Jak pohulać?

Jak pohulać?

Mamy kręcić mały dokument o domu rodzinnym, o którym napisałem książkę. Jestem wcześniej, więc przechadzka po okolicy. Ileż wspomnień, moje dzieciństwo, moja młodość, poczucie, że zmieniło się wszystko i nic. Tak jest zawsze przy spotkaniu z przeszłością. Niby przystaje to, co jest, do tego, co było, ale te dwie warstwy są odklejone. Wchodzę do kościoła, gdzie przeklęczałem tyle niedziel. Szykuje się pogrzeb. Żałobnicy pomału się zlatują, jak kruki, jak wrony. Te same obrazy na ścianach wyłaniają się w kolorze z mojej czarno-białej pamięci. Nie ma już drewnianej ambony, mikrofony zamordowały ambony. Pamiętam wielką płaskorzeźbę na tej ambonie. Chrystus wstaje z martwych, odwala płytę grobową i budzi trzech przerażonych legionistów. Już wtedy nie byłem przekonany co do zmartwychwstania, za to miałem pewność, że legioniści nie mogą się bać.

Wchodzę potem na teren szkoły nr 34, kiedyś im. gen. Świerczewskiego, tu uczęszczałem do podstawówki i liceum; murek, na który nieszczęśliwie wskoczyłem i zraniłem się w nogę, mam do dzisiaj bliznę na goleni. Szkolna higienistka zasypała mi ranę pudrem, co potem do wściekłości doprowadziło chirurga. Na postumencie, na którym kiedyś królowała głowa gen. Świerczewskiego, teraz siedzi głowa Cervantesa. Szkoła nosi obecnie jego imię. Pamiętam, jak odsłaniano Świerczewskiego. Był nasz dyrektor Redlich, a nawet marsz. Spychalski. Gdy opadała zasłona, tłumnie zgromadzeni uczniowie jęknęli, łysa głowa generała była bliźniaczo podobna do głowy naszego dyrektora, jakby odsłaniał własny pomnik. A był z niego wielki pan i tyran. Miał złe pochodzenie i zetną mu głowę w 1968 r. Po latach w Sztokholmie spotykam rzeźbiarza Alfreda Jesiona, emigranta ‘68, który Świerczewskiego wyrzeźbił. Ode mnie dowiaduje się, co się stało ze Świerczewskim. Podobny los spotkał jego pomniki Marchlewskiego.

Kręcimy na podwórku, jakże odmienione, trzepak jakiś inny, skarlały, a był kiedyś królem podwórka, wiele roślin i kwiatów, kiedyś było tu stepowo. Potem w dawnym naszym mieszkaniu, więc u Rafała, jest w wieku mojego syna. W dobre ręce poszło nasze mieszkanie, teraz pięknie odmienione. Już tylko celowo zachowana klamka w łazience łączy obecne mieszkanie z dawnym. Rafał interesuje się przeszłością, ma wyczucie estetyki i dba o nią. W czasie remontu domu ocalił, co się dało ze starego wystroju budynku. Rzadkie to w młodszym pokoleniu.

Konflikty wewnątrz PiS przypominają wewnętrzne wojny w mafii. Ojciec chrzestny starzeje się, Ziobro pretenduje do zostania bossem. Sztywny, suchy, kostyczny, straszny typ. Wystarczy popatrzeć, jak idzie, jakby połknął pręt zbrojeniowy, w nieruchomej, blaszanej masce na twarzy. Nie przejmie jednak mafii, za sztywny. Trzeba przyznać, że przy nim prezes bardzo zyskuje, przy nim prezes to dobrodziej.

Nepotyzm PiS przybiera monstrualne rozmiary, w kole fortuny wirują krewni tych, co już usadowili się na tłustych posadkach. Nie był od nepotyzmu wolny krajobraz, gdy rządziła PO, o nie, ale teraz to nalot szarańczy. Jak oni są wszyscy niekompetentni, jak głodni. Zazdrość mówi przeze mnie, wiążę koniec z końcem, ale kokardki już nie zawiążę.

W moim programie w Halo Radio mówimy o LGBT, dwójka młodych obu płci, jak się teraz mówi, nieheteronormatywnych. Inteligentni, delikatni, kulturalni. Czego ci paranoicy od nich chcą, dlaczego nie mają żyć po swojemu? Rok ‘68 na wiek rozpalił uśpiony polski antysemityzm, a prezes teraz roznieca nowy ogień. Możecie uprawiać sodomię, ale w swoich norach, nie wychylać się, bo dostaniecie w łeb.

Andrzej Wolski, francuski reżyser polskiego pochodzenia, przesyła swój film dokumentalny, jeszcze do końca niezmontowany. Temat: tajemnica istnienia. Film robiony w czasie zarazy, która uświadomiła miliardom znikomość istnienia. Realizowany online, twarze i głosy kilkunastu osób, znani Francuzi, ale też Zanussi, Agnieszka Holland i moi Franio i Antoś, mówią o tajemnicy istnienia, o sensie życia. Na moich chłopcach nie zrobiło większego wrażenia, że są we francuskim filmie i w takim towarzystwie wypowiadają się na filozoficzne tematy. Należą do generacji, która jest pewna, że wszystko jej się należy. A w mojej duszy zdziwienie, że za kilka dni kończę 70 lat. „Wszystkiego się w życiu spodziewałam, ale tego, że będę stara, to nigdy”, pisała Zofia Nałkowska. Rozumiem teraz panią świetnie. Już mam bardzo mało czasu, by pohulać, po siedemdziesiątce nie wypada. Ale na czym miałoby polegać to pohulanie, doprawdy nie wiem. I boli mnie ta niewiedza.

Wydanie: 2020, 38/2020

Kategorie: Tomasz Jastrun

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy