerykańskich prezydentów, pięciu radzieckich sekretarzy generalnych, demokratów i autokratów z różnych krajów. Stał się najdłużej rządzącą głową państwa XX w. i jedną z najciekawszych postaci historycznych. Świat poznał go jako człowieka w wojskowym mundurze, przez jednych znienawidzonego, przez drugich uznawanego za bohatera. Prawdopodobnie na niczyje życie nie przygotowywano tylu zamachów, co na El Comandante. Pochodzenie nie wróżyło mu kariery rewolucjonisty. Sam o sobie napisze w „Moich wczesnych latach”: „Urodziłem się w zamożnej rodzinie plantatorskiej. Uchodziliśmy za bogatych i byliśmy odpowiednio traktowani. Zewsząd okazywano mi szacunek, schlebiano i traktowano inaczej niż chłopców, z którymi bawiliśmy się. Te inne dzieci chodziły boso, często bywały głodne”. Był dzieckiem pozamałżeńskim, dlatego nie mógł być ochrzczony. Wytykano go palcami przez sześć lat, nazywając Żydem. Normalnym obywatelem stał się, jak napisze, odkąd sakramentu chrztu udzielił mu ksiądz Pérez Serantes, późniejszy arcybiskup, który uratował mu życie po nieudanym ataku na koszary Moncada w 1953 r. Już w czasie nauki w jezuickim kolegium Belén (Betlejem) w Hawanie nauczyciele wskazywali jego niezwykłą umiejętność koncentracji i ponadprzeciętną pamięć. Sam Fidel codzienne nabożeństwa i kazania będzie postrzegał jako rodzaj psychicznego terroru, ale o swoich nauczycielach nie przestanie wyrażać się z pełnym szacunkiem: „Jezuici (…) potrafili wpoić mi (…) szacunek dla charakteru i prawości ludzi, szczerości, odwagi osobistej, zdolności do wyrzeczeń. Nie ulega wątpliwości, że jezuici wywarli na mnie wpływ swoimi rygorami organizacyjnymi, dyscypliną i systemem wartości”. Fidel przyznawał się, że jako 18-latek był jeszcze politycznym analfabetą. Na uniwersytecie walczył o przywództwo studenckie. Oskarżano go o udział w zamachach. W autobiografii napisze m.in.: „Byłem uniwersyteckim Don Kichotem, żyjącym wśród pistoletów i pocisków”. W tym okresie zaczął coraz bardziej interesować się polityką latynoamerykańską, zaangażował się w ruch na rzecz niepodległości Portoryko. Na początku 1948 r. zorganizował kongres studenckich organizacji latynoamerykańskich w Bogocie. Godzinę przed spotkaniem Fidela

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 49/2016

Kategorie: Świat