Poszukiwania w Jeziorze Dywickim znów zakończyły się fiaskiem. Kiedy matka zamordowanej 23-latki odzyska spokój? Po 23 latach od tragicznego zdarzenia Danuta Januszewska ponownie miała nadzieję na odnalezienie szczątków córki, Joanny Gibner. Według pierwszych zeznań zabójcy utopił on ciało poślubionej trzy tygodnie wcześniej żony w niewielkim jeziorze koło Olsztyna. Poszukiwania przeprowadzone wówczas przez płetwonurków policyjnych, a potem sprowadzonych z Marynarki Wojennej, nie przyniosły jednak rezultatu. Torba podróżna z ciałem młodej kobiety, obciążona złomem, przepadła. Co prawda, specjalistyczne urządzenie wykryło cień jakiegoś pakunku w jeziorze, ale ze względu na mocno muliste dno nie zlokalizowano celu. Kolejne poszukiwania podjęła w czerwcu br. Fundacja Na Tropie, lecz i tym razem się nie udało, mimo zastosowania nowocześniejszego sprzętu. Narzeczeni z wiejskiej dyskoteki Niewiele brakowało, aby organom ścigania w ogóle nie udało się ustalić, co się wydarzyło w kawalerce przy ulicy Partyzantów 12 w Olsztynie we wrześniu 1996 r. Ta historia zaczęła się cztery miesiące wcześniej, od wiejskiej dyskoteki w podolsztyńskich Dywitach, na którą Joanna trafiła po rozstaniu z dotychczasowym partnerem. Filigranowa, ładna i delikatna dziewczyna, absolwentka technikum telekomunikacyjnego, z Andrzejem chodziła dosyć długo, ale ten nie chciał się z nią żenić. A nawet gdyby chciał, sprzeciwiała się temu matka Joanny. – Była w nim jakaś złość – powie później o Andrzeju, niepasującym jej do roli zięcia, pani Danuta. Liczyła, że córka, oczytana, o ujmującym sposobie bycia, pracująca w agencji ubezpieczeniowej, znajdzie lepszego partnera. I Joanna szukała, także na wspomnianej dyskotece. Tam 1 maja 1996 r. poznała młodszego o dwa lata Marka W., chłopaka o przeciętnej urodzie, który pracował dorywczo na budowie, za to miał mercedesa „beczkę”. Jakby na złość Andrzejowi Joanna związała się z nim na poważnie. Już w czerwcu ogłosili zaręczyny i zamieszkali w Dywitach, u rodziców Marka, właścicieli gospodarstwa rolnego. Niebawem Asia odkryła, że rodzina narzeczonego jedynie sprawia wrażenie zamożnej, faktycznie zaś jest mocno zadłużona w bankach. Nawet wprost zapytała wtedy matkę Marka, czy wyłudziła kredyt. Spotkały ją za to wyzwiska. Z płaczem wróciła do rodzinnego domu w Olsztynie. Jej mama sądziła, że romans wywietrzał córce z głowy, lecz dwa dni później Marek przyjechał do Joanny z bukietem kwiatów, odciął się od matki i obiecał miłość aż po grób. Asia przyjęła przeprosiny, ale nie chciała już mieszkać z matką narzeczonego. Pani Danuta wynajęła im kawalerkę przy Partyzantów 12 w centrum Olsztyna. Awantura na weselu Dwa miesiące później Asia z Markiem stanęli na ślubnym kobiercu. Panna młoda kupiła obrączki, zapłaciła za jedzenie i alkohol, w części wypity jeszcze przed weselem, które odbyło się w domu pana młodego. Danuta Januszewska szybciej wróciła do Olsztyna, bo nazajutrz miała iść do szpitala. Jednak już o czwartej nad ranem zadzwoniła do niej córka, prosząc, by przyjechał po nią ojczym, bo biesiadnicy się popili, wywiązała się awantura, teściowa rzuciła się na nią z pięściami, spychała ze schodów, a świeżo poślubiony małżonek nawet nie stanął w jej obronie. Zaraz po weselu Marek uderzył młodą żonę ręką, a potem przystawiał jej nóż do szyi. Matka namawiała Asię, żeby się rozwiodła, ale obie uznały, że zajmą się tym, gdy pani Danuta wróci ze szpitala. Córka odwiedzała ją tam w następnych dniach, opowiadając z płaczem, że Marek nic nie zarabia, tylko siedzi z kolegą w domu, piją piwo i szydzą z niej. W końcu zdesperowana Joanna przyprowadziła do szpitala męża i oboje zadeklarowali, że się rozwiodą. Do tego czasu on zamieszka w hotelu. Ostatni raz pani Danuta widziała córkę w piątek, 13 września, wieczorem. Wtedy Asia przekazała jej swoje ostatnie pieniądze w obawie, aby Marek ich nie przepił. Miały się spotkać w sobotę, ale Joanna już nie przyszła. We wtorek, 17 września, panią Danutę odwiedził za to zięć, powiadamiając, że w sobotę Asia wyszła na dyskotekę i nie wróciła do domu. Szukał jej po znajomych, ale przepadła bez śladu. Zgłosił więc zaginięcie na policję. Następnego dnia, po wyjściu ze szpitala, mama Asi także rozpoczęła poszukiwania. Bez skutku. Tymczasem rodzina zięcia upowszechniała wersję, jakoby Joanna została uprowadzona za granicę i sprzedana do domu publicznego. Sprawą zajęła się nawet redakcja programu TVP „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”, w którym Marek W.