Grunt to aresztować

Grunt to aresztować

Agenci ABW i prokuratorzy szykanowali prezesów spółki PEPEES. Bezpodstawnie oskarżeni spędzili pół roku w areszcie, stracili zdrowie i środki do życia. Kto za to zapłaci?

Pół roku aresztu, dwa lata procesu zakończonego uniewinnieniem, utrata majątku i dobrego imienia – taki efekt dla menedżerów ze spółki PEPEES miało wyciągnięcie jej z kłopotów.
26 marca 2003 r. funkcjonariusze ABW zatrzymują w siedzibie spółki członków zarządu: prezesa Andrzeja Mazurkiewicza i wiceprezesa ds. finansowych Tomasza Grodzkiego. Prokuratura stawia im zarzut działania na szkodę firmy, ponieważ sprzedali po niekorzystnej cenie spółkę zależną, Serwis-Pepees, i w ten sam sposób zamierzali sprzedać udziały w innej, o nazwie Spido. Również zależnej i również, jak wyjaśniali w toku postępowania oskarżeni, przynoszącej straty. Sąd na wniosek prokuratury aresztuje prezesów na trzy miesiące.

Miłe złego początki

PEPEES SA, czołowy krajowy wytwórca skrobi ziemniaczanej, po latach inwestycyjnej i finansowej stagnacji oraz nieudanych przeobrażeniach strukturalnych, z nowym większościowym udziałowcem zaczęła akurat stawać na nogi. Trzy lata wcześniej pakiet akcji pozwalający kontrolować firmę odkupił od Narodowego Funduszu Inwestycyjnego Józef Gierowski. W 2002 r. rada nadzorcza powołała nowy zarząd, do którego weszło m.in. dwóch specjalistów od zarządzania. Do PEPEES trafili wprost z firmy rekrutacyjnej, bez nepotyzmu czy protekcji. To ważne, bo prokuratura będzie próbowała zdyskredytować nowego właściciela i kontrahentów PEPEES ze względu na zależności i powiązania personalne. Zmiany w kierownictwie spółki podyktowane zostały brakiem wyników restrukturyzacji, w ramach której z PEPEES, spadkobiercy państwowego molocha, zostały wydzielone wyspecjalizowane spółki: Browar Łomża, Serwis-Pepees – producent kapsli, przekształcony następnie w firmę remontowo-konserwatorską, i Spido, producent wody mineralnej. Nowa kadra menedżerska zaczęła od naprawy przedsiębiorstwa, uznając, że najważniejszym celem jest wyciągnięcie spółki z długów generowanych przez spółki zależne. Zapadła decyzja o sprzedaży tych firm nowym inwestorom.

Czujne ministerstwo

Zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa podpisał Ireneusz Sitarski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa posiadającym ok. 10% udziałów w PEPEES. Zgodnie z informacjami, na które się powoływał, zarząd PEPEES mógł działać na szkodę spółki m.in. poprzez dofinansowanie firmy Spido sumą 1 mln zł, a następnie podpisanie umowy jej sprzedaży za 150 tys. zł – sumę siedmiokrotnie niższą, przy czym wartość księgowa sprzedawanych udziałów miała wynosić niemal 1,17 mln zł. Drugą sprawą podnoszoną w zawiadomieniu była sprzedaż spółki Serwis-Pepees o wartości księgowej 1,7 mln zł za ok. 2,8 tys. zł.
Ministerstwo dodatkowo zaniepokoiło to, że inwestorem w Spido miała zostać Łukbut Sp. z o.o., spółka zależna Łukbut SA, której udziałowcami byli jednocześnie akcjonariusze PEPEES. W zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa napisano: „Widoczne jest powiązanie akcjonariuszy sprzedawcy oraz nabywcy przedmiotowych udziałów, co mogło mieć istotny wpływ na ich wycenę”. W emitowanym w 2006 r. materiale telewizji Polsat, autorstwa Łukasza Kurtza, minister Sitarski mówił: „Jeżeli we wniosku departamentu jest jasno i klarownie wyjaśnione, że może coś takiego nastąpić, to jaka inna droga nam pozostaje, jak nie wyjaśnienie przez prokuraturę?”.
Być może fakt, że doniesienie wpłynęło z urzędu państwowego, przesądził o tym, że prokurator wystąpił do sądu o najsurowszy środek zapobiegawczy – areszt tymczasowy dla Tomasza Grodzkiego i Andrzeja Mazurkiewicza. Procedurę tę stosuje się na wypadek mataczenia i komplikowania śledztwa.

Wartość księgowa a wartość realna

Według Prokuratury Okręgowej w Łomży w tej sprawie chodziło o szkodę wielkich rozmiarów, co kwalifikowało ten czyn jako zagrożony karą ośmiu lat pozbawienia wolności. PEPEES miał wszak stracić na sprzedaży udziałów w Serwis-Pepees i Spido ponad 2 mln zł.
Menedżerowie zapewniali, że 1 mln zł przetransferowany do Spido służył oddłużeniu spółki córki, co miało umożliwić jej sprzedaż. Tego długu PEPEES i tak od lat nie mógł odzyskać, więc w tej sytuacji jednorazowa strata 850 tys. zł była korzystna, ponieważ Spido każdego roku przynosiło straty w wysokości kilkuset tysięcy złotych. W przyszłości notowany na giełdzie PEPEES mógł mieć dzięki temu oszczędności. Zarząd PEPEES na poparcie swoich decyzji miał zamówione w firmie audytorskiej Pro-Ekon raporty, z których wynikało, że spółki córki kosztują więcej, niż zarabiają.
Druga sprawa to rozbieżności w wycenie spółek. Zdaniem Tomasza Grodzkiego, prokurator zamiast wyceny rynkowej uwzględnił ich wartość księgową, która w opinii nie tylko ekonomistów, lecz także prawników jest według reguł wolnego rynku bezwartościowa. Majątek spółki może być wyceniany na kilka milionów, ale jej rynkowa wartość, biorąc pod uwagę np. szanse utrzymania produkcji i możliwości zbytu, nie musi być wyższa od złotówki. Po prostu nikt za nią więcej nie zapłaci. W przypadku menedżerów z PEPEES nie powinno to zatem stanowić o wartościowaniu szkody. Sprzedali Spido za 150 tys. zł, bo tylko taka oferta wpłynęła. Ponadto niektóre części majątku prokurator wycenił dwukrotnie drożej, niż były warte, m.in. dlatego że nie rozumiał księgowej nomenklatury.
Jednocześnie prokurator nie uwzględnił tego, że sprzedawane spółki od lat hamowały rozwój PEPEES, co przynosiło wymierne straty, a ich długi były wyższe niż ich wartość w dokumentach księgowych.
Prokuratury nie przekonało nawet, że zaniechanie modernizacji spółek groziło poważnymi sankcjami ze strony organów skarbowych, ponieważ mogły zostać naruszone przepisy podatkowe.

Szukanie haków

Grodzki i Mazurkiewicz twierdzą, że funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego podczas przesłuchań usiłowali nakłonić ich do złożenia zeznań obciążających Józefa Gierowskiego, wówczas głównego akcjonariusza PEPEES SA. – To był typowy areszt wydobywczy – twierdzi Grodzki. Dostarczenie haków miało pomóc we wcześniejszym opuszczeniu aresztu.
Jednak Jerzy Engelking, zastępca prokuratora generalnego, zaprzecza, jakoby ABW brała udział w tej sprawie. W odpowiedzi na interpelację poselską w sprawie PEPEES w październiku 2006 r. Engelking pisał: „(…) wszystkie czynności w powyższej sprawie były wykonywane przez prokuratora. Funkcjonariusze ABW, jak wynika z akt głównych, nie wykonywali żadnych czynności w toku przedmiotowego śledztwa”. Wyjaśnienie to jest zastanawiające, obrońca oskarżonych dobrze bowiem pamięta, że miał być uczestnikiem jednego z przesłuchań w białostockiej delegaturze ABW. Stawił się w ustalonym terminie, ale dowiedział się, że czynności zostały odwołane i oskarżony przebywa w areszcie. W areszcie usłyszał, że został on przewieziony na przesłuchanie do ABW. Ze swoim klientem tego dnia się nie spotkał.
W obronie menedżerów stanęła nawet rada nadzorcza, w skład której wchodził również przedstawiciel skarbu państwa, strony składającej formalne zawiadomienie do prokuratury. Dostarczonej przez radę ekspertyzy prawnej znanej kancelarii prof. Sołtysińskiego, w której nie stwierdzono żadnych działań zarządu wbrew interesowi ekonomicznemu firmy, prokuratura nie wzięła jednak pod uwagę. Nie zmieniła również zdania w sprawie zarzutu przekroczenia uprawnień i sprzedaży majątku firmy. Nie powołała też w tym czasie swojego biegłego do merytorycznej oceny posunięć zarządu. Śledztwo uznano za rozwojowe i w maju 2003 r. przedłużono menedżerom areszt o kolejne trzy miesiące. Nowe zarzuty przeczyły wcześniejszym, jak choćby ten, że oskarżeni najpierw doprowadzili spółki do fatalnej kondycji finansowej, co znaczy, że w chwili sprzedaży nie były wiele warte, a później zbyli je ze szkodą wielkich rozmiarów. Uzasadnienie stawianych zarzutów trafiło do oskarżonych dopiero po upływie 43 dni, choć Kodeks postępowania karnego mówi o 14. Wniosek Tomasza Grodzkiego o powołanie biegłego z zakresu finansów pozostał bez odpowiedzi.

Tomasz G. i Tomasz Grodzki

28 sierpnia 2003 r. postanowieniem sądu rejonowego uchylono wobec Tomasza G. areszt tymczasowy z zamianą na poręczenie majątkowe w wysokości 200 tys. zł i zakazem opuszczania kraju, a jego majątek obciążono przymusową hipoteką kaucyjną do kwoty 100 tys. zł. Termin wpłaty kaucji ustalono na kilka dni, choć przy takiej wysokości jest on zwykle dłuższy.
Akt oskarżenia trafił do sądu półtora roku później. 8 lutego 2006 r. rozpoczął się proces. Przełomem w sprawie były zeznania powołanej przez sąd biegłej, która nie potwierdzała zarzutów prokuratorskich i przyznała się do ograniczonej wiedzy, nieobejmującej zakresu sprawy. W procesie sądziła Jolanta Małachowska, której mąż pracował w tej samej prokuraturze co oskarżający prokurator. Po zwróceniu przez adwokatów oskarżonych uwagi, że taka sytuacja nie daje gwarancji bezstronności i obiektywizmu, sędzia w oficjalnym piśmie stwierdziła, że co prawda kieruje się wyłącznie dobrem wymiaru sprawiedliwości i sądzi bezstronnie, ale dla czystości sprawy wnosi o wyłączenie z tego procesu. Przewodniczący właściwego wydziału karnego sądu rejonowego odrzucił jej prośbę.
Po kilku miesiącach od rozpoczęcia procesu prokuratura w Białymstoku, nadzorująca łomżyńskie śledztwo i informowana o nieprawidłowościach prokuratury w Łomży, postanowiła przekazać sprawę do Olsztyna. Tamtejsza prokuratura ostatecznie nie znalazła przesłanek do postawienia jakichkolwiek zarzutów. Sprawa skończyła się w styczniu 2008 r. uniewinnieniem oskarżonych. Tomaszowi Grodzkiemu za czas spędzony w celi w towarzystwie podejrzanych o groźne przestępstwa kryminalne, za automatyczne rozwiązanie umowy o pracę z adnotacją, że nastąpiła z powodu przedłużonego aresztu tymczasowego, co na kilka lat uniemożliwiło mu karierę zawodową, za zaciągnięcie przez żonę długu na wpłatę kaucji, którego koszty wynoszą do dziś 2 tys. zł miesięcznie, wreszcie za śmierć matki, która zmarła w dniu rozprawy, nikt słowa przepraszam nie powiedział. Sam, na własny koszt musi się starać o zdjęcie zabezpieczenia z majątku, chociaż po uprawomocnieniu się wyroku uniewinniającego nie ma do tego zabezpieczenia żadnych podstaw prawnych. Tomasz Grodzki chciałby sprzedać mieszkanie, żeby pokryć koszt kredytów zaciągniętych na kaucję.
Obu oskarżonym sąd przyznał odszkodowania w wysokości 130 tys. zł. Grodzki nie zgadza się na taką kwotę. 12 października 2011 r. sąd odrzucił jego wniosek o kasację wyroku przyznającego to odszkodowanie. Grodzki będzie jeszcze walczyć.


PS Prokuratorem oskarżającym menedżerów PEPEES był Bogusław Dukacz. Po trzech umorzonych sprawach, w których jego oskarżenia okazały się bezpodstawne, Dukacz przeniósł się do adwokatury. Mimo podejmowanych prób nie udało się z nim porozmawiać.


Wydanie: 2011, 43/2011

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy