Jak to było za Kaczyńskiego

Jak to było za Kaczyńskiego

Obserwowałem wielkie zamieszanie, przerzucanie spraw. Prokuratorzy zaczęli się bać. Po gabinetach mówiło się szeptem Rozmowa z Leszkiem Piotrowskim Leszek Piotrowski – senator I i II kadencji (OKP), poseł niezależny. Do Sejmu dostał się z listy AWS jako przedstawiciel Porozumienia Centrum. Sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Odszedł z ministerstwa po konflikcie z minister Hanną Suchocką. Następnie reprezentant AWS w sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Odwołany z niej głosami AWS. Obecnie niezależny. – Myślałem, że ręczne sterowanie właściwe poprzedniej epoce przeszło do lamusa, a prokuratorzy, chociaż podporządkowani hierarchicznie, są niezależni. Tymczasem niektórzy z was, z własnej woli, uczestniczyli w karygodnych akcjach, prowadząc śledztwa w tajnych zespołach. Podejmowali quasi-operacyjