Forum na ulicy?

Forum na ulicy?

Popsujemy nadętym elitom bal! – głoszą antyglobaliści przed szczytem gospodarczym w Warszawie

Andrzej Żebrowski, 49-latek z Warszawy, ma pełne ręce roboty. Skoordynowanie przyjazdu członków organizacji z całego kraju to nie lada wyzwanie. Zwłaszcza że Pracownicza Demokracja typową organizacją nie jest – nie ma własnych lokali, numerów telefonicznych, czytelnych struktur ani listy członków. I nigdzie też nie została zarejestrowana. Taka efemeryda, funkcjonująca poza systemem.
Zresztą słowo „system” ma dla Żebrowskiego zasadnicze znaczenie. Nie dość, że jest poza nim, jako bezrobotny tłumacz angielskiego, pracujący – jak mówi – „nieformalnie i na własną rękę”. Jest przede wszystkim przeciw niemu, a ściślej – przeciwko systemowi pracy charakteryzującemu współczesną gospodarkę kapitalistyczną.
– Mówiąc szczerze, jestem marksistą – przyznaje i zaraz dodaje. – Nie akceptuję idei Karola Marksa w zwulgaryzowanym, sowieckim wydaniu. Idzie raczej o przeciwstawianie się nierównemu podziałowi wytwarzanych przez ludzi dóbr.
Co łączy myśli niemieckiego filozofa z obecnymi zabiegami Żebrowskiego? Zaplanowane między 28 a 30 kwietnia Europejskie Forum Gospodarcze w Warszawie. „Zjazd bankierów i politykierów”, jak mówią o tym wydarzeniu ludzie pokroju Żebrowskiego. Głosami pełnymi pasji – bo to właśnie klasa biznesowa i polityczna, ich zdaniem, tworzy ów znienawidzony system. A Andrzej Żebrowski nie zamierza siedzieć z założonymi rękami. I zbiera ekipę do demonstracji.

Wyłapywanie prowodyrów

Tym samym zajmuje się Arkadiusz Zajączkowski z anarchizującej Koalicji Grup Wolnościowych Antyszczyt Wa 29. Od razu zastrzega, że nie jest żadnym oszołomem ani zadymiarzem. Przeciwnie – jako alpinista, żyjący z organizowania górskich wycieczek i malowania wysokościowego, jest człowiekiem ostrożnym i racjonalnym. Lecz trudno oprzeć się wrażeniu, że zawsze był „anty”. W latach 80., jako kilkunastoletni dzieciak, chodził z ojcem na demonstracje „Solidarności”. Później, już świadomie, zaangażował się w Pomarańczową Alternatywę, a w latach 90. aktywnie działał w środowiskach sprzeciwiających się m.in. poborowi do wojska. Choć sam wzbrania się przed takim stwierdzeniem, najwyraźniej połknął bakcyla kontestacji. I po prostu musi protestować. Tym razem jako przeciwnik „bankierów i politykierów” – antyglobalista.
– Zgłaszają się do nas tłumy ludzi – zapewnia Zajączkowski. – To zasługa nie tylko powszechnej nagonki na antyglobalistów, jaką ostatnio serwują media, ale również sytuacji w Polsce. Strajki, ubóstwo, korupcja. Ludzie są wściekli i sfrustrowani.
I gotowi do konfrontacji. Tak przynajmniej można wnioskować po lekturze komunikatu ogłoszonego przez koalicję: „Jako organizatorzy protestów antyglobalistycznych chcielibyśmy uspokoić polityków szykujących Europejskie Forum Ekonomiczne. (…) Niezależnie od tego, czy skryją się w Pałacu Kultury, Teatrze Narodowym, Hotelu Gromada czy innej dziurze, i tak ich znajdziemy! Już dziś nie możemy doczekać się dni karnawału ulicznego, kiedy to popsujemy nadętym elitom ich bal!”.
– To brzmi jak zapowiedź ostrej zadymy – mówi wysoki rangą oficer Komendy Stołecznej Policji. – A takich sygnałów nie możemy ignorować…
I rzeczywiście, nie są ignorowane. Szczyt będą obsługiwać nie tylko warszawscy policjanci, ale również funkcjonariusze z innych garnizonów. W każdym z nich trwają więc intensywne ćwiczenia, obejmujące przede wszystkim policjantów z oddziałów prewencyjnych. Podstawowy temat zajęć – rozpędzanie demonstracji. W wersji maksymalnie pesymistycznej – „demonstracji złożonych z uzbrojonych w niebezpieczne narzędzia uczestników”. Ćwiczą również policyjni antyterroryści – lokalizowanie i wyłapywanie wyjątkowo niebezpiecznych uczestników demonstracji. Także prowodyrów…
Od czarnowidztwa nie ucieka prezydent Warszawy, Lech Kaczyński. Jego zdaniem, demonstracje antyglobalistów mogą być groźniejsze od burd wszczynanych przez kibiców. Dlatego policyjne przygotowania są uzasadnione. – Piłkarscy kibice? – zastanawia się Arkadiusz Zajączkowski. – Studenci, pracownicy naukowi, informatycy? Przecież to ludzie, których Kaczyński obraża.
– Są wśród nas ludzie wykształceni, robiący kariery – dodaje Michał Kozłowski, sam filozof i jednocześnie redaktor naczelny kwartalnika społecznego „Bez dogmatu”. – To osoby powyżej średniej krajowej, jeśli chodzi o szanse życiowe. Mitem jest, że najpierw buntują się najbiedniejsi, lumpenproletariat. Buntują się ci, którzy są zdolni do refleksji.

