Jak odróżnić mędrca od mądrali

Jak odróżnić mędrca od mądrali

Intelektualiści są zbyt upolitycznieni i charakteryzują się brakiem szacunku dla poglądów innych niż własne Prof. Andrzej K. Koźmiński, rektor Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania – Czy może pan wyobrazić sobie, że Polską rządzą intelektualiści, że na przykład, przyjmując klucz kompetencji, ministrami zostają rektorzy wyższych uczelni? – Rząd intelektualistów czy fachowców to utopia. Nic takiego nie może funkcjonować. Rząd powinien się składać z polityków. Musimy się dorobić polityków, którzy będą w stanie te funkcje pełnić, a że mamy w tej dziedzinie deficyt, to już inna sprawa. Chyba że mielibyśmy dyktaturę i przywódca powołałby sobie taki rząd. Ale na szczęście mamy demokrację, więc tego nie da się zrobić. – Jednak szukając sposobu na mądre rządzenie Polską, trudno sobie nie wyobrazić hasła: „Więcej władzy w ręce intelektualistów”. A zaraz za tym pojawia się refleksja, że intelektualiści nie starają się wpływać na polityków, nie przedstawiają swoich racji. Właściwie ich głos brzmiał najsilniej w PRL, gdy pisali listy otwarte, pisali do przywódców, nie zgadzali się z nimi. A teraz? – Teraz nie piszą, bo nie ma do kogo. Nie ma adresata. (śmiech) Mówiąc poważnie, naszym problemem jest jakość klasy politycznej. I to od niej zależy, czy będzie umiała i chciała korzystać z porad intelektualistów. Ich można wykorzystać w najróżniejszy sposób – w ciałach doradczych, eksperckich, ale te ciała doradcze nie mogą być protezą mózgu dla tego, komu doradzają. Musi być dialog, ale jeżeli politykowi nie wystarcza szarych komórek, czasu ani cierpliwości, nie będzie rozmowy. Jednak żeby wrzucić kamyk również do swojego ogródka, muszę powiedzieć, że nasi intelektualiści nie zachowują się dostatecznie aktywnie. Niektórzy próbują się włączyć do gry jako półpolitycy, ale to nie daje dobrych rezultatów. Natomiast brakuje publicznej debaty o podstawowych sprawach Rzeczypospolitej. – Dlaczego tak jest? – Intelektualiści są zbyt upolitycznieni i charakteryzują się, podobnie jak politycy, brakiem szacunku dla poglądów innych niż własne. Debata jest możliwa, jeżeli rozmawia grupa ludzi, która wzajemnie się szanuje. Tymczasem małostkowość i zaciekłość polityczna, charakteryzująca naszą scenę polityczną, przeniosły się na środowiska intelektualne. – Czyli czasem wręcz widowiskowe skłócenie polityków jest także obecne w środowisku nauki. Tyle że mniej widoczne. – Listy otwarte, debaty, wypowiedzi, ekspertyzy, to wszystko zdarza się niezwykle rzadko. A nawet jeśli coś takiego się zdarzy, natychmiast jak sępy usiądzie na tym jakaś grupa polityków, przywłaszczy sobie tę opinię i zacznie nią bić po głowie przeciwników. Ale mimo wszystko obowiązkiem intelektualistów jest publiczna debata o ważnych sprawach. Staram się, żeby moja uczelnia była takim miejscem. Przyjąłem założenie, którego przestrzegam bezwzględnie, a jest to wymóg całkowitej apolityczności. U nas nie ma możliwości forsowania jakichkolwiek preferencji politycznych. – Tak może być w murach uczelni. A jak, już poza nimi, winny się układać relacje z politykami? Jakie wzorce obowiązują w innych krajach? – Jest kilka modeli. Pierwszy, amerykański, polega na tym, że rząd, partie polityczne kupują na rynku usług intelektualnych różnego rodzaju ekspertyzy, doradztwo. To dosyć dobra metoda. Drugi model, europejski, charakteryzuje się tym, że intelektualiści próbują różnymi metodami, m.in. przez wypowiedzi i debaty, wywierać nacisk na rządzących. W tej sytuacji władze muszą się ustosunkować do przedstawionych postulatów. Sądzę, że my powinniśmy próbować skorzystać i z jednego, i z drugiego modelu. Rząd powinien kupować różnego rodzaju produkty intelektualne, ale możliwy jest także ten drugi sposób dyskusji intelektualisty z politykiem, pod jednym tylko warunkiem, że rządzący mają odpowiednie warunki intelektualne i wrażliwość. W innej sytuacji oznacza to rzucanie grochem o ścianę. – Brak szacunku dla cudzych poglądów, obnoszenie się z poglądami politycznymi – to grzechy polskich intelektualistów. Niemożliwe jest więc stworzenie wspólnego lobby profesorów na rzecz lepszej Polski. Ale przecież merytoryczne rozmowy intelektualistów i polityków ciągle trwają. Jakimi metodami są prowadzone? – Ci najaktywniejsi bezustannie próbują przedstawiać swoje racje. Osobiście podzieliłbym ich na dwie grupy. Są mędrcy i mądrale. Ci drudzy wszystko wiedzą, w każdej sprawie mają jednoznaczny pogląd. Przykład – to prawda, że trzeba ograniczyć wydatki budżetowe i można by to zrobić poprzez zredukowanie wydatków socjalnych. Żaden ekonomista nie może się przeciwstawić temu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 51/2004

Kategorie: Wywiady