Harcerski obóz przetrwania

Akcja „Przeglądu” – Podaruj dzieciom wakacje

Obozy harcerskie mogą niedługo przestać istnieć. Przynajmniej w dotychczasowej formie. Bo czy obozem będzie można nazwać weekend pod namiotem? Powód tych ograniczeń jest prozaiczny. Z roku na rok jest coraz mniej funduszy. – To mit, że harcerstwo zawsze sobie poradzi. Owszem, stajemy na głowie, żeby zorganizować wakacje dla dzieci. Jednak jest nam coraz trudniej – mówi Teresa Hernik, zastępczyni naczelnika ZHP. – Jeszcze kilka lat temu obóz harcerski trwał 26 dni, w zeszłym roku – 21. Tegoroczny potrwa dwa tygodnie.
Niektórych rodziców nie stać na opłacenie takiego wyjazdu. A zdobycie dodatkowych środków nie jest łatwe. – Wszędzie szukamy oszczędności. W czteroosobowym pokoju stoi osiem łóżek. Starsza młodzież nocuje w namiotach. Nikt się jednak nie skarży – mówi druhna Kasia z obozu w Starej Dąbrowie koło Błonia.
Tu prawie 40% dzieci pochodzi z naprawdę biednych rodzin. Jest też kilkoro wychowanków z domów dziecka. Tymczasem z prawie setki podopiecznych zaledwie dla jednego udało się znaleźć sponsora, który w całości sfinansował jego wyjazd.

Kilka posiłków dziennie

Najmłodsze dzieci na obozie mają po sześć lat. Starsze opiekują się młodszymi. W ten sposób nikt nigdy nie jest sam. To, czy masz telefon komórkowy, też nie ma żadnego znaczenia. W szarozielonym mundurku wszyscy są równi.
Bywa, że obóz jest szansą na wyrwanie się z patologicznego środowiska. Na przykład dla 10-letniego Pawła. Jego brat jest szefem gangu młodocianych na warszawskiej Pradze, matka siedzi w więzieniu, a ojciec ciągle pije. Dla kilkuletniego chłopca obóz harcerski jest jedynym miejscem, gdzie można po prostu zagrać w piłkę z kolegami. – Poza tym wszyscy dostają cztery posiłki dziennie. Dla niektórych to zupełna nowość – mówią opiekunowie.
Kadra obozowa pracuje społecznie. Jak sami stwierdzają, pracują, bo lubią. Nikt im za to nie płaci. – Bo i po co? Przyjeżdżałam tu jako nastolatka, a teraz chcę pomagać innym – mówi druhna Karolina, studentka prawa na UW.
– Nie mogłabym spokojnie wygrzewać się na plaży, mając świadomość, że dziesiątki dzieci spędzą wakacje w czterech ścianach – dodaje harcmistrzyni Katarzyna Knap-Dam, prywatnie informatyk w firmie ubezpieczeniowej.
To dzięki wychowawcom wszystko jest dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Rano budzi puszczane przez radiowęzeł bicie dzwonu Big Ben. Od tego momentu wszyscy znajdują się w labiryncie czasu. – Chodzi o to, że popsuła się machina umożliwiająca podróżowanie w czasie. Zadaniem dzieci jest odszukanie wszystkich zaginionych elementów. W czasie tej podróży trafiamy do wielu ciekawych krajów. Poznajemy ich kulturę i obyczaje – tłumaczy obozowe zasady druhna Kasia.
Średni koszt dwutygodniowego obozu to około 550 zł. Są i droższe, nawet do tysiąca złotych, ale na nie już prawie nikogo nie stać. Najwięcej dzieci wyjeżdża na te najtańsze. A koszty pobytu są już i tak zminimalizowane. Nie wlicza się w nie amortyzacji sprzętu. Dlatego większość harcerskich baz jest mocno wyeksploatowana.
Teresa Hernik przyznaje, że aby utrzymać obozy, ZHP musi korzystać z pomocy różnych instytucji: gmin, lokalnych kuratoriów oświaty, a także firm prywatnych. O takie wsparcie trzeba jednak każdorazowo zabiegać i nie ma przy tym żadnej gwarancji powodzenia: – Tym bardziej że pomaganie zwyczajnym dzieciom nie jest medialne. To przykre, że dziecku musi najpierw wydarzyć się wielka krzywda, żeby ktoś w końcu zwrócił na nie uwagę. Zapomina się, że dzieci tylko trochę biedniejsze też mają prawo do dzieciństwa.

Pomóc może każdy

Tymczasem te właśnie dzieci pilnie potrzebują pomocy. Kilkoro przyjechało na obóz tylko z chlebakiem. A w nim jedna para bielizny na zmianę i jeden sweter. Własny ręcznik czy menażka to dla nich szczyt marzeń.
– Jesteśmy realistami i wiemy, że coraz mniej osób stać na hojne gesty. Jednak liczy się wszystko: sprzęt sportowy, koszulki, czapki, kredki. Przydadzą się też szczoteczki i pasty do zębów – wylicza Katarzyna Knap-Dam. – Bywa, że rodziców nie stać nawet na kupienie dzieciom takich zupełnie podstawowych rzeczy.
I dlatego obóz harcerski jest w Starej Dąbrowie, a nie w górach czy nad morzem, bo nie trzeba tu płacić za przejazd. Nikt nie narzeka. – Nie jesteśmy organizacją elitarną. Nie oferujemy pokoi z miękkimi tapczanami i telewizorami, nie zatrudniamy instruktorów tenisa – mówią opiekunowie. Nikt też jednak nie czeka na darczyńcę z założonymi rękami: – Przed wakacjami sprzedajemy kartki i wykonujemy inne drobne usługi. Staramy się nawiązać kontakty z hurtowniami spożywczymi. A to nie jest takie łatwe. Gdy wyrzucają nas drzwiami, to wchodzimy oknami – przyznają wszyscy zgodnie.
Najważniejsze, żeby dzieci czuły się na obozie po prostu dobrze. I tak chyba jest. – Obóz to fajna zabawa, a z wychowawcami można się dogadać. Będziemy uczyć się rugby, a za kilka dni zagramy mecz z dziewczynami – opowiada z przejęciem kilkuletni chłopiec. Gdyby nie pomoc harcerstwa, jego rodziców nigdy nie byłoby stać na sfinansowanie wyjazdu.
– Gdyby ktoś z ludzi o ciepłym sercu chciał wesprzeć nasze działania, to może być pewien, że jego gest nie pójdzie na marne – apeluje Teresa Hernik.


Swoje wsparcie można kierować na adres: Główna Kwatera ZHP, ul. Marii Konopnickiej 6, 00-491 Warszawa. Z dopiskiem: „Podaruj dzieciom wakacje”. Dostępny jest też numer konta: Kredyt Bank SA VII/O Warszawa 15001865-121860087326


W tym roku ZHP organizuje 2 tys. obozów i kolonii dla ponad 130 tys. dzieci. Mógłby przynajmniej trzy razy tyle. Jednak od 2000 r. środki z budżetu państwa na ten cel zmalały z 46 do 20 mln zł. W niektórych gminach w województwie warmińsko-mazurskim nie wygospodarowano na wakacje dla dzieci ani złotówki.

 

Wydanie: 2002, 27/2002

Kategorie: Przegląd poleca

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy