J-23 znów nadaje

J-23 znów nadaje

Hans Kloss pozostaje najlepiej sprzedającym się produktem rodzimej kultury popularnej Po 30 latach od powstania „Stawka większa niż życie” znowu gości na ekranach naszych telewizorów. Na własne dziesięciolecie ścieżkę dźwiękową filmu przed dwoma laty przypomniała stacja RMF FM. W tym samym czasie wrocławska „Gazeta Dolnośląska” przeprowadziła Pierwsze Otwarte Mistrzostwa Polski w Nieustającym Oglądaniu „Stawki większej niż życie” „Non Stop Kloss”. Powieść autorstwa duetu pisarskiego Zbigniew Safjan-Andrzej Szypulski, na okładce podpisanego Andrzej Zbych (prawie 900 stron, ostatnie wydanie w sierpniu zeszłego roku) rozeszła się tylko w Polsce łącznie w przeszło trzymilionowym nakładzie. A przecież przetłumaczono ją także na co najmniej dziesięć języków, w tym na chiński. Kiedy rzecz wyszła po szwedzku, równolegle z emitowanym tam serialem, Stanisław Mikulski na jednym tylko wieczorze autorskim w Sztokholmie podpisał aż dwa tysiące egzemplarzy. Dziś powieściowa „Stawka” należy już do książek „słusznie zapomnianych”. Powody? Na milę bije z niej – czego całkowicie udało się uniknąć w filmie – namolna dydaktyka patriotyczna a la Mieczysław Moczar. Młody Kloss (w powieści primo voto Stanisław Moczulski) – polski patriota z Pomorza, wywieziony po wybuchu wojny w 1939 r. na roboty do Prus Wschodnich, wyznaje – jak wielu jego rówieśników – teorię dwóch wrogów. Kiedy jednak staje się świadkiem koncentracji sił niemieckich na granicy radzieckiej, decyduje się uprzedzić o tym fakcie lokalne władze ZSRR. „Ciekawił go ten kraj, słyszał o pięciolatkach, Dnieprogessie i Magnitogorsku, fascynowało go przeobrażenie rolniczego kraju w potęgę przemysłową – czytamy. – Ale słyszał także o procesach i czystkach, o biedzie i kolektywizacji”. Teraz poznał ludzi, którzy na ZSRR nie patrzyli przez pryzmat sanacyjnej propagandy, na przykład rodaka, który nie kryje dumy, że jego ojciec w zastępach kawalerii marszałka Budionnego walczył w 1920 roku z „pańską Polską”. Albo francuskiego komunistę, który klaruje mu historię najnowszą: „Stalin nie jest głupi – słyszy Kloss. – Wiedział, że w ’39 nie da rady Hitlerowi. Musiał mieć trochę czasu. Dlatego zawarł ten pakt”. To Stanisława przekonuje. Gorzej z wcieleniem się w rolę oficera Abwehry, czego wymagają radzieccy towarzysze. „Tłumaczył, że chce walczyć z bronią w ręku, zabijać ludzi, którzy zburzyli mu dom rodzinny” – relacjonuje Andrzej Zbych. Mocodawcy z wywiadu wojskowego przeznaczyli mu jednak rolę agenta operującego w niemieckich sztabach. Efekty? „Każde słowo wypowiadane po niemiecku sprawiało mu ból”, czytamy z narastającym współczuciem. „Nigdy oczywiście żadnemu agentowi na świecie nie udałoby się w warunkach wojny przetrwać i nie zginąć, powiedzmy od 1941 do 1945 roku” – mówił Andrzej Szypulski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” w lipcu zeszłego roku. Kiedy z końcem czerwca roku 2001 przeszukujemy Internet, używając jako słowa kluczowego nazwiska agenta, na ekranie pojawia się, jako alternatywa sugerowana przez wyszukiwarkę, hasło „klops”. Powieściowy Kloss jednak przetrwał w konspiracji do końca wojny. Może między innymi dlatego, że kiedy przechodził wrocławską ulicą w roku 1942, podniósł ulotkę, na której widniało napisane po polsku hasło: „Wrocław był i będzie polski”. Cytat z Władysława Gomułki, w zaledwie cztery lata później szefa Ministerstwa Ziem Odzyskanych. Tyle że nie za literaturę kochamy Klossa, lecz za film. Pierwszy w polskiej kinematografii film (1969 r.) o ostatniej wojnie wolny od martyrologicznej sztampy. Trup pada tu rzadko, a intryga ma charakter gabinetowy. Warto pamiętać o filmowym kontekście postaci Klossa. Pod koniec lat 60. typowym bohaterem wojennym naszego kina był już nie Maciek Chełmicki z „Popiołu i diamentu” (1959 r.), brawurowo zagrany przez Zbyszka Cybulskiego, lecz chłopek-roztropek wdzięczny władzy ludowej za przygarnięcie w szeregi wojska odtwarzany przez Wojciecha Siemiona (np. w filmie „Kierunek Berlin”). Tymczasem filmowy Kloss to przebiegły manipulant, który operuje najczęściej w otoczeniu wybitnego uczonego, zajętego produkcją broni nowego typu (raz jest to laser, raz rakieta V-2) i umiejętnie napuszcza na siebie ambitnych oficerów Abwehry i gestapo. W grze są także piękne kobiety (córka profesora o zmysłowości Igi Cembrzyńskiej albo łączniczka Ewa Wiśniewska), którymi Kloss posługuje się swobodnie, ale bez dezynwoltury kolegi Jamesa Bonda. Najciekawsze, że scenarzyści posługując się Klossem w odcinku pod tytułem „Żelazny krzyż” (niezapomniany udział Władysława Hańczy),

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 27/2001

Kategorie: Obserwacje