Tyle potencjalnych celów

Przemoc w czasie demonstracji to najwyraźniej drażliwy temat dla naszych rozmówców. Tomasz Wiśniewski, pracownik naukowy Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, daje głowę, że zawsze podczas spotkań antyglobalistów mówi się o zachowywaniu środków bezpieczeństwa w czasie demonstracji. Nie o prowokowaniu, angażowaniu się w starcia.
– To, że do nich dochodzi, jest najczęściej efektem policyjnych prowokacji – twierdzi Wiśniewski. – Proszę nam uwierzyć, niczego nie chcemy zdobywać, podpalać ani niszczyć.
5,2 mln zł dla policji na ochronę szczytu? Na co te pieniądze? – pytają antyglobaliści. Policja wystawi więcej ludzi, będą śmigłowce, może czołgi. Tak się rozmawia z ludźmi? – Śmigłowce patrolowe rzeczywiście będą, ale nie ma mowy o żadnych czołgach – śmieje się nadkom. Sławomir Cisowski, naczelnik Wydziału Komunikacji i Współpracy ze Społeczeństwem KSP. – Nie znam policji, która dysponowałaby takim sprzętem.
– W PRL także przyrównywano protestujących do łobuzów – Andrzej Żebrowski nie daje za wygraną. – A warszawiacy powinni przede wszystkim bać się rządu, który planuje cięcia w wydatkach socjalnych i akceptuje interwencję zbrojną w Iraku. Nie demonstrantów.
Rzecz pozornie paradoksalna, lecz z tym stwierdzeniem, przynajmniej częściowo, zgadzają się policjanci oraz pracownicy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. – Demonstranci antyglobaliści to duży, ale nie największy problem – twierdzi oficer warszawskiej ABW. – Rzeczywiście z ich strony można się spodziewać hałaśliwych, momentami gwałtownych demonstracji. Ale nie w tym prawdziwe zagrożenie, zwłaszcza że Warszawa nie takie demonstracje już przeżyła. Szczyt to wymarzony czas na przeprowadzenie zamachu terrorystycznego. Tyle potencjalnych celów – polityków i „możnych” tego świata – w jednym miejscu. No i ten tłum protestujących młodych ludzi, często obcokrajowców, trudny do spenetrowania…
– A nie będziemy sami – nie pozostawia wątpliwości Arkadiusz Zajączkowski. – Przyłączą się do nas bezrobotni, hutnicy, górnicy, zieloni. Rozmawialiśmy z Solidarnością ’80., Ogólnopolskim Komitetem Protestacyjnym. Ale nie liczymy na największych. Nie chcemy dużych związków i nomenklatury związkowej.
Czyżby zatem wizja niemal zalanej demonstrantami stolicy miała się ziścić? Działacze ruchów antyglobalistycznych chwalą się, że ostatnio ponad 10 tys. osób odwiedziło ich strony internetowe. I że swój przyjazd potwierdziły grupy z Niemiec, Szwecji, Anglii, Francji i Hiszpanii.

Na łasce konsorcjów

Po co to wszystko? Jakie są powody wystąpień antyglobalistów? Ich zdaniem, w Polsce i w innych krajach postkomunistycznych lansowana jest fałszywa wizja rzeczywistości. Przedstawia ona Unię Europejską jako jedyną drogę rozwoju. Zaś proces transformacji ustrojowej jako niezwykły sukces, który w przyszłości zapewni dobrobyt społeczeństwu, nawet jeżeli do tej pory nie całkiem się to udało. – Tymczasem rząd polski, podobnie jak inne europejskie, jest przedstawicielem wielkich koncernów i konsorcjów. Wykonuje polecenia takiego właśnie forum czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego – stwierdza autorytarnie Arkadiusz Zajączkowski.
Jego zdaniem, polityka ekonomiczna jest często tworzona na spotkaniach światowych liderów biznesu. Zaś propaganda sukcesu i wciąż powtarzane hasła o braku alternatywy sprawiły, że wielu ludzi dało się przekonać, że nie ma innej drogi.
– Naszym celem jest propagowanie ekonomii oddolnej, samorządnej i dostosowanej do potrzeb społecznych. Ludzie muszą nauczyć się innego patrzenia na świat – przekonują antyglobaliści I swoją nowinę zamierzają głosić także podczas forum. W ramach przygotowań zarezerwowali w Warszawie kilka sal prelekcyjnych. Jednak w większości wypadków unikają odpowiedzi na temat ich lokalizacji. Takie informacje zamierzają ogłosić w ostatniej chwili. Powód tej konspiracji? Obawa przed wywieraniem nacisków na właścicieli. – Policja i ABW ciągle o nas wypytują. Już odstraszyli jednego człowieka, który miał nam załatwić transport do Warszawy – tłumaczy Andrzej Żebrowski.

Miliarderzy kontra szaraki

Majątek 358 miliarderów przewyższa roczne dochody blisko trzech mld ludzi. Długość życia w krajach Trzeciego Świata jest o połowę krótsza od notowanej w krajach Zachodu. Połowa ludzi na świecie musi wyżyć za 2 dol. dziennie, a ponad 20 mln pracuje jako niewolnicy. W zastraszającym tempie kurczą się obszary lasów tropikalnych, giną kolejne gatunki roślin i zwierząt. Choć udaje się wyprodukować coraz to nowe rodzaje leków i szczepionek, co chwila pojawiają się kolejne zagrożenia. To wszystko, zdaniem antyglobalistów, to negatywne skutki globalizacji.
– W Polsce koncerny i miliarderzy też mają swoje wpływy. A nasi politycy, podobnie jak ci na Zachodzie, wchodzą w układy z wielkim biznesem – twierdzi Andrzej Żebrowski. Lecz w żaden sposób nie udowadnia prawdziwości swoich tez. Zawiesza za to teatralnie głos, po czym oznajmia dramatycznie: – Ci sami ludzie przeskakują tylko z jednego stołka na drugi. I gdzie tu demokracja? To skrajny brak demokracji!
– Chodzi również o kontynuację pewnego niedokończonego projektu społecznego, a mianowicie rewolucji z 1968 r. – dodaje Tomasz Wiśniewski. – Niedokończonego z kilku powodów. Bo niby ludzie wywodzący się z tego pokolenia stanowią elitę dzisiejszej władzy, niosącej na sztandarach ówczesne ideały. Ale z drugiej strony, realizacja tych ideałów ma powierzchowny charakter. Weźmy ekologię – w Europie udało się zrealizować wiele postulatów z zakresu ochrony środowiska, ale już gdzie indziej następuje potworna biodegradacja. Kolejny postulat – power to the people, władza dla ludu. Owszem, doszło do rekompozycji układu radzieckiego, ale szeregi elit politycznych znacznie się powiększyły. Prawa mniejszości – cóż, są akceptowane, ale tylko w sytuacji, gdy nie narusza to interesów lokalnych czy regionalnych elit. Można by tak wymieniać cały dzień…
Ilu jest takich jak on? Trudno powiedzieć, zwłaszcza że ruch antyglobalistyczny jest niejednorodny. Tworzą go zarówno grupy anarchistyczne, radykalna lewica, organizacje ekologiczne, ruch feministyczny, jak i organizacje chłopskie, związki zawodowe, ruchy pacyfistyczne i antymilitarystyczne, niektóre ugrupowania katolickie i chrześcijańskie. – To ludzie o różnych poglądach. Ale łączy ich jedno: protestują przeciwko choremu systemowi – mówi Andrzej Żebrowski.
Tomasz Wiśniewski dorzuca, że siłą tego ruchu jest jego nadbudowa, czyli intelektualni liderzy. Niestety – zauważa nasz rozmówca – między nimi a szeregowymi zwolennikami istnieje ogromny rozziew. Przede wszystkim w możliwości wyrażania sprzeciwu wobec zastanego porządku. Radykalny protest intelektualnego guru może przybrać formę krytycznej rozprawy, książki, manifestu. Młodemu człowiekowi, na własnej skórze odczuwającemu negatywne skutki gospodarki neoliberalnej, na przykład bezrobotnemu, nie pozostaje nic innego niż demonstracja. – I dlatego władzy tak łatwo jest utożsamiać ruch antyglobalistyczny z wydarzeniami z Seattle, Genui czy Pragi – dodaje z wyrzutem Arkadiusz Zajączkowski.
Jednak jego zdaniem, coraz więcej ludzi dostrzega, że kapitalizm i globalizacja mogą zrujnować życie, skazać na bezrobocie i brak perspektyw. – Dziś w kapitalistycznej Polsce mamy ponaddwudziestoprocentowe bezrobocie, ponad 60% firm nie płaci pensji na czas – wylicza z pamięci. – Tylko 14% Polaków twierdzi, że w ostatnich latach w wyniku transformacji ustrojowej doświadczyło awansu materialnego.

Zyski potentatów

Aż trudno oprzeć się wrażeniu, że antyglobaliści mogliby podawać takie przykłady w nieskończoność. – Bo jest ich niemal nieskończenie wiele. I dlatego zamierzamy popsuć politykom dobry humor – mówi Arkadiusz Zajączkowski. – Oni o tym wiedzą i dlatego rozsiewają plotki, że łobuzy chcą zniszczyć stolicę. A przecież nie chcą i nie zamierzają.
Ale co z zadymiarzami, których zawsze przyciągają demonstracje, bez względu na ich charakter, cele i niesione transparenty? – Zadymiarze, jak chcą ich nazywać niektóre media, to mniejszość – mówi Michał Kozłowski. – Inna sprawa, że nie ma żadnych poważnych konfliktów, które odbywałyby się zupełnie pokojowo. Gdy w grę wchodzą autentyczne emocje, muszą się posypać iskry.

– Nawet jeśli gdzieś w Warszawie pójdzie szyba, to nie ma co porównywać tej straty z szerzącą się biedą czy ofiarami w Iraku – kończy naszą rozmowę Arkadiusz Zajączkowski.
Cóż, raczej trudno wybaczyć taką nonszalancję…

 

Wydanie: 17/2004, 2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy