Ile kosztuje zamknięcie szpitala?

Ile kosztuje zamknięcie szpitala?

NIK: Na zmiany w służbie zdrowia wydano setki milionów złotych. Były to wyrzucone pieniądze Kolejni ministrowie w rządzie premiera Buzka próbowali zrestrukturyzować służbę zdrowia. Z opublikowanego właśnie raportu NIK-u (dotyczącego lat 1999-2000) wynika, że ponieśli klęskę. Wraz z nimi służba zdrowia, pacjenci i budżet państwa, którego fundusze wydawano nie zawsze przytomnie. A klęska wisiała w powietrzu, bo gdy zaczynano się zastanawiać, który szpital zamknąć, nie było nawet pełnej ich listy. Tymczasem restrukturyzację przeprowadzano z pieniędzy podatników. W 2000 r. na ten cel przeznaczono ponad 354 mln zł. Jednak im bardziej restrukturyzowano służbę zdrowia, tym było gorzej. 38 proc. ZOZ-ów skontrolowanych przez NIK kupowało aparaturę medyczną lub zlecało roboty budowlane z pominięciem ustawy o zamówieniach publicznych. Wiele było pośpiechu, nierzetelności, bylejakości. W domyśle – korupcji. Zwolnionych zatrudnię od zaraz Najprostszym pomysłem na restrukturyzację wydawały się zwolnienia. Szkoda, że nieprzemyślane. W Szpitalu Wojewódzkim w Tarnowie zwolniono 120 osób, którym wypłacono odprawy w wysokości 169,3 tys. zł, w tym 54 osobom także odszkodowania. Później dopiero stwierdzono, że korzystniej byłoby nie zwalniać. W Biłgoraju spośród zwolnionych w ramach restrukturyzacji pracowników, którym wypłacono odprawy, ponownie zatrudniono 16 osób. Trzech pracowników przyjęto już następnego dnia. Wszyscy zwolnieni zainkasowali 62,8 tys. zł. A wrócili do pracy, bo dyrektor myślał, że rozstrzygnie przetarg na prywatyzację kuchni. Pomylił się. Teraz byli mu potrzebni starzy kucharze. Chaos panował też w Siedlcach. W tamtejszym ZOZ-ie najpierw zwolniono 277 osób, potem znowu przyjęto 48 osób. Wszystko to kosztowało ponad 120 tys. zł. Zwalniano ludzi „bez rozeznania potrzeb kadrowych” – podsumowuje NIK. W co ósmym ZOZ-ie zwolniono pracowników, którzy wzięli trzy pensje i wrócili do pracy. W co czwartym ZOZ-ie wprawdzie ludzi zwolniono, ale wydatki na płace wcale nie zmalały. Doradca wystawia rachunek Nie samymi zwolnieniami chciano naprawiać służbę zdrowia. Samorządy zatrudniały także firmy konsultingowe, które miały szukać mądrych rozwiązań. Niestety, przy ich zatrudnianiu bardzo często łamano ustawę o zamówieniach publicznych. Nieprawidłowości stwierdzono w 12 z 16 firm. Sześć ofert miało wartość 1,8 mln zł. Ekspertów zatrudniał także resort zdrowia. Uznał, że ich praca jest warta ponad 1,2 mln zł. Przydatność firm konsultingowych wydawała się wątpliwa nie tylko z powodu ich wysokich kosztów. Firmy zachowywały się, jakby działały w próżni, nie współpracowały z kasami chorych. Brały pieniądze i składały dziwaczne ekspertyzy. W Nowym Sączu wyremontowano oddziały psychiatryczne, ale firma konsultingowa nie zauważyła tego i zaleciła niepodpisywanie kontraktu. Ciekawym tworem okazały się regionalne grupy wsparcia, które miały pilotować restrukturyzację. Ich praca przypominała wizyty robocze z epoki Gierka. W szpitalu w Brzezinach dyrektorowi kazano wypełnić ankietę, w Rzeszowie odbyło się krótkie spotkanie, na którym na okrągło opowiadano o restrukturyzacji. I tyle. Oczywiście, za wszystko pobierano pieniądze. Lubelska grupa wsparcia w ogóle nie odwiedzała placówek ochrony zdrowia. O wynikach jej pracy dyrektorzy ZOZ-ów dowiedzieli się z prasy. Konkretne decyzje otrzymali na piśmie. Okazało się, że anonimowa grupa wsparcia nie wie, ile szpitale mają łóżek, ilu pracowników – za to proponuje zmiany. W Nakle w ramach oszczędności odcięto ludność od niektórych usług medycznych. Takie wsparcie. Wykładzina zamiast łóżka Ciężko cokolwiek restrukturyzować, jeżeli chaotycznie wydaje się pieniądze. Chaos dotyczył nie tylko zwalnianych i odprawianych pracowników, kosztownych ekspertów, ale także dziwnie drogich zakupów. Dyrektorzy szpitali tłumaczyli, że był właśnie koniec roku i pieniądze trzeba było wydać. Poza tym zdarzały się pomyłki. W Suwałkach coś źle podliczono i kupiono droższe łóżka reanimacyjne. Fundusze wydawano chaotycznie, ale też z opóźnieniem. W raporcie NIK-u widać całą łataninę stosowaną w szpitalach. W Wysokiem Mazowieckiem kupiono kardiomonitory, zapłacono 1,5 miesiąca po terminie. W wielu placówkach robiono wszystko, żeby zapłacić jak najpóźniej. Często dotację z budżetu państwa wydawano niezgodnie z przeznaczeniem. Lub wcale. Szpital w Działdowie miał 200 tys. zł na remont bloku operacyjnego. Tak się długo nad nim zastanawiano, że pieniądze trzeba było zwrócić. W Biłgoraju sypał się oddział urazowo-ortopedyczny,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2002, 2002

Kategorie: Kraj