Jak mówić o seksie
Dziś elity uwielbiają słowo „penis”, młodzież woli „bzykanie” i „pstrykanie” Jedna z najbardziej intymnych spraw – osobiste słownictwo seksualne. Seksuolodzy twierdzą, że to bardziej fatamorgana niż rzeczywistość: – Każdy będzie zapewniał, że ma swój szyfr, ale w gabinecie okaże się, że ma problemy z wyrażeniem najprostszych spraw. – To nieprawda – oburza się jeden z moich znajomych, który zgodził się odkryć kawałek swojej sypialni. – Kiedy na imprezie do swojej dziewczyny mówię „całuski” to znaczy, że mam ochotę na seks. – A kiedy mówisz „Pocałuj mnie”? – pytam. – To znaczy to, co mówię – odpowiada i przyznaje, że w łóżku stara się mówić jak najmniej. – Raczej staram się, żeby ona zrozumiała, co czuję albo na co mam ochotę. Ale tak bez słów. W książce „Płeć mózgu” autorzy piszą, że do serca kobiety dotrzeć można przez uszy. Niestety, mężczyźni nie uświadamiają sobie, jak ważne dla kobiet jest słowo. Wolą to, co im jest bliższe, czyli czyny. Ludzie boją się, wstydzą, nie potrafią, a kiedy już decydują się mówić, są to wulgaryzmy, słowa infantylne albo jakieś dziwaczne zapożyczenia ze słownika medycznego. Seksuolog dr Marek Marcyniak z warszawskiego Szpitala Klinicznego im. ks. Anny Mazowieckiej nie uważa, by minione dziesięciolecie było szczególnie rewolucyjne. Przychodzą do niego pary z bardzo długim stażem. Siadają tyłem do siebie, bokiem i coś tam dukają. – Ostatnio miałem małżeństwo na granicy rozkładu. Okazało się, że on nie potrafił jej wyrazić swego pragnienia. Chodziło o pewną niezbyt zresztą wyrafinowaną pozycję, którą zobaczył na filmie pornograficznym i chętnie by ją wypróbował, ale nie potrafił poprosić – opowiada seksuolog. Do gabinetu para trafiła mocno skłócona, bo milczenie w łóżku i poczucie odtrącenia, które towarzyszyło mężczyźnie, źle wpływało na codzienność. Po długich mediacjach zaczęli rozmowę. – To nie mogłeś mi powiedzieć, o co ci chodzi? – zdziwiła się kobieta. Nie mógł. Jego kolega znał tylko jedno hasło – pytał żonę, „czy będzie robota”. Zdaniem terapeutów, wiele problemów rodzinnych zaczęło się właśnie od nieporozumień w łóżku. Od milczenia, dukania. Symptomatyczne wydaje się być wyjawianie uczuć na billboardach. Łatwiej zrobić to wobec anonimowego tłumu niż w cztery oczy. Część ciała uroczna Dr Wiesław Czernikiewicz z Zakładu Seksuologii i Patologii Więzi Międzyludzkich w Warszawie nieufnie podchodzi do osób, które są zbyt wylewne. Kwiecisty język, fachowe określenia – to wszystko sygnalizuje problemy. Jednak bez względu na to, czy ktoś duka, czy mówi barwnie, dr Czernikiewicz pozwala się wygadać. I uważa, że zmieniliśmy się po 1989 r. Szczególnie ludzie młodzi są bardziej otwarci, wbrew obiegowej opinii wcale nie nadużywają wulgaryzmów, mówią dość precyzyjnie. Nie mówią, że „jak to robię, no to wie pan”. Tak dobrze jest w dużych miastach. A w mniejszych? Roman Karnowski, seksuolog, który współpracował z dr. Czernikiewiczem, przepytał 108 uczniów szkół średnich z okolic Inowrocławia. Mieli odpowiedzieć na konkretne pytania – jak określają stosunek, inicjację, narządy. Wiele słów okazało się tajemnicą. Najgorzej wypadli uczniowie zasadniczej szkoły rolniczej. Mylili słowa masturbacja i menstruacja, także erekcja i ejakulacja. Jednak ta ostatnia pomyłka jest podobno częsta także wśród dorosłych z Warszawy. Nauczycielka z podwarszawskiego liceum również przeprowadziła własną sondę. W ramach godziny wychowawczej. Najczęściej powtarzało się „ciupcianie”, „pstrykanie” i „bzykanie”. Nauczycielka jest zadowolona. Sądziła, że w anonimowej ankiecie będzie bardziej chamsko. O ludziach starszych (w seksie tą granicą jest pięćdziesiątka) dr Wiesław Czernikiewicz też wyraża się życzliwie. Wyszli z czasów, kiedy w ogóle nie mówiło się o seksie, a dziś idą do seksuologa i nie uważają, by było to jakieś wydarzenie. Najpiękniejszym okresem dla polskiego języka seksu było, zdaniem Jacka Lewinsona, odrodzenie. Potem było coraz gorzej. – Renesans, który jest bardzo dobrze udokumentowany, pojmował seks jako zabawę – rubaszną, odprężającą. Seks był rozrywką – tłumaczy Jacek Lewinson. – Wiązało się to z ówczesną sytuacją Polski – to był dobry czas ekonomiczny, ludzie byli stosunkowo zamożni, dobrze odżywieni, mało było zaraz. Zdrowe ciało domagało się seksu. Widać to zarówno w obyczajowości, jak i w literaturze. Potem było gorzej, a cezurą był Sobór Trydencki, po którym Kościół zaczął









