Gdzie jest sprawiedliwość?

Gdzie jest sprawiedliwość?

20.05.2016 Warszawa Sad Okregowy Rozprawa ws. Afery Podsluchowej N/z fot. Maciej Luczniewski/REPORTER

O sędziach coraz częściej mówi się, że widzą paragrafy, a nie człowieka i jego sprawę To jeden z wyroków, które w ostatnich miesiącach zbulwersowały wielu Polaków: Artur W. z Gogolina, oskarżony o zabójstwo 15-letniej Wiktorii C. (napadł na nią, pozbawił przytomności, ukradł telefon, po czym nieprzytomną dziewczynę utopił w kolektorze ściekowym), został we wrześniu skazany na 14 lat więzienia i zapłatę 200 tys. zł zadośćuczynienia rodzicom ofiary. Jeżeli w więzieniu będzie się zachowywał nienagannie, wyjdzie po siedmiu latach. Prokuratura żądała 25 lat – najsurowszej kary dla niepełnoletniego (w chwili zbrodni sprawca był 17-latkiem). Sąd w Opolu uznał, że Artur W. nie zamierzał zabić Wiktorii C., a tylko godził się z możliwością jej śmierci, co stanowi okoliczność łagodzącą. To natomiast oznacza, że według sądu sprawca mógł też przewidywać, że nieprzytomna dziewczyna, tonąca w ściekach na dnie kolektora, ocknie się i wydostanie ze zbiornika. Było to zgodne z tokiem rozumowania obrończyni mordercy, która wnosiła o skazanie go tylko za rozbój, negując zarzut, że liczył się ze śmiercią ofiary. Ot, czysty przypadek, że straciła życie. Jeszcze łagodniejszy wyrok zapadł w marcu w sprawie 24-letniego Mateusza K. z Lubartowa, który trzy lata temu poderżnął gardło swojej byłej dziewczynie, bo nie chciała do niego wrócić. Dostał 12 lat i nakaz zapłaty 100 tys. zł. Lubelski sąd uznał, że morderca w istocie pragnął pogodzić się z byłą partnerką, słał do niej romantyczne esemesy, w prezencie zrobił origami, ale widocznie usłyszał od niej coś, co wywołało jego atak gniewu, no i ją zabił. Mateusz K., pochodzący z zamożnej lekarskiej rodziny, miał dobrą obronę. Sąd uwzględnił ekspertyzę psychiatryczną, która wykazała, że mógł kierować swoim postępowaniem, ale miał ograniczoną poczytalność. Ponadto gdy kilkanaście minut po morderstwie pojechał na działkę swoich rodziców, postępował tak, jakby chciał popełnić samobójstwo – podpalił samochód, w którym siedział, a gdy poparzony wybiegł z płonącego auta, rzucał się na maski jadących ulicą samochodów. Zdaniem sądu powinno to stanowić przesłankę wydania łagodniejszego wyroku (rodzice zabitej jedynaczki nie podzielali tego przekonania). Mateusz K. odsiedział już trzy lata, więc zapewne wyjdzie przedterminowo po następnych trzech. Wolności zakosztował zresztą wcześniej, bo złożył do sądu pozytywnie rozpatrzony wniosek o przerwę w wykonywaniu kary z powodu operacji. Miał bowiem rany po poparzeniach, a lekarze, do których sąd zwrócił się o ekspertyzę, uznali, że zabiegu nie można dokonać w żadnym szpitalu więziennym, lecz tylko na wolności, gdzie skazany przebywał jeszcze w październiku, choć zabieg został wykonany 19 września. Teoretycznie do szpitala należało go dowieźć z więzienia, ale sąd uznał, że morderca może wyjść na przepustkę, bo wróci. Zasądzonego zadośćuczynienia dotychczas nie zapłacił. Nie wrócił – to jeden z wielu takich przypadków – 43-letni Roman P. odsiadujący 25 lat za zabójstwo. W czerwcu miał się stawić w więzieniu po zakończeniu przerwy w wykonaniu kary wymierzonej mu przez sąd penitencjarny. Dobrze, że chociaż nie słychać o żadnym dokonanym przez niego przestępstwie. To inaczej niż w przypadku 31-letniego recydywisty Roberta K., odsiadującego 13 lat za rozboje, pobicie i gwałt, który w wyniku decyzji opolskiego sądu (mimo negatywnej opinii wychowawcy więziennego) w grudniu 2015 r. wyszedł na trzymiesięczną przepustkę bez żadnych zobowiązań (w postaci np. regularnego meldowania się w komendzie policji). Robert K. przygotował sobie ucieczkę za granicę – ale w styczniu zgwałcił 22-letnią dziewczynę, która chcąc się ratować, wyskoczyła z okna i złamała kręgosłup. Szczęśliwie zamknięto go ponownie. Praktycznie płazem uszło pielęgniarce zabicie własnego, niedawno urodzonego trzeciego dziecka, w czasie dyżuru szpitalnego. Dostała dwa lata z zawieszeniem, chociaż było to zabójstwo z premedytacją, bo nie stwierdzono u niej szoku poporodowego. Oskarżona z sali sądowej wyszła z uśmiechem, a wcześniej przewidywała, że tak właśnie sprawa się zakończy. Podobnych przykładów sędziowskich decyzji budzących społeczne oburzenie można podać dużo więcej. Niemal zawsze są one całkowicie zgodne z przepisami. Czy także z elementarnym poczuciem sprawiedliwości? Niekiedy można mieć co do tego wątpliwości – i trudno zrozumieć, jakimi ścieżkami podąża rozumowanie sędziów (zwłaszcza jeśli – co się nierzadko zdarza – uzasadnienie jest niejawne). Uczciwy też się boi Ludzie nie muszą akceptować wszystkich wyroków. Ważne jednak, by jasne były dla nich

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 48/2016

Kategorie: Kraj