I tak wszystko zamiotą pod dywan

I tak wszystko zamiotą pod dywan

Closeup of boss putting hand over legs of blonde secretary in the office. Sexual harassment at work concept.

Prawie połowa polskich studentek i studentów doświadczyło molestowania Po wyjściu z gabinetu profesora miałam atak paniki. Napisałam do przyjaciół, opowiedziałam im, co się stało. Sugerowali mi, że powinnam to gdzieś zgłosić. Byli wściekli. Ale ja zawsze tak dobrze się z nim czułam, tak dużo dla mnie zrobił – dawał mi książki, kupował herbatę. Zawsze taki miły. Sądziłam, że może naprawdę się we mnie zakochał, i było mi go wręcz żal. Marianna jest dziś na II roku na uniwersytecie, choć planowała już rzucić studia z powodu złego stanu psychicznego. Mocno jednak wciągnęły ją zajęcia prowadzone przez pewnego cenionego na uczelni profesora. To w dużym stopniu dzięki jego interesującym wykładom zdecydowała się kontynuować naukę. Myślałam, że jestem partnerką do rozmowy – Profesor na pewno zauważył, że angażuję się w zajęcia, dużo czytam, lubię go, raz nawet pokłóciłam się z nim o poglądy. Wszyscy widzieli, że jest między nami jakaś relacja, często dyskutowaliśmy jeszcze po zajęciach, na korytarzu – opowiada studentka. – Bardzo go podziwiałam, a on na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że jestem w niego wpatrzona. Konsultowałam z nim moje prace, więc często bywałam w jego gabinecie. Na korytarzu czasem mnie obejmował, ale widziałam, że zachowuje się tak również wobec innych studentek. Troszczył się o nasze sprawy. Miałam wrażenie, że po prostu się lubimy. Szybko jednak okazało się, że sympatia żonatego profesora do zaangażowanej i inteligentnej studentki ma drugie dno. Marianna: – Któregoś razu opowiadał mi w gabinecie, jak został profesorem, a ja zwierzyłam się mu, że miałam problemy z psychiką. Na koniec spotkania przytulił mnie i powiedział: „A teraz całus”, po czym cmoknął mnie w usta. Szybko wyszłam z gabinetu. Nie pamiętam, jak znalazłam się w bibliotece. Studentka nie zgłosiła zdarzenia władzom uczelni. Liczyła na to, że sprawa sama się rozwiąże, gdy profesor przyjmie do wiadomości, że dziewczyna nie jest zainteresowana romansem. – Powiedziałam mu któregoś razu, że interesują mnie wątki homoseksualne w sztuce – mówi Marianna. – Zapytał mnie, czy też jestem homoseksualna, potwierdziłam i szybko zmieniłam temat. Nie byłam pewna, jak zareaguje, bo to już człowiek po sześćdziesiątce. Profesora jednak nie zniechęciła jej orientacja seksualna. – Następnego dnia znów mnie zaczepił na korytarzu i zaprosił do gabinetu. Powiedział, że ma dla mnie książkę – wspomina. – Nie mogłam mu odmówić, bo obok stała pani, z którą zaraz zaczynałam zajęcia. Pewnie i tak powiedziałaby, że mam iść, skoro wzywa mnie profesor. Czułam, że znów coś może się stać, ale byłam tak przerażona, że miałam mętlik w głowie. I rzeczywiście, już na schodach mnie objął. Potem, w gabinecie, zapytał, czy mogę z nim posiedzieć, bo ma wolną godzinę. Odmówiłam, tłumacząc się, że mam zajęcia. Powiedział, że mnie z nich zwolni, zaproponował kawę. Dalej się broniłam, instynktownie czułam, że muszę stamtąd uciekać. Znowu mnie jednak przytulił i wprost do ucha wyszeptał pytanie, czy gniewam się za wczoraj. Powiedziałam, że nie, choć rzeczywiście byłam zła. Puścił mnie. Studentka przyznaje, że po raz kolejny nie umiała zareagować stanowczo na zaloty profesora. Dlaczego? – Bo mnie przytulił, dał mi książkę, zaproponował czekoladki… Pomyślałam, że może poprzedniego dnia po prostu go poniosło, że może żałuje tego, co zrobił – odpowiada Marianna. – W dodatku był dla mnie taki dobry. Zawsze wydawało mi się, że gdy ktoś nas przytula, to z sympatii. Zresztą sądziłam, że naprawdę się kumplujemy. Ciągle dawał mi książki – niektóre bardzo stare i cenne. Tymi prezentami też byłam przytłoczona. Drugim problemem Marianny był lęk o jej reputację. Gdy profesor zaprosił ją na konferencję i obiad, w których uczestniczyli głównie wykładowcy, czuła się zażenowana. – Rozmawiał tylko ze mną. W dodatku rzucał żarty z seksualnym podtekstem. Podkreślał, jak wiele znaczy w środowisku akademickim, na ile osób ma wpływ. Po jego wystąpieniu, które wygłosił zupełnie na odczepnego, wrócił do mnie, powiedział, że idziemy – i ruszył do wyjścia. Wyszłam za nim, bo byłam tam na jego zaproszenie, ale czułam się okropnie. Poszliśmy do muzeum. Po drodze zaczął mi się żalić na żonę. Potem, gdy przechodziliśmy przez park, znów próbował mnie obejmować, całować, włożyć mi język do ust. Chciało mi się wymiotować. Wyrwałam się. Czułam się zawiedziona, że cały ten

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2019, 40/2019

Kategorie: Kraj