Magister za pieniądze

Kolejna grupa studentów przystępuje do obrony prac magisterskich. Ilu z nich kupiło swoje prace? W ogłoszonym ostatnio raporcie NIK obok wyników kontroli odpłatności za studia wyższe uwagę przykuwa część dotycząca nielegalnego i nagminnego kupowania prac magisterskich. Nowy proceder rozkwita coraz bujniej. – I w dalszym ciągu będzie się cieszył powodzeniem – mówi 30-letni Andrzej, który od trzech lat pisze na zamówienie wszelkiego rodzaju prace. – Tematyka nie gra roli. Po kilku latach w branży wpadasz w taką rutynę, że jesteś w stanie napisać na każdy temat. Jak podkreśla, często łapie się na tym, iż pisze utarte frazy prosto z głowy. Praca może być gotowa nawet w ciągu kilku dni. Okazuje się bowiem, że mgr przed nazwiskiem to towar jak każdy inny. Na ogłoszenia o pisaniu prac można trafić niemal wszędzie. W prasie, na terenie uczelni, w pubach i stołówkach studenckich. Prawdziwe bogactwo znajduje się w Internecie. Na hasło „praca magisterska” pojawiają się setki ofert. Można liczyć nie tylko na promocyjną cenę – w nagrodę za złożenie zamówienia czekają na klienta filmiki hard porno. Autorzy prześcigają się w pomysłach, a wszystko po to, aby przyciągnąć uwagę klienta. Standardowe ogłoszenia typu „Pracę napiszę” są dzisiaj niepopularne. Co oferują? Anonimowość, oryginalność tekstów, profesjonalizm i konkurencyjne ceny. Prace mogą być przygotowane i przekazane na dowolnych nośnikach. Kim są? Większość to osoby wykształcone, nierzadko z otwartym przewodem doktorskim. Związane z najlepszymi uczelniami w kraju zapewniają dostęp do szerokiej bazy materiałów. – Doktorant nie może podejmować pracy zarobkowej, utrzymuje się w zasadzie tylko z niewielkiego stypendium, u nas jest to ok. tysiąca zł. Jeżeli ta sytuacja się nie zmieni, wśród doktorantów dalej będą osoby, które połakomią się na łatwy zarobek – mówi Artur Lompart, rzecznik prasowy UW. Są bardzo konkretni. Temat, jaka uczelnia, ilość stron i termin realizacji – to podstawowe pytania zadawane w czasie pierwszej rozmowy. Od razu mówią też o cenie. W ciągu najwyżej dziesięciu dni są w stanie napisać na każdy niemal temat. Maćka – tak przynajmniej się przedstawił – udało mi się namówić na rozmowę. W branży jest od czterech lat. Jak żartuje, na swoim koncie ma już blisko 70 tytułów licencjackich i magisterskich. – Jestem bardzo wszechstronny – śmieje się. – Pisałem już prace z zarządzania, pedagogiki, a nawet parapsychologii. Dla tych, którzy siedzą w branży, napisanie kilkudziesięciu prac rocznie nie jest problemem. Tym bardziej że większość tematów to pewne sztampy. Zmieniasz wstęp, firmę, na przykładzie której analizujesz problem, piszesz oryginalne zakończenie i po kłopocie. Góra dziesięć dni. Do ogólnej liczby dochodzą również prace gotowe. W tej chwili stanowią dla Maćka jedyne źródło utrzymania. O pieniądzach nie chce rozmawiać. – Chcesz się dowiedzieć? Spróbuj, a na pewno nie stracisz – odgryza się. Rzeczywiście, jak łatwo obliczyć, zyski są niemałe. Cena jednej pisanej od podstaw pracy magisterskiej to średnio 2 tys. zł. Do tego dochodzi zysk ze sprzedaży prac gotowych, już wcześniej obronionych – tj. od 150 do 300 zł. Pokaźną sumę dają też zarobki z mniejszych opracowań. Czy rzeczywiście zjawisko ma tak dużą skalę? – Nie uwierzysz, ale niemal każdego dnia mam pięciu, sześciu klientów. Niektórych odsyłam z kwitkiem. W innym razie nie odchodziłbym od klawiatury – twierdzi Maciek. Jak zdobywa klientów? – Większości nie widziałem na oczy. Najpierw telefon i pierwsze ustalenia. Potem zaliczka. Dalej wszystko toczy się według ustalonego planu. Co jakiś czas kolejny rozdział, poprawki i na koniec zapłata. Najważniejszy jest umiejętny rozkład pracy – zapewnia rozmówca. Ambitniaki nie kupują Pracę magisterską pisze się najczęściej raz w życiu. Tylko dla nielicznych jest ona wstępem do kariery naukowej. Dla większości jednak to zło konieczne. – Ta ostatnia grupa to właśnie moi klienci. Ambitniak do mnie nie przyjdzie. Nie oznacza to jednak, że zgłaszają się sami luzacy – komentuje Maciek. – Procedura pisania prac nie jest nowa. Andrzej, mój drugi rozmówca, stwierdza: – Obyty student zawsze wiedział, gdzie szukać pomocy. Poza tym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 38/2002

Kategorie: Społeczeństwo
Tagi: Tomasz Sygut