Jak rosną złotówki

Im trudniej – tym mniej cwaniaków. Idzie pora na prawdziwych rolników Środkiem przeszklonej hali biegnie szeroka aleja, a po obu jej stronach – pomidory. Krzaki pomidorów, które na działce osiągają półtora metra przy paliku, tu ciągną się poziomo, wzdłuż linki rozpiętej przez długość szklarni. – W tym roku lato było szczególnie gorące, więc pomidory nie zdążyły się wyciągnąć, zanim zaczęły owocować i dojrzewać. Ale i tak poszczególny krzak ma około 12 metrów. A normalnie może dochodzić do 20 metrów – mówi Maciej Mularski. Trzmiele w służbie pomidorów Maciej Mularski jest już drugim pokoleniem szklarniowców. Ojciec, Tadeusz Mularski, po ukończeniu krakowskiej uczelni rolniczej dostał „nakaz pracy” do ośrodka doradczego pod Otwockiem. Kiedy tylko skończył obowiązek świadczenia pracy w zamian za otrzymaną wiedzę, założył pierwszą własną szklarnię w Sobieniach Biskupich niedaleko Otwocka. Rodzinne przedsiębiorstwo narodziło się 25 lat temu. W szklarniach rosły kwiaty i rodzina żyła z tej kolorowej, pachnącej hodowli. Szklarni przybywało. W chwili zmiany panującego w Polsce systemu pod dachem było już pół hektara. I te pół hektara pracuje tam do dziś. Pan Tadeusz zaczął rozszerzać przedsiębiorstwo. Pierwsze szklarnie, które wydzierżawił od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, należały poprzednio do upadłego PGR w Borach Malinowskich koło Będzina. Tam pod szkłem było już sześć hektarów i chałupnicza działalność musiała ustąpić miejsca produkcji przemysłowej. Potem dowiedział się, że jest do zagospodarowania dziewięć hektarów nieczynnej szklarni w Różankach pod Gorzowem. – To była porządna szklarnia typu bułgarskiego – powiedział mi dyrektor Franciszek Kuncewicz, dyrektor Terenowego Oddziału Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa w Gorzowie Wlkp. – Może nie jest to szklarnia najnowocześniejsza, bo działała już przez wiele lat, więc Mularscy przeprowadzili remont, zanim zasadzili pierwsze pomidory. Potem dobudowali jeszcze trzy hektary, wprowadzili niezbędne unowocześnienia i dziś o rodzinie Mularskich mówi się „Król pomidorów”. – Czy jest pan królem pomidorów? – spytałem Macieja Mularskiego. – Po pierwsze – prostuje pan Maciej Mularski – są w Polsce większe areały szklarni niż nasz. Więc takim królem nasz zespół rodzinny, nie jest. Tylko że w innych szklarniach sadzi się różne rośliny. A my w naszych czterech – tylko pomidory. W sumie – 30,5 hektara pomidorów pod szkłem. To robi wrażenie. Na teren gospodarstwa wjeżdża samochód-olbrzym z rodzinnym logo firmy po kolejne 10 ton pomidorów. Pojadą w świat. Pomidory z Różanek, Pszczyny, Borów, Sobieni Biskupich są zjadane w kilkunastu krajach Europy. Polskie pomidory górują nad konkurentami przede wszystkim ekologiczną czystością. W szklarni stosuje się ochronę biologiczną – żadnej chemii. Na etacie „zapylaczy” pracują trzmiele. Gdyby atmosfera była przesycona truciznami – owady nie przeżyłyby. Poza szklarnią w Sobieniach – pierwszą szklarnią Tadeusza Mularskiego – inne najpierw były wydzierżawione, a potem kupione od AWRSP. Dają zatrudnienie miejscowym. Tylko w Różankach pracuje prawie 200 osób. Większość to byli pracownicy PGR lub ich dzieci. Wielka fabryka jabłek Nieco dalej od Gorzowa, 20 km od Różanek, w Strzelcach Krajeńskich było kiedyś Państwowe Gospodarstwo Sadownicze. W zeszłym roku ponad 300 hektarów – przede wszystkim jabłoni – wydzierżawił je Maciej Mularski. Część starych drzew już nie potrafi sprostać wymaganiom nowoczesnego sadownictwa. Będą wymieniane na nowe. – Jeszcze w tym roku, a może i w paru następnych, sady nie zwrócą nakładów. Ale – ocenia to Maciej Mularski – na dłuższą metę interes będzie opłacalny. – Błędną zasadą jest, że po wydzierżawieniu czy kupieniu gospodarstwa od AWRSP zwalnia się wszystkich pracowników – mówi pan Maciej. – Tu zastałem znakomitych fachowców, związanych z miejscem pracy nie tylko etatem. I oczywiste jest, że pracujemy razem. Rodzinne grono przedsiębiorstwa Mularskich składa się dziś z czterech osób. Tadeusz Mularski z żoną i Maciej Mularski z żoną. Ale jeszcze trzy osoby z rodziny szykują się do wejścia do zespołu, studiując na różnych uczelniach. Przedsiębiorstwo będzie się więc musiało rozrastać. Współpraca z agencją opłaca się obydwu stronom. – Ziemia przejmowana z zasobów państwowych daje efekty gospodarcze i pracę ludziom

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 41/2002

Kategorie: Rolnictwo
Tagi: Maciej Wołk