Tylko jeden na pięciu alimenciarzy płaci zasądzoną sumę Samotna matka budzi w komorniku obrzydzenie. Płacz, jałowe szukanie faceta, a zarobek żaden, bo komornik żyje z opłat za egzekucje i z prowizji od sumy, którą udało mu się ściągnąć od dłużnika. Tymczasem egzekucja alimentów jest zwolniona z opłat, a 15% prowizji z alimentów to mała kwota. Tymczasem zapotrzebowanie na komorników altruistów jest coraz większe. Jeśli jednak nic nie udało się ściągnąć z tatusia, kobieta zwracała się do Funduszu Alimentacyjnego. W ciągu dziesięciu minionych lat trzykrotnie wzrosła liczba kobiet uprawnionych do korzystania z tej pomocy – ze 115 do 400 tys. – za to ściągalność alimentów spadła z 60% do niewiele ponad 10%. I pomyśleć, że 30 lat temu ściągalność alimentów wynosiła 90%. W tej nowej sytuacji astronomiczne stało się zadłużenie niepłacących wobec państwa. W 1995 r. byli winni 700 mln, w 2002 r. – aż 6 mld. W zeszłym roku – 8 mld. Jak wielka jest to kwota, niech świadczy fakt, że na wszystkie świadczenia państwo wydaje rocznie 7,5 mld. Jak to robią na Zachodzie Od 1 maja Fundusz Alimentacyjny przestaje istnieć. Każda uboga samotna matka bez względu na przyczynę tej sytuacji dostanie 170 zł miesięcznie. Straci co druga kobieta korzystająca dotychczas z funduszu. Co robić? Uderzyć trzeba w ojców. Bronią muszą być bierni dotychczas komornicy. – Izby komornicze i prezesi sądów powinni przykręcić śrubę komornikom – uważa prof. Marian Filar, prawnik z UMK w Toruniu. – Gdyby przyłożyli się do pracy, niepłacących byłoby o połowę mniej. Prawnicy uważają, że komornik wewnętrznymi przepisami swojej korporacji powinien być zobowiązany do ścigania ojców oszustów. Łamanie zasad byłoby karane nawet wykluczeniem z zawodu. O wiele mniejszy entuzjazm budzi pomysł rzecznika praw obywatelskich, by komornicy otrzymywali z budżetu państwa osobne wynagrodzenie za ściganie alimenciarzy. – To nietrafiony pomysł – ocenia prof. Filar. – Pieniądze i tak pochodziłyby z naszych podatków. A mnie zaczyna być wszystko jedno, czy zrzucę się na Fundusz Alimentacyjny, czy na komornika. Jak radzą sobie inni? We Włoszech tacy oszuści płacą wysokie kary, od stu do tysiąca euro. Jeśli to nie skutkuje, idą na rok do więzienia, a państwo pomaga matce. W Niemczech osoba samotnie wychowująca dziecko dostaje na nie co miesiąc ok. 400 euro, a temu, kto nie płaci, grozi do trzech lat więzienia. W Szwecji świadczenie sięga nawet 400 dol. Alimenty wypłacane z kasy ubezpieczeń są tam rzeczywiście bardzo wysokie, ale i ściągalność alimentów jest duża. W większości stanów USA alimenciarz może wybierać – albo pójdzie do aresztu, albo będzie pracował na rzecz swojej miejscowości. Bywa, że stosowany jest areszt domowy. Nie płacisz, tracisz prawo jazdy W innych krajach udaje się wyegzekwować świadczenie. Więzienie jest rzadkością. W naszej bezradności niepłacący coraz częściej jest izolowany od świata. 5% wszystkich skazanych, czyli ok. 4 tys. mężczyzn i 200 kobiet, to alimenciarze. Miesięczny koszt utrzymania jednej osoby wynosi 1,8 tys. zł. Większość tatusiów nie dostała maksymalnego wyroku, czyli dwóch lat. Niedługo wyjdą i znikną. Potem znowu, jeśli udowodni się im „uporczywe uchylanie się” (tak zapisano w kodeksie karnym) od płacenia, trafią za kratki. I tak w kółko. Tylko ich dług będzie rósł. Najciekawszy pomysł mają Anglicy. Tam najpierw zabiera się prawo jazdy, dopiero potem grozi więzieniem. I właśnie w stronę takich rozwiązań powinniśmy podążać. – Zamykanie za długi to anachroniczny pomysł – potwierdza prof. Filar. – Tak jak nie jestem zwolennikiem zrzucania się na kogoś, komu się nie powiodło, a tym był fundusz, tak nie mam ochoty utrzymywać ze swoich pieniędzy więźnia alimenciarza. Poza tym alimenty zasądzane są od człowieka, nie od państwa. I od obywatela trzeba je egzekwować. Inny pomysł ma rzecznik praw obywatelskich. Prof. Andrzej Zoll chce, by alimenciarz miał ograniczone możliwości poruszania się (np. nakaz meldowania się policji) połączone z bezwzględnie egzekwowanym obowiązkiem pracy. Na razie rzecznik wystąpił do premiera, by w polskiej sytuacji, gdy niepłacący jednak trafiają do więzień, przynajmniej zapewnić im tam pracę. Pomysł moglibyśmy ściągnąć z Finlandii – tam przywięzienne zakłady produkcyjne mają pierwszeństwo w przetargach. Nie ma obawy, że skazany, który chce albo musi
Tagi:
Iwona Konarska









