Gra w klasy – rozmowa z prof. Henrykiem Domańskim

Gra w klasy – rozmowa z prof. Henrykiem Domańskim

Poparcie Polaków dla egalitaryzmu jest dużo większe niż u schyłku komunizmu Panie profesorze, z okna pana gabinetu w Pałacu Staszica widać akcje związane z upamiętnieniem Lecha Kaczyńskiego. Znamienne, że w Polsce nie ma protestów społecznych na tle nierówności. Czyżby problem nierówności był mniej ważny niż sprawa pomnika zmarłego prezydenta? – Najsilniejsze konflikty wywołują nierówności nazywane klasowymi, które są związane z różnym stosunkiem do własności, usytuowaniem na rynku pracy, czyli pozycją rynkową, a w konsekwencji z dostępem do edukacji, służby zdrowia itd. Jednak we współczesnych społeczeństwach ludzie zaczęli się uczyć, jak problemy związane z tymi nierównościami rozwiązywać bez takich emocji jak kiedyś. Sprawa pomnika ma podłoże emocjonalne, nie poddaje się racjonalności i jest chyba nierozwiązywalna. Ludzie potrafią sobie racjonalnie wytłumaczyć nierówności? – W przypadku nierówności wynikających z pozycji rynkowej ludzie potrafią wskazać środki złagodzenia ich przyczyn i dojść do kompromisu. Natomiast racjonalne wyjaśnienie konfliktu, który ogniskuje się w sferze wartości – a do niej odnosi się konflikt wokół pomnika – wydaje się mało prawdopodobne. Kompromis w sprawach nierówności ekonomicznych dotyczy kwestii materialno-bytowych i wyraża się w negocjowaniu warunków pracy, wysokości zarobków i świadczeń. Ten kompromis może dotyczyć nie tylko ustępstw pracodawcy, lecz także pracowników, którzy rezygnują z czegoś, gdy zdają sobie sprawę, że trzeba coś poświęcić, np. w celu ratowania kondycji ekonomicznej firmy, a więc swoich miejsc pracy. Tęsknota do równości Czy w badaniach wychodzi to racjonalne podejście do nierówności? Pytacie respondentów, czy nierówności w Polsce są zbyt duże lub zbyt małe? Czy w ich odczuciu one narastają lub zmniejszają się? – Pytania: „Czy Pani/Pana zdaniem nierówności w Polsce są zbyt duże?” i „Czy rząd powinien coś robić, żeby te nierówności zmniejszać?” zadawane są na całym świecie. W Polsce dezaprobata dla nierówności wzrosła i jest bardzo wysoka. Ok. 90% Polaków twierdzi, że są one za duże lub raczej za duże. Na początku lat 90. te odpowiedzi wybierało 65% ankietowanej reprezentacji dorosłych Polaków, a więc akceptacja nierówności była większa. Co ciekawe, pod koniec PRL ta akceptacja była jeszcze większa – jedynie 50% Polaków uważało, że nierówności są za duże lub raczej za duże. Poparcie dla egalitaryzmu jest zatem dużo większe niż u schyłku komunizmu. Jak pan to tłumaczy? – Pod koniec PRL aprobata dla nierówności wynikała z dezaprobaty dla komunizmu. Ludzie odrzucali komunizm i wszystko, co z nim kojarzyli. Byli skłonni zaakceptować nierówności, byleby było inaczej. Chcieli kapitalizmu, który – w przeciwieństwie do komunizmu – kojarzył im się bardzo dobrze. Gdy zobaczyli, jak wygląda kapitalizm, dezaprobata dla nierówności zaczęła wzrastać. A zatem Polacy nie pogodzili się z nierównościami? – Polacy odrzucają nierówności na gruncie normatywnym, ale w wymiarze pragmatycznym akceptują je, bo zdają sobie sprawę, że one muszą być. I dlatego wychodzą na ulice, by upomnieć się o pomnik zmarłego prezydenta, a nie o zasypywanie podziałów społecznych? – Chyba przeczuwają, że i tak nic by to nie dało, bo system rynkowy opiera się na tych nierównościach. Jednak, paradoksalnie, umacnianiu przeświadczenia o braku alternatywy dla kapitalizmu towarzyszy deklarowanie niechęci do nierówności. Potoczne rozumowanie może być następujące: „To niesprawiedliwe, że jedni mają tak dużo, że stać ich nawet na posiadanie własnych samolotów, a drudzy nie są w stanie opłacić czynszu za mieszkanie – tak być nie powinno”. Wynika to z normy uznawanej za słuszną, ale na tę normę nakłada się pragmatyczna ocena sytuacji. Łączenie normatywnej niezgody z pragmatyczną akceptacją nierówności jest postawą powszechną i uniwersalną – charakterystyczną nie tylko dla Polaków. W postawie demonstrujących pod Pałacem Prezydenckim dominuje wymiar normatywnego sprzeciwu. Jak rozumiem, aksjologiczna niezgoda na nierówności jest tłumiona przez pragmatyczne podejście. – Tak, ono wyraża się w przeświadczeniu: „Tak już jest świat urządzony, nie będziemy przecież wychodzić na barykady, musimy jakoś z tym żyć, bo nie jest jeszcze najgorzej”. Ta postawa przypomina podejście do polityków w Polsce – mamy o nich złe zdanie, uważamy, że są niekompetentni i kompromitują się, ale zdajemy sobie sprawę, że elita polityczna musi być, bo ktoś musi rządzić. To też przykład akceptacji pragmatycznej, na którą nakłada się odrzucenie normatywne. Nierówności są potrzebne Mam jednak w pamięci wybory w 2005 r., które były

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2011, 2011

Kategorie: Kraj, Wywiady