Tego dnia były w Białym Dunajcu dwa śluby Niezapowiedziana wizyta górali z Białego Dunajca należała widać do obyczaju uświęconego tradycją, bo rodzice pana młodego osobiście wręczają zaproszenia. I oboje uznali, że Warszawa też nie powinna być traktowana po macoszemu. W pewne niedzielne popołudnie górale pojawili się pod blokiem i nacisnęli guziczek domofonu. Za pierwszym razem się nie udało, więc przyciskali kolejne, bo zapomnieli numeru mieszkania. Wreszcie sąsiadka z parteru otworzyła im i powiedziała, że powiadomi, kogo trzeba, iż przyjechali goście „spod samiuśkich Tater”. Górale byli zachwyceni, bo ta sąsiadka – Agnieszka Fitkau-Perepeczko – była im doskonale znana z telewizji. – Wiecie, kto nas wpuścił? – zawołali szczęśliwi ze spotkania po latach. – Sama Janosikowa. Teraz rozmowa potoczyła się gładko – ślub ma się odbyć 25 września w kościele parafialnym w Białym Dunajcu, a potem państwo młodzi wraz z rodzicami zapraszają na prawdziwe góralskie wesele. Andrzej, ojciec pana młodego, ocenia liczbę gości na 250-300. Na tyle przygotowują wesele, napoje, jedzenie. A ponieważ rozesłano i rozdano mnóstwo zaproszeń, w tym nawet 25 do Ameryki, trudno przewidzieć, ilu gości przyjdzie i przyjedzie, tym bardziej że górale nie mają zwyczaju żądać potwierdzenia. – Kto chce, to będzie – mówią. – I dla wszystkich musi starczyć. A czego nie zjedzą, nie wypiją, to się rozda gościom na drogę. Rozmach tatrzański Ilości wszelkich wiktuałów przygotowywanych na wesele mogą zwykłego śmiertelnika przyprawić o zawrót głowy. Do alkoholi (na razie nie znamy jeszcze ogólnej ilości, ale to zdaje się pięć butelek na głowę) użyto najlepszego, zdaniem gospodarzy, warszawskiego czystego spirytusu. Będą z tego cytrynówka i przypalanka, czyli karmelówka. Do tego dołączy czysta Finlandia. Samych cytryn do produkcji napoju zakupiono 100 kg. To daje pojęcie o rozmachu szykowanej uroczystości. Miejsce w remizie strażackiej, która może pomieścić tylu gości, zamawia się teraz w Białym Dunajcu na półtora roku wcześniej. Gospodarze żartują, że najpierw rezerwuje się miejsce w remizie, potem umawia termin u proboszcza, a na końcu dopiero szuka narzeczonej. W tym wypadku jest jednak inaczej – Grześ i Aneta znają się od 10 lat. Praktycznie od bierzmowania mieli się ku sobie i tak już zostało. Nad przygotowaniem weseliska pracuje cała wielopokoleniowa rodzina. Od tygodnia zwozi produkty żywnościowe, przygotowuje salę. Choć przed samym weselem zajmą się wszystkim profesjonalne ekipy, szef kuchni z zakopiańskiego hotelu Kasprowy, ośmiu kucharzy, ośmiu kelnerów – oni całe jadło ugotują i podadzą, ale muszą mieć wszystko przygotowane – kuchnie gazowe, butle, naczynia, zastawę stołową. Dekorację sali weselnej i bramy w domu pana młodego powierzono wyspecjalizowanej firmie, którą kieruje absolwent akademii sztuk pięknych. Tutaj zwyczaj jest trochę inny niż w Polsce centralnej, gdzie pan młody odpowiada za wódkę, a reszta go nie obchodzi i kuchnią sobie głowy nie zaprząta. U górali jest inaczej. Wszyscy solidarnie ponoszą koszty i pomagają zgodnie, choćby nie wiem jak wcześniej się nie znosili i kłócili. Nowe życie, nowe stroje Na dwa dni przed ślubem rodzina pana młodego przymierza nowiuśkie stroje góralskie uszyte specjalnie na ceremonię. To spory wydatek – kompletny strój góralski kosztuje kilkanaście tysięcy złotych. Samo piórko do góralskiego kapelusza (wpinają je tylko kawalerowie) musi być odpowiednio długie i trzeba je wyrwać orłu albo kondorowi, tj. sprowadzić z Ameryki – cena 1000 zł. Portki góralskie z grubej białej wełny, z dwoma rozporkami i parzenicami, to także wielotysięczny wydatek. Na nową góralską cuchę – rodzaj peleryny wełnianej – ojciec pana młodego musiał czekać trzy lata, bo coraz mniej jest dziś zakładów, które je wytwarzają. Kierpce zamawia się u dobrego szewca (skręcacie w drogę na Murzasichle i pierwsza brama w lewo). Kierpce bywają jasne i ciemne, cuchy też białe i czarne, ale na śluby raczej zakłada się wszystko białe. Pas góralski może być cienki, ale większy splendor dają grube, na trzy albo i cztery sprzączki. Nasi górale mają już w domu po kilka do wyboru. W innych domach Białego Dunajca też od tygodnia trwa ślubna gorączka. Chrześniak
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









