Politycy czy amatorzy

Politycy czy amatorzy

Rozmowa z Grzegorzem Rydlewskim W życiu koalicji jest taki moment, że partner przekształca się we wroga   Dlaczego w Polsce rządy wielopartyjne są tak niestabilne? Dla­czego rządzenie koalicyjne sprawia tyle kłopotów? – Bo nie ma tradycji rządzenia koali­cyjnego. Tam gdzie koalicyjność się udaje, tam dochodzono do tych roz­wiązań przez wiele lat. Po wtóre, w Polsce powstają nie takie koalicje, które mogłyby powstawać, gdyby szukać przesłanek programowych, tylko takie, które są możliwe do zawiązania przy uwzględnieniu podziału sceny po­litycznej wedle kryteriów historycz­nych. Scena polityczna jest nadal po­dzielona na tych z PRL-u i tych, którzy wyszli z tradycji Sierpnia. Jeżeli dziś, w obu tych zbiorach znajdują się ugru­powania podobne programowo, które mogłyby stworzyć sensowną więk­szość – te różnice historyczne to unie­możliwiają. W Polsce koalicjanta szu­ka się dalej, jeśli chodzi o poglądy, a bliżej jeśli chodzi o historię. Weźmy na przykład rząd Hanny Suchockiej – jego polityczne zaplecze, siedem ugru­powań. One miały różne poglądy w sprawach gospodarki, polityki, świa­topoglądu. Łączyło ich jedno: stosunek do SLD. A to za mało! Koalicje w Polsce zgrzytają i wte­dy, kiedy politycy je tworzący mają podobne poglądy na daną sprawę… – Bo polscy politycy jeszcze nie do końca odrobili zadanie pod tytułem przygotowanie do rządzenia koalicyj­nego. Tu mają braki. Na czym te braki polegają? – Ci, którzy tworzą koalicję, nie dość dostatecznie uświadamiają sobie praw­dę, że program rządu nie może być toż­samy z programem tworzących go par­tii. Musi to być nowa jakość, która powstaje w wyniku rozmów, negocjacji. Która musi mieć odzwierciedlenie w umowie koalicyjnej. Przecież takie umowy były – podczas zawiązywania koalicji SLD-PSL i AWS-UW. – Te umowy były pisane bardziej ja­ko materiał do prezentacji szerokiej pu­bliczności niż jako próba zbudowania narzędzia, które służyłoby nowej koali­cji, zabezpieczało ją przed nieuchron­nymi tarciami. Nieuchronnymi? – Pierwsze trudności powstają już wtedy, kiedy politycy z partii koali­cyjnych przekonują się, że to, co robi rząd, nie do końca odzwierciedla to, co zapowiadali w kampanii wybor­czej. Inna trudność polega na tym, że politycy wchodzący do rządu w zbyt małym zakresie zajmują się progra­mowaniem prac i w związku z tym za­czynają konkurować z urzędnikami w zarządzaniu. No i od tego wszystkiego już tylko krok do kon­fliktu między rządową a parlamen­tarną częścią koalicji… – To trzeci element opisujący polskie życie koalicyjne: braki w kontaktach między rządem a jego politycznym za­pleczem. Mieliśmy przecież sytuacje, że rządy zaskakiwały zaplecze poli­tyczne swoimi pomysłami. A zaplecze zaskakiwało rządy. Dlaczego tak się działo? – To efekt sytuacji, w której oddelego­wani do rządu politycy zaczynali patrzeć na swych kolegów w parlamencie jak na maszynkę do głosowania. Efekt tego jest taki, że rząd zaczyna mieć kłopoty z własnym zapleczem politycznym w głosowaniach. Że posłowie obozu rządowego zgłaszają inicjatywy konku­rencyjne wobec rządu. Zaczynają zaskakiwać rząd, więcej – zaskakiwać kie­rownictwa własnych partii. Czegoś ta­kiego nie ma na Zachodzie. Przede wszystkim dlatego, że tam jest zasada, iż liderzy partii rządzących znajdują się w rządzie. Gdy ich tam nie ma, gdy pre­mierem jest ktoś inny, powstaje nienatu­ralna sytuacja, w której kierownictwo partii wpływa na działania rządu z tylne­go siedzenia. To jest nie tylko przedłuże­nie procesu decyzyjnego. To groźny dla demokracji problem uprawnień bez od­powiedzialności. Poza tym, jeśli premier jest uległy, to pojawia się pytanie: kto rządzi? A to jest krok w stronę paraliżu. W polskich koalicjach pojawia się w pewnym momencie takie zapętlenie wzajemnych pretensji, że jakiekolwiek ustępstwa stają się rzeczą „niehonorową”… – W polskim życiu politycznym do­minuje negatywny model zachowania się w sytuacjach kryzysowych. To jest bardzo istotne, bo bez względu na to, jak dobra byłaby umowa koalicyjna, jak często rząd spotykałby się ze swoim za­pleczem etc.; zawsze będziemy mieli do czynienia z tarciami i konfliktami. Po prostu do podziału jest zawsze mniej, niż wynika to z potrzeb, zawsze oczeki­wania są większe od rzeczywistości. To rodzi napięcia. One są normalnym ele­mentem rządzenia, są wpisane w jego logikę. Tak jak napięcia są rzeczą normalną, tak naturalny powinien być system zachowań w sy­tuacjach kryzysowych. Jak powinien on wyglądać? – Przede wszystkim powinny istnieć szybkie, naturalne kanały uzgodnień. A poza tym potencjalne konflikty

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 44/2000

Kategorie: Wywiady