Historia nas osacza – rozmowa z prof. Markiem Jabłonowskim
Do historycznych porachunków angażuje się nie tylko historyków, lecz także pisarzy, malarzy, filmowców, również prawników Prof. Marek Jabłonowski, politolog, historyk, dyrektor Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego Rozmawia Stanisław Zawiśliński Nie złości pana instrumentalne traktowanie historii przez polityków? – Czasem mnie to denerwuje, czasem niepokoi, ale to nie jest nowe zjawisko. Niepokoi, że dzisiaj – dla gry o władzę – ewidentnie obserwujemy rozjątrzanie urazów z przeszłości. Można zaobserwować brak poszanowania dla wielu wartości, jakie powinny być wspólne. To groźne dla bliższej i dalszej perspektywy. To, co powiedziałem, nie oznacza, że każde państwo nie pisało i nie pisze własnej historii dostosowanej do swych aktualnych interesów i potrzeb. Każda z ekip sprawujących władzę stara się ją na swój sposób wykorzystać, szuka jakiegoś klucza do historii. Mamy na to wiele dowodów. Na przykład w PRL-u jedne treści były tłumione albo wręcz przemilczane, inne z kolei ponad miarę nagłaśniane albo wypaczane. Świetnym przykładem na to była kwestia polskości Ziem Odzyskanych nad Odrą i Bałtykiem. Starano się dowieść tezy, że były one nasze, piastowskie, od zawsze związane z polską tradycją historyczną. Wśród publikacji, które ukazywały się w tamtym okresie, możemy odnaleźć nawet takie, które mówią o polskich prawach do Łużyc. Co ciekawe, ówczesne władze wspierało w tej propagandzie wielu ludzi o orientacji narodowej, którzy do nowego ustroju wcale nie byli przekonani. Inny przykład dotyczy lat 70. Nie ulega wątpliwości, że w okresach narastania napięć w polityce wewnętrznej władza dawała większą swobodę w poruszaniu spraw z zakresu historii najnowszej. Kiedy Edward Gierek chciał w drugiej połowie lat 70. obniżyć poziom niezadowolenia społecznego, to do obiegu publicznego przywrócono wiele postaci historycznych, m.in. Józefa Piłsudskiego, Wincentego Witosa czy Ignacego Daszyńskiego. Równocześnie zmieniał się stosunek do całego dwudziestolecia międzywojennego i, po raz kolejny, do Armii Krajowej, do roli, jaką odegrała w czasie II wojny światowej. Ta liberalizacja poprzedziła olbrzymi bunt społeczny i związane z nim narodziny „Solidarności” latem 1980 r. (…) NAJNOWSZA, CZYLI POWOJENNA Wróćmy do historii najnowszej. Kiedy – z dzisiejszej perspektywy – ona się zaczyna? – Na ten temat nie od dzisiaj toczą się spory. Większość środowiska historyków uważa, że o historii najnowszej możemy mówić od 1914 r. czy też od końca I wojny światowej. Wtedy kończy się porządek XIX-wieczny, następuje koniec tego świata, którego ramy zostały wyznaczone na kongresie wiedeńskim i przez przeszło sto lat, mimo rozmaitych konfliktów, istniały. Wszystko pękło po 1914 r., wówczas możemy mówić o końcu przedłużonego XIX w. Niektórzy z historyków zakreślają nieco inne cezury, ale przecież one nie mają zasadniczego znaczenia. Historia najnowsza to ta, którą ogarnia ludzka pamięć, żyjący człowiek, czyli około siedemdziesięciu lat. Możemy więc przyjąć, że historia najnowsza rozpoczyna się po 1945 r. Ale dla nas, z dzisiejszego punktu widzenia, równie dobrze owa historia mogłaby się otwierać w 1989 r. Bo znów, od tego czasu minęło już ponad dwadzieścia lat, a przecież tak lubimy odwoływać się do historii II Rzeczypospolitej, która trwała dokładnie tyle samo. I jeżeli myślimy naukowo o opracowaniu tego okresu, to źródła, którymi dysponujemy, materiały, które weryfikujemy, uzupełniamy doświadczeniem własnym lub świadków opisywanych wydarzeń. Jeżeli dzisiaj Andrzej Friszke wydaje książkę o „komandosach”, o buncie lat 60., o Jacku Kuroniu i Karolu Modzelewskim, to można jeszcze zaprosić prof. Modzelewskiego na spotkanie i zapytać go, co sądzi o tym, co napisał Friszke. Należy konfrontować dokumenty z pamięcią współczesnych, bo historia najnowsza jest nasycona – co oczywiste – faktami otwartymi, jest historią żywą wpisaną w losy ludzi wciąż żyjących. Jaki ważny temat historyczny uważa pan za mało poznany, a wart zgłębienia? – Mnóstwo jest takich tematów. Chociażby zagadnienie klientelizmu, zjawisko znane od setek lat, ale w Polsce niedostatecznie opisane. Prof. Antoni Mączak i niektórzy z jego uczniów poświęcili mu bardzo interesujące studia. Współcześnie, a mówię o XXI w., problem klientelizmu spychany jest na margines, a może on być niezwykle interesującym przedmiotem badań interdyscyplinarnych. Klientelizm – dlaczego właśnie on? – Klient to osoba lub instytucja – partia, ruch, ugrupowanie – powiązana z ludźmi zajmującymi wysokie pozycje









