Nie da się zrobić z Kuklińskiego bohatera narodowego Publikacja „Szpieg w mieście królów” („P” nr 15 z 17 kwietnia 2011 r.) szokuje treścią. Jak mówi Lech Wałęsa, „niezależnie od zasług szpiegom nie należy stawiać pomników”. Nawet „słuszna zdrada” jest zabójcza w każdej armii. Ryszard Kukliński, szef Oddziału Planowania Strategiczno-Obronnego w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, z którego uciekł 7 listopada 1981 r., jak się okazało, do USA, niewątpliwie miał dostęp do wiadomości będących tajemnicą państwową i wojskową. To po pierwsze. Po drugie, przekazywał tajne wiadomości obcemu państwu. Udowodnił to sąd wojskowy i potwierdzili historycy USA podczas konferencji naukowej w Jachrance w 1997 r. Znał realia ówczesnej Polski, jej wojska, do którego wstąpił dobrowolnie, służył i przysięgał Narodowi! Jako Polak jest szpiegiem i zdrajcą własnego narodu. Żadna słowna ekwilibrystyka tej prawdy nie zmieni. Fakt, że USA od ponad 10 lat są naszym sojusznikiem polityczno-militarnym, nikogo nie zwalniał wówczas – ani nie robi tego dziś – z ochrony tajemnicy. Nikogo nie upoważniał – tym bardziej żołnierza zawodowego – do dowolnego wybrania sobie sojusznika czy „wroga”. Po trzecie, zasadniczym przedmiotem sporu jest czyn i jego ocena. Tym czynem jest przekazywanie wiadomości stanowiących tajemnicę państwową i wojskową. Na pytanie, jakie tajne wiadomości przekazał Kukliński, jego polityczni mocodawcy i apologeci odpowiadają, że radzieckie plany ataku na zachodnią Europę. Nikt nie wyklucza, że wojna mogłaby się stać apokalipsą termojądrową. Uprawdopodabniać tę tezę mają przykłady ćwiczeń dowódczo-sztabowych i z wojskami Układu Warszawskiego, podczas których rozgrywano na mapach elementy teoretycznych założeń strategicznych; ćwiczono na poligonach różne epizody, przewidywane warianty sytuacji taktyczno-operacyjnych. Oczywiście Ryszard Kukliński z rozległą wiedzą operacyjno-strategiczną i doświadczeniem sztabowym planował różne koncepcje użycia wojsk. W żadnym przypadku nie były to rzeczywiste plany wojenne. Czy mógł znać wojenne plany ZSRR? Wykluczone. To tajemnica wojskowo-państwowa najwyższego rzędu. Nie sądzę, żeby czytelnicy „Przeglądu” byli aż tak naiwni i wierzyli, że ZSRR do tego stopnia ufał Polsce, że przechowywał tu swoje najtajniejsze dokumenty! Jeśli ktoś jeszcze tego nie rozumie, niech się zastanowi, czy dziś, w 2011 r., USA swoje plany użycia wojsk, w tym broni jądrowej (takowe przecież mają), przechowują w sztabach NATO, gdzie nie tylko polscy oficerowie mogą je studiować oraz kopiować, jak to ponoć z radzieckimi robił Kukliński! A przecież w NATO zaufanie do sojuszniczych armii jest podobno dalece większe niż w Układzie Warszawskim. Kukliński przekazał CIA, wywiadowi cywilnemu USA, dokumentację „ćwiczeń układowych” i Wojska Polskiego, z ich omówieniami i wnioskami do realizacji, materiały, które sam opracowywał na potrzeby kierowniczych gremiów Układu Warszawskiego, oraz ich ustalenia w zakresie rozwoju sił zbrojnych państw członkowskich. Jak sam mówi, przekazywał dane taktyczno-techniczne radzieckiego uzbrojenia. Nie trzeba dużej spostrzegawczości, by zauważyć, jakie uzbrojenie było u nas. Wiadomo, że przekazał pięcioletnie plany rozwoju Wojska Polskiego na lata 1971-1975, 1976–1980 i 1981-1985, choć podkreślał, że naszych tajemnic nie zdradzał. Spójrzmy z drugiej strony: czy przez to nie wskazał celów, obiektów do natowskich uderzeń rakietowo-lotniczych w Polsce? Przekazał także opracowany w Sztabie Generalnym WP plan użycia wojska w przypadku konieczności wprowadzenia stanu wojennego. Ujawniając związany z nim tekst pewnego wystąpienia, na tym wpadł. Różni piewcy „czynu Kuklińskiego” traktują te dokumenty jako dowód patriotyzmu, obrony ojczyzny przed obcą interwencją. Przywołują wywiad udzielony w 1987 r. paryskiej „Kulturze” (nr 4), w którym mówi: „Wgląd w plany użycia radzieckich i polskich sił przeciwko Solidarności dawała mi moja, do pewnego stopnia szczególna pozycja służbowa w Sztabie Generalnym, która w czasie kryzysu przekształcona została w swego rodzaju jednoosobowy sekretariat kierownictwa MON do spraw przygotowań stanu wojennego… Mnie – podówczas pułkownikowi Ryszardowi Kuklińskiemu – przypadła w udziale robocza koordynacja (zgrywanie) planowania stanu wojennego oraz opracowanie centralnego planu kierowania działalnością państwa w tym okresie”. Zamykają oczy, są głusi na inne racje i oceny. Oto jedna z kluczowych. Pierwszy prezes Sądu Najwyższego 30 marca 1995 r., wnosząc na korzyść Ryszarda Kuklińskiego rewizję nadzwyczajną („Rzeczpospolita” 7 kwietnia 1995 r.), stwierdza w niej m.in.: „Należy uwzględnić dobrze już znany fakt znacznego ograniczenia suwerenności Polski i bezpośredniego
Tagi:
Gabriel Zmarzliński