Historia pewnej pigułki

Historia pewnej pigułki

Korespondencja z Wiednia Coca-cola i puder z kwaskiem cytrynowym jako środki antykoncepcyjne, arszenik i prąd elektryczny jako sposoby na aborcję. Można to zobaczyć w Muzeum Antykoncepcji i Aborcji Historia antykoncepcji jest tak stara jak historia ludzkości. Świadectwa codzienności życia seksualnego w przeszłości i obecnie są fascynujące, przerażające i pouczające. Można je zobaczyć w Muzeum Antykoncepcji i Aborcji w Wiedniu. Wiedza o własnej cielesności, możliwościach ochrony przed ciążą jest ważna. Podobnie wiedza o motywacji do podejmowania współżycia i odpowiedzialności za jego skutki. Taką edukację zapewnia niezwykła placówka: Muzeum Antykoncepcji i Aborcji, niestety, nie w Polsce. To prywatna, multimedialna placówka edukacyjna w centrum Wiednia. Pierwsze i jedyne takie muzeum w świecie, jak mówi jego twórca, dr nauk medycznych Christian Fiala, ginekolog, specjalista od antykoncepcji, edukator, szef klinik aborcyjnych w Wiedniu i Salzburgu. Stworzył je przede wszystkim z myślą o młodych ludziach, którzy są często pozostawiani sami sobie w poszukiwaniu wiedzy o seksualności. – Problem jest częsty – młodzież konfrontowana z niechcianą ciążą. Jedynym wyjściem jest prewencja! Uważam, że to odpowiedzialność społeczeństwa, by we właściwym czasie odpowiadać na pytania, które dotyczą seksualności. A do nich należy kwestia, jak najlepiej zabezpieczyć się przed niechcianymi skutkami uprawiania seksu – mówi z pasją ginekolog edukator. Właśnie po to prowadzone jest muzeum: aby pomóc zrozumieć rozrodczość człowieka, płodność. – To był podstawowy motyw działań: co możemy zrobić, by przybliżyć młodzieży seksualność, nie mądrząc się. Już po roku od otwarcia muzeum mieliśmy potwierdzenie, że pedagogiczna koncepcja się sprawdziła – cieszy się dr Fiala. Tematyka edukacji seksualnej jest dyskutowana w wielu krajach. Nie można jej ograniczać jedynie do ochrony przed niechcianą ciążą. Do tego potrzebne są właśnie jasne i czytelne informacje. Według dr. Fiali, ginekologa praktyka, sytuacja w Austrii jest nieco lepsza niż kilka lat temu, ale daleka od ideału. Funkcjonuje tam 300 punktów poradnictwa rodzinnego. Jest też projekt „LoveTalks”, zajmujący się edukacją seksualną w szkołach, coś w rodzaju naszego „Pontonu”. Jedną z inicjatorek jest pedagog seksualna Brigitte Cizek: – W Austrii wciąż brakuje doradztwa, zwłaszcza dla młodzieży. Kiedy rozmawiam z rodzicami, najczęstszym pytaniem jest to o wiek, o właściwy moment na rozmowę z młodym człowiekiem. Kieruję to pytanie z powrotem do rodziców, bo odpowiedni moment nadchodzi wraz z pierwszymi pytaniami dzieci. Ze strachu rodzice często uznają je za zbyt wczesne, sądząc, że rozmowa na ten temat mogłaby młodzież zachęcić do kontaktów seksualnych. Badania pokazują, że jest odwrotnie! Anna Pichler, edukatorka i przewodniczka po Muzeum Antykoncepcji i Aborcji, od otwarcia muzeum pod koniec 2003 r. oprowadziła po nim ponad 2 tys. uczniów: – W wychowaniu seksualnym nie chodzi o to, w jakim wieku przybliżymy naszym dzieciom kwestię seksualności. Chodzi o to, w jakim wieku oddamy im prawo do ich własnej seksualnej tożsamości i będziemy ją szanować. Jedno towarzyszy drugiemu: gotowość do seksualnej odpowiedzialności i wiedza na temat metod zabezpieczeń. Coca-cola, to było to! A co znajdziemy w Muzeum Antykoncepcji i Aborcji na pierwszym piętrze starej kamienicy przy Mariahilfer Guertel 37/1? Wszystko na temat. W ciągu kilku godzin, które tam spędziłam (bilet 8 euro), nie sposób wszystkim dokładnie się nacieszyć. Tak, nacieszyć, bo to również miejsce odkryć: plakat coca-coli z lat 50. z wytworną dziewczyną w czerwieni. Ku mojemu zaskoczeniu, jako pijącej ów napój, zalecano ten soft drink jako skuteczny środek post coitum. Na początku XX w. coca-cola była używana jako środek plemnikobójczy w formie irygacji dopochwowej. Aż do lat 50. nastolatki miały go pod ręką, wstrząsały butelką, by gazowany napój wprost z jej szyjki trafił do pochwy. Niepraktyczne, nieskuteczne. Studia dowiodły, że ani cola, ani dietetyczna coke, pepsi czy im podobne nie są w stanie unieszkodliwić plemników. Są w muzeum zaprezentowane i inne środki irygujące, jest i pochwała francuskiego bidetu. I dowody na starania, by uwspólnić odpowiedzialność za akt seksualny: „Krótko przed lub w trakcie zbliżenia mężczyzna i kobieta wspólnie naciskają gruszkę, by kiedy pozostają złączeni, wtłoczyć płyn irygujący do wnętrza kobiety (…)”, objaśniał i edukował Emil Peters w pracy „Ograniczanie liczby narodzin z powodów społecznych i higienicznych” (Kolonia 1909). A to ledwie jeden z zadziwiających w dobie pigułki i bezpiecznej aborcji dowodów na pomysłowość w poszukiwaniu skutecznych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 33/2010

Kategorie: Świat
Tagi: Beata Dżon