Gorsza część polskiej duszy

Gorsza część polskiej duszy

Z Tomaszem Lisem rozmawiają Jan Ordyński i Robert Walenciak O braciach Kaczyńskich, kłopotach z Kwaśniewskim, czystkach w Polskim Radiu… – Kogo dzisiaj obraził premier Kaczyński? – Dzisiaj chyba nikogo, ale ma jeszcze parę godzin… Natomiast w tym miesiącu udało mu się obrazić kilkunastu członków Trybunału, udało mu się obrazić szwagierkę, a więc i poniekąd swojego brata. Przedstawił też nową koncepcję prawną, okazało się, że odzyskany Trybunał nie jest jeszcze do końca odzyskany. – Sędziowie, którzy przyszli z jego namaszczenia – „zdradzili”. – Teraz jest tylko jedna forma zagwarantowania sobie lojalności Trybunału. Powinien być jednoosobowy, i to premier powinien być jego szefem. Kaczyński upaja się walką z całym światem – On tak gada, dlatego że goni w piętkę? Napisał pan w jednym ze swoich komentarzy, że ta władza zaczyna się sypać. – To się ewidentnie rozsypuje. Pokazują to wyniki sondaży, w których oceny premiera i rządu są zupełnie katastrofalne. Jest jeszcze wątek psychologiczny, który temu towarzyszy – premier, mam takie wrażenie, upaja się walką z całym światem. – Kaczyńscy zawsze tacy byli. – To ma zupełnie inny wymiar, gdy się działa jako polityk partyjny, a inny, gdy mówimy o dwóch najważniejszych ludziach w państwie. Pierwszy – to głowa państwa, oczywiście, wiem, że hasło „prezydent wszystkich Polaków” to nie on, ale przecież powinien bardziej łączyć, niż dzielić. A drugi z nich też powinien wiedzieć, że aby skutecznie rządzić, trzeba mieć pewien kapitał zaufania. W Ameryce uważa się, że prezydent, którego poparcie spada poniżej 35%, właściwie przestaje już efektywnie działać. To nie jest kwestia większości w Kongresie. Otóż poniżej pewnego progu poparcia władza w demokratycznym kraju ulega paraliżowi. – To źle? – Polityka, szczególnie demokratyczna, w tym całodobowym szaleńczym cyklu informacyjnym, kiedy nie można odetchnąć na moment, to jest w zasadzie permanentne szukanie poparcia, permanentna kampania, może nie wyborcza, ale na rzecz projektu A, B, C, który chcemy przeforsować. – A tu jest odwrotnie. – Jest permanentne działanie prowadzące do dezintegracji społeczeństwa i zmniejszenia i tak minimalnego kapitału społecznego zaufania. Nie do władzy, ale ludzi do siebie. Przy niskim poziomie zaufania źle funkcjonuje drużyna piłkarska, tym bardziej dotyczy to więc całego społeczeństwa. – Co Kaczyńscy będą robili w tej sytuacji? – Myślę, że będą się radykalizowali dokładnie w tym samym tempie, w jakim nasila się niechęć wobec nich. Będą to robili czasem wbrew swej woli, walcząc z szachującym ich z prawej strony Romanem Giertychem. Drogę do centrum sami sobie odcięli, muszą więc stoczyć z LPR wojnę na śmierć i życie o ten sam elektorat. Ale radykalizacja władzy wynika głównie z jej niemożności przekroczenia stworzonych przez siebie barier. Do Aleksandra Kwaśniewskiego pod wieloma względami miałem i mam krytyczny stosunek, ale ma coś, co we współczesnej polityce jest równie ważne jak kwalifikacje polityczne i merytoryczne – inteligencję emocjonalną, umiejętność puszczenia w niepamięć czyichś win, umiejętność wyciągnięcia ręki do wroga, uśmiech. Bez tego nie da się funkcjonować. Bez tego nieznośne jest funkcjonowanie w domu, bez tego koszmarna staje się atmosfera w pracy, a w skali państwa – to już jest tragedia, szczególnie że mamy bodźce negatywne pomnożone przez dwa. – Więc co oni jeszcze wymyślą? Kogo mają na celowniku? – Nie mam zielonego pojęcia. Myślę, że miał rację mistrz, mówiąc, że są rzeczy na niebie i ziemi, które nie śniły się filozofom. – Strach się bać. – Panowie! Mniej obawiałbym się obecnego okresu, tego, co teraz może się zdarzyć. Bardziej tego, co będzie później. Spójrzcie na sondaże – wynika z nich nieuchronność utraty władzy przez PiS. Dlatego jestem zadowolony, iż prezydentem jest Lech Kaczyński. – Bardzo skomplikowana myśl. – Gdyby prezydentem był ktokolwiek inny, to nie chcę nawet myśleć o następstwach desperacji i wściekłości towarzyszącej ostatnim miesiącom sprawowania władzy przez Kaczyńskich, kiedy będą mieli absolutną pewność, że to już naprawdę jest koniec. A Lech Kaczyński jest jak wentyl bezpieczeństwa. Bo cóż będą myśleć bracia? Przegramy wybory, ale będziemy mieli silną opozycję, okopiemy się w Pałacu Prezydenckim, rola prezydenta automatycznie wzrośnie, będziemy w grze. Oni nie będą mieli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2007, 2007

Kategorie: Wywiady