Idealiści też są groźni

Idealiści też są groźni

W filmach zawsze staram się postawić bohatera w sytuacji trudnej, by nie powiedzieć – ekstremalnej Wiesław Saniewski – Czy łatwo było panu robić ostatni film, „Bezmiar sprawiedliwości”, w czasach, gdy o sprawiedliwości mówi się niemal wyłącznie w sposób pryncypialny? Czy też w ogóle nie myślał pan o tym współczesnym kontekście? – Nie mogłem przewidzieć, że taki kontekst w ogóle zaistnieje, ponieważ scenariusz tego filmu powstał przed siedmiu laty, a jego realizację rozpocząłem półtora roku temu. Ale życie, jak wiadomo, pisze najbardziej zaskakujące scenariusze. Obecna rzeczywistość stała się niespodziewanie bonusem dla tego filmu, nadała mu dodatkową wartość. – W pańskim filmie opowiedziana jest autentyczna historia morderstwa dziennikarki telewizyjnej w ósmym miesiącu ciąży i oskarżonego o ten czyn jej kolegi z pracy, który się nie przyznaje, ale zostaje skazany mimo braku wystarczających dowodów winy. Dziś rządząca partia ma w swojej nazwie słowa, które odgrywają w tym filmie kluczową rolę – prawo i sprawiedliwość… – Ten film mówi o jeszcze jednej ważnej sprawie, o problemach związanych z tzw. poszukiwaniem prawdy. „Bezmiar…” to opowieść o ludziach, którzy jej dociekają, żeby potem móc sprawiedliwie osądzić. A także o tym, jak szalenie trudne to zadanie i jak niebezpiecznie łatwo przychodzi niektórym osądzanie innych. Dalej również o tym, że dochodzenie do prawdy i do sprawiedliwości jest czynnością na granicy iluzji, czymś na wskroś subiektywnym, a więc niewykluczającym błędu, pomyłki, fałszu wreszcie. W jakim stopniu – zakładając nawet najlepszą wolę – sąd jest w stanie ustalić tzw. prawdę obiektywną, a na ile jest to wypadkowa poszczególnych „prawd”? Interpretacja tego samego faktu przez tych, którzy podzielili się na role: prokuratora, obrońcy, sędziego? Jak krucha, trudna do znalezienia może być ta prawda, jeśli wystarczy zmiana togi, a więc ról, żeby zmieniły się proporcje? To tak jak zmiana barw partyjnych w życiu politycznym. A sprawiedliwość? W naszym przypadku nie można z całą stanowczością stwierdzić, że oskarżony zabił albo że tego nie zrobił, ale… można go skazać. Czy wyrok był na pewno sprawiedliwy, skoro bez dowodów bezpośrednich, wobec całej masy wątpliwości, skazać człowieka nie wolno? A jednak to zrobiono! Czy prawo zawsze znaczy sprawiedliwość, zwłaszcza gdy mając do niej prowadzić, staje się narzędziem, bronią, czymś, co można formować, interpretować, czym można zatem manipulować mniej lub bardziej zręcznie? A jak się ma do tego prawda? Trudno uniknąć takich pytań i takich wątpliwości. Każdy dzień rodzi następne… – Wymiar sprawiedliwości boryka się z podobnymi dylematami od zawsze, a ów „element ludzki” stawia pod znakiem zapytania niezawisłość i obiektywność. – To prawda, ale to, co się obecnie dzieje w naszym kraju w sferze polityczno-społecznej: choćby lustracja, niepewność, niemożność udowodnienia, że nie jest się przysłowiowym wielbłądem, poczucie zagrożenia, bo papier sfałszowany przez esbeka też obciąża i też może pogrążyć, a więc zniszczyć – to wszystko jeszcze bardziej wyostrza aktualność „Bezmiaru…”. – A jak pan myśli, skąd się bierze w człowieku potrzeba instrumentalnego i pryncypialnego traktowania prawa? Bo to jest nasza aktualność. – Z pychy. Z poczucia bezkarności. A grzech pychy popełnia najczęściej władza. Ci, którzy się swoją ważnością zachłysną i poczują się zbyt pewnie. Z tego rodzi się niby-prawo i niby-sprawiedliwość, a także niby-prawda. A konsekwencją tego jest na ogół krzywda. Już bez „niby”. – Przypomina mi się pański film „Nadzór”, gdzie bohaterka, niesprawiedliwie wrzucona za więzienne mury, przeżywa ciężar takiej krzywdy. Skąd w ogóle wzięło się u pana zainteresowanie tą tematyką? – Wie pan, poczucie głębokiej potrzeby sprawiedliwości wyniosłem z domu. Tak zostałem wychowany. Poza tym w filmach staram się zawsze postawić bohatera w sytuacji trudnej, by nie powiedzieć – ekstremalnej. W takiej, w której on się odsłoni i zobaczymy jego prawdziwą osobowość. W kacie również możemy zobaczyć człowieka. Sędzia z „Bezmiaru…” kluczy, okłamuje młodego człowieka, ale pokazuje, że także działał w sytuacji szczególnej, ekstremalnej dla niego, bo taką sytuację tworzy proces poszlakowy. Sam także zastanawiam się, jak zachowałbym się, gdybym miał zdecydować o czyimś losie. Oczywiście codziennie podejmujemy różne decyzje, ale na ogół drobne, dotyczące bliskich czy pracy, sami także jesteśmy osądzani. Ale mieć w rękach los drugiego człowieka

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2007, 2007

Kategorie: Kultura