Głośniej nad tą tarczą

Głośniej nad tą tarczą

Gdy dojdzie do konfliktu, ci którzy przeżyją, będą świadkami wielu efektownych pojedynków rakietowych i lotniczych nad Polską

To, że w sprawie budowy tarczy antyrakietowej w Polsce należy przeprowadzić referendum, jest aż nadto oczywiste. Niezależnie od tego, co podpowiada tu zdrowy rozsądek, przepisy ustawy o referendum mówią zupełnie jasno: „W sprawach o szczególnym znaczeniu dla państwa może być przeprowadzone referendum”. „Może”, nie „musi”. Ale jakie sprawy są ważniejsze niż kwestia bezpieczeństwa kraju i jego mieszkańców w czasie ewentualnego konfliktu zbrojnego?
Tymczasem premier Kaczyński przesądził sprawę i w wywiadzie dla „Sygnałów Dnia” na temat referendum powiedział krótko: „Nie ma to żadnego sensu”. Premier nie raczył ujawnić społeczeństwu biegu swych myśli, bo ludzie mają słuchać, a nie dyskutować nad przemyśleniami przywódców, usłużny dziennikarz zaś, red. Jacek Karnowski, naturalnie nie zapytał, dlaczego premierowi referendum w tej kwestii się nie podoba.
Warto przypomnieć, że nie tak dawno prezydent Kaczyński zapowiedział, że w Polsce zostanie przeprowadzone referendum na temat wprowadzenia euro. Czyli, wedle braci Kaczyńskich, w tej sprawie referendum ma sens. W sprawie tarczy – nie ma.

Referendum jest konieczne

„Przegląd” już 27 sierpnia ubiegłego roku domagał się przeprowadzenia referendum dotyczącego tarczy, dziś wypada ponowić ten apel. To głos wołającego na puszczy, ale nie ulega wątpliwości, że tak ważne sprawy nie powinny być rozstrzygane ponad głowami obywateli. A zwłaszcza nie powinno w sposób dyktatorski czynić tego PiS, ugrupowanie, które w ostatnich wyborach zostało poparte przez niespełna 11% wyborców. Bo chodzi tu także o los pozostałych 89%.
Zapewne nieoceniony min. Gosiewski powie, iż w sprawie obecności rakiet radzieckich w Polsce żadnego referendum nie przeprowadzono. To prawda, ale przecież nie ma powodów, by rządy braci Kaczyńskich miały przypominać czasy Bieruta czy Gomułki.

Cena nie gra roli

Amerykanie proponują, by w Czechach zbudowano stacje radarowe, w Polsce zaś kilkadziesiąt silosów z rakietami. Wiadomo już, że większość Czechów nie chce u siebie radarów, nawet za cenę zniesienia wiz do USA. Nam nikt likwidacji wiz w zamian za rakiety nie proponuje, co zrozumiałe, bo braciom Kaczyńskim przecież nie zależy na zniesieniu wiz dla Polaków. Wyraźnie już stwierdziła to nasza minister spraw zagranicznych. Amerykanie zaś równie wyraźnie zapowiedzieli, że nie powinniśmy liczyć na żadne koncesje z ich strony, bo fakt budowy na naszej ziemi tak ważnego elementu systemu obronnego jest aż nadto wystarczający.
I tak się stanie. Nie uzyskamy żadnych przywilejów od sojusznika zza oceanu, bo braciom Kaczyńskim na tarczy zależy. Potrzebna jest im bowiem jako element wykorzystywany w naszych relacjach z Rosją. Wschodniemu mocarstwu oczywiście nie podoba się tarcza antyrakietowa tak blisko jego granic. Liderzy PiS będą więc mogli zaprezentować się publiczności jako nieugięci obrońcy polskiej racji stanu, zbierając punkty w sondażach.

Obrona czy atak?

Tylko czy budowa tarczy jest zgodna z polską racją stanu? Wśród polityków i specjalistów od spraw wojskowych zdania są podzielone.
Zwolennicy twierdzą, że skoro tarcza ma bronić Ameryki, to Ameryka będzie skuteczniej bronić kraju, w którym ją zbudowano. Staniemy się więc bezpieczniejsi, a siła odstraszająca rakiet w Polsce będzie hamująco działać na zakusy ewentualnych agresorów, czy to Irańczyków, czy Rosjan, rozbudowujących swe wyrzutnie na półwyspie Kola.
Przeciwnicy wskazują, że systemy antyrakietowe mają w istocie charakter ofensywny, bo pod ich osłoną łatwiej planować uderzenia na potencjalnych przeciwników. A jeśli dzięki tarczy można bezpiecznie szykować atak, to powoduje ona obniżenie, a nie podniesienie poziomu bezpieczeństwa światowego. I dlatego właśnie już w latach 70. USA i ZSRR zawierały układy w sprawie zmniejszenia liczby systemów antyrakietowych. Poza tym USA może będą bronić samej tarczy, ale na pewno nie całego dużego kraju, w którym ją zbudowano.

Skuteczne ciosy

Trzeba mieć nadzieję, że jeśli w Polsce powstanie tarcza antyrakietowa, to nigdy nie przekonamy się na własnej skórze, jak skutecznie jest broniona. Doświadczenie uczy jednak, że dotychczas trudno było zapewnić skuteczną obronę własnych baz i instalacji wojskowych.
W czasie bitwy o Anglię Brytyjczycy, choć mieli przewagę w powietrzu, nie uchronili swych stacji radarowych przed zniszczeniem przez stukasy. W wojnie o Falklandy Argentyńczycy zdołali rakietami lotniczymi zatopić brytyjskie niszczyciele mimo najnowocześniejszych systemów antyrakietowych, jakie ich strzegły. Podczas pierwszej wojny w zatoce przestarzałe irańskie scudy przedarły się przez antyrakietową osłonę patriotów i spadły na bazę USA w Arabii Saudyjskiej, zabijając 30 żołnierzy amerykańskich.

Nadejdą ciekawe czasy

Amerykańska tarcza antyrakietowa w Polsce na pewno będzie silnie broniona. Być może zdoła odeprzeć atak ciężkich rosyjskich rakiet Topol, ale raczej nie obroni się np. przed zmasowanym szturmem lżejszych rakiet, powiedzmy z rejonu Królewca. To tylko kwestia nasilenia ataku i czasu jego trwania.
Jeśli więc będziemy mieć u siebie tarczę antyrakietową i nie daj Boże dojdzie do konfliktu między mocarstwami, to z pewnością ci, którzy przeżyją, będą świadkami wielu efektownych pojedynków lotniczych i rakietowych nad naszą ziemią.

 

Wydanie: 08/2007, 2007

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy