Jak dwie połówki

Jak dwie połówki

Dobrze mieć bliźniaka – zyskuje się od samego początku przyjaciela na całe życie…

Mają identyczne rysy twarzy, identyczne sylwetki, mimikę, a nawet fryzury i stroje. Tak samo się poruszają, w ten sam sposób mówią, wpadając sobie nawzajem w słowo albo powtarzając dokładnie to, co wcześniej już powiedzieli brat czy siostra. Nawet na zegarek zerkają o jednakowej porze, w tym samym momencie są znudzeni, zmęczeni lub głodni. Do Inowrocławia zjechali z całej Polski na szósty już Zjazd Bliźniąt. Przybyli tu trochę dla frajdy, trochę z ciekawości, a trochę, żeby się utwierdzić się w przekonaniu, że takich jak oni jest wielu.
Bo bycie bliźniakiem wcale łatwe nie jest. Problemy zaczynają się zaraz po urodzeniu, kiedy w szpitalu pielęgniarki i lekarze mieszają jedno z drugim, a zszokowanym rodzicom też trudno się połapać. Nie lepiej jest w żłobku czy przedszkolu – tam opiekunki bezustannie mylą ich imiona, ku wyraźnej uciesze reszty rówieśników. Nawet obcy nie umilają im życia. Gdy zaczepiają ich na ulicy, w sklepie, w urzędzie najczęściej zwracają się do nich per bliźniak, tak jak nauczyciele w szkole. Wreszcie złośliwi koledzy na podwórku najbardziej dają im popalić, wykrzykując nieraz szyderczo za plecami: „Uwaga! Klony, klony idą, ksero się pojawiło, dziwolągi nadchodzą!”. Nawet gdy dorosną i zaczną własne życie, niezdrowa ciekawość otoczenia niejednokrotnie uprzykrza im egzystencję.
Aby zapobiec utrwalaniu się takich stereotypów, powstały w Polsce dwie organizacje: Towarzystwo Naukowe Gemeliologiczne i Stowarzyszenie na rzecz Bliźniaków – główny organizator zjazdu.
– Idea takich zjazdów przyszła do nas ze Stanów Zjednoczonych – mówi Ryszard Musiał, prezes bydgoskiego stowarzyszenia. – Tam odbywają się wielkie imprezy o zasięgu światowym, pokazujące, że bliźniaki jednojajowe to nie żadna ułomność czy wybryk natury, lecz niezwykła jedność psychofizyczna, najgłębsza, jaką można sobie między ludźmi wyobrazić.

Pary niezwykłe

Szóstka bliźniaczek – Karolina i Paulina Burczyńskie spod Brodnicy, Kasia i Basia Suchorzyńskie z Torunia oraz siostry Łuczyńskie z Sulechowa koło Zielonej Góry – przyciąga na zjeździe uwagę niebanalną urodą, poczuciem humoru i czerwono-czarnymi strojami. Dziewczyny poznały się na jednym ze zjazdów i od tej pory trzymają się razem. Dzwonią do siebie, zapraszają na imprezy, odwiedzają, a dziś, niczym niemal zawodowe modelki, pozują do zdjęć, wymyślając za każdym razem inny układ. Wokół nich kręcą się Piotr i Darek Nowakowscy ze Szczecina, też bliźniacy, którzy twierdzą, że do Inowrocławia przyjechali w poszukiwaniu kandydatek na żony. Można by te ich wyjaśnienia wziąć za żart, gdyby nie fakt, że wiele bliźniaków poszukuje partnerów właśnie we własnym kręgu.
Na przykład siostry Górskie z Kawęczyna wyszły za braci z tej samej wsi. Kiedy młodsza o całe pięć minut Karolina poznała Wojtka, natychmiast pomyślała o siostrze. Los się do niej uśmiechnął, jej chłopak miał starszego brata, który – jak później się okazało – pasował jak ulał do Jadzi. Dziewczyny niemal w tym samym czasie ułożyły sobie życie i do dziś mieszkają blisko siebie, wspierając się wzajemnie w trudnych chwilach. Ciemnookie, ciemnowłose w identycznych wzorzystych letnich spódnicach są jak lustrzane odbicia. Tylko ich mężowie jakiś cudem je rozróżniają.
Anna Boniek i Halina Thim, rocznik 1947, również założyły rodziny w tym samym roku. Jedna solidarnie czekała na drugą, Halina to nawet Ankę na randki wypychała, bo nie chciała sama cieszyć się swoim szczęściem. I tak po dziś dzień wszystkim się dzielą – strojami, przepisami, poradami. Na zjazd przyjechały z Dagmarą i Dominiką, najmłodszym pokoleniem bliźniaków w rodzinie.
Rodzina Kulpów też do bliźniaków ma wielkie szczęście.
– Jest nas już 13 par – opowiadają Ewelina i Edyta, prześliczne blondynki z Aleksandrowa Kujawskiego, które na zeszłorocznym zjeździe zostały miss. Jak przystało na prawdziwe papużki nierozłączki, wszystko robią wspólnie. Nawet na maturze z polskiego, chociaż wylosowały odległe miejsca, pisały te same tematy, błędy również porobiły identyczne. Na studia idą na ten sam kierunek, przyszłość też planują razem, bo jedna bez drugiej żyć po prostu nie może. Tylko obserwujący je chłopcy wzdychają niepocieszeni, tym razem żałując naprawdę, że żaden z nich nie ma brata bliźniaka…
Stanisława i Bogdana Rogowskich z Inowrocławia też łączy wszystko. Skończyli te same szkoły, pracowali w tej samej jednostce, w tym samym stopniu podoficera. Robotę też stracili razem siedem lat temu. Teraz razem szukają nowego zajęcia. Jowialni, weseli, z identycznymi brzuszkami zaokrąglonymi od piwa, uśmiechają się wylewnie spod wąsa.
– Bo my wszystko robimy wspólnie – przechwalają się – tylko żony mamy odrębne, pewnie kiedyś to i trumnę zamówimy jedną, piętrową, bo i na tamtym świecie również musimy być przecież blisko siebie.
Na koniec imprezy zostają wybrani misterami bliźniąt, też oczywiście razem, bo jakżeby inaczej.
Maria Simińska i Jadwiga Specjał – czerstwe 80-latki (najstarsze bliźniaki na inowrocławskim zjeździe), twierdzą, że bliźniactwo sprzyja długowieczności. Głęboki kontakt i świadomość, że jest na świecie ktoś, kto absolutnie cię rozumie, rozładowuje stresy i nerwice. – W Chinach bliźniaczki dożywają setki, my nie planujemy aż tak daleko, chciałybyśmy tylko umrzeć razem, nawet groby obok siebie mamy już zaplanowane – mówią staruszki, przygładzając identyczne siwe czupryny i niebieskie letnie sukienki.

Tacy sami, a jednak odmienni

Chociaż dla świata wydają się identyczni, w rzeczywistości różni ich wiele tylko im znanych detali.
– Z reguły ten bliźniak, który pierwszy pojawił się na świecie, jest bardziej przebojowy i operatywniejszy, a nawet fizycznie większy od młodszego brata czy siostry – twierdzi Halina Thim o 20 minut starsza od Anki i rzeczywiście wygadana za obie.
Podobnie dzieje się w innych parach. Z sióstr Górskich bardziej dominująca jest Jadzia, starsza o pięć minut.
– Ona zawsze była trochę silniejsza i postawniejsza ode mnie – przyznaje Karolina. – W szkole też mi pomagała, a nawet pracę umiała sobie znaleźć i utrzymać, co w dzisiejszych czasach wcale nie jest takie proste.
Monika i Marlena Moraczewskie, gimnazjalistki z Ostrowąsa, również tylko na pozór są identyczne.
– Monika jest wyższa ode mnie, nosi rzeczy o rozmiar większe, ma inne oczy i jest bardziej podobna do mamy – charakteryzuje siostrę Marlena.
Uważny obserwator, który przebywa z bliźniakami jednojajowymi na co dzień, potrafi wychwycić różnice już w okresie niemowlęctwa.
– Niech pani tylko spojrzy – mówi ojciec półtorarocznych sióstr Garbat, drzemiących smacznie w wózku. – Natalka jest grubsza, silniejsza, bo pierwsza przyszła na świat. Nawet teraz śpi inaczej, szeroko rozłożona, z rączkami pod głową, a Ewelina drobniejsza, bardziej niepewna, wciąż kuli się pozycji embrionalnej…
Czasami, gdy dominująca osobowość jednego z bliźniaków zaczyna przyćmiewać drugiego, może dojść do konfliktu albo… do podporządkowania. Uczestniczka zjazdu opowiada o parze sióstr, gdzie jedna zakazywała wręcz drugiej umawiania się z chłopakami. Efekt był taki, iż obydwie zostały starymi pannami i pracują obecnie razem na tej samej poczcie.
Nawet w tak partnerskich i jednolitych parach jak bracia Rogowscy czy siostry Kulpówny zawsze wyskakuje jakaś odmienność.
– Ewelina jest lewus – śmieje się Edyta Kulpa, puszczając zawadiacko oko.

Niezwykła jedność czy uzależnienie

W naszej kulturze, naznaczonej piętnem indywidualizmu, jedność bliźniaków zaskakuje, irytuje, ale też zdumiewa. Przecież wydawałoby się, że tracą coś bezpowrotnie, że nigdy nie poznają uroków życia w pojedynkę, samodzielnych wyborów, smaku bycia tak naprawdę i wyłącznie sobą.
Tymczasem bliźniakom to jakby zupełnie nie przeszkadza. Na dodatek w tej swojej symbiozie wydają się szczęśliwsi, radośniejsi i bardziej spełnieni od reszty. Chociaż sami nie potrafią do końca zdefiniować tej jedności, nie traktują jej wcale jako uzależnienia czy zamachu na własną wolność.
– Mamy jeszcze inne rodzeństwo – mówią bracia Rogowscy. – Ale kontakt z nimi jest, bo jest, jak to w rodzinie, tymczasem nasza przyjaźń to zupełnie coś innego, jakaś telepatia rodem nie z tego świata, jeden za drugim rzeczywiście w ogień by skoczył.
– Nasz związek trudno w ogóle opisać słowami – dodają siostry Kulpówny – bo nie ma takich słów. Czasami wystarcza nam tylko spojrzenie, jakiś gest, grymas, a już wszystko jest jasne. Zwykłe rodzeństwo tak nie wsłuchuje się w siebie, bo po prostu tego nie potrafi. Tymczasem my tylko we dwie czujemy się silne i inne od wszystkich. Gdyby mojej siostry nie daj Boże zabrakło, połowa mnie chyba od razu by umarła
Podobne odczucia mają pozostałe pary. Halina Thim woli z zrezygnować z jakiejś uroczystości, niż pójść tam bez siostry. Jadwiga Górska obudziła się w nocy tknięta złym przeczuciem, gdy jej siostra Karolina nieoczekiwanie trafiła do szpitala. Bożenna Szymańska, prowadząca zjazd, opowiada historię braci Wejmanów z Domu Pomocy Społecznej w Bydgoszczy.
– Całe życie spędzili razem, nigdy nie zdecydowali się na założenie rodziny, a mimo to wcale nie są sobą znudzeni ani nieszczęśliwi. Wspólnie pasjonują się historią, a gdy jeden opowiada, to drugi – zapatrzony w niego jak w obraz i zasłuchany – jak echo powtarza za nim tylko końcówki słów.
Chociaż większość relacji między bliźniakami opiera się na absolutnej jedności, zdarzają się w tych parach też niezwykle ostre i gwałtowne konflikty. Generalnie jednak dobrze mieć bliźniaka, bo jak mówią siostry Górskie, zyskuje się od samego początku przyjaciela na całe życie.

 

 

Wydanie: 2002, 26/2002

Kategorie: Reportaż
Tagi: Helena Leman

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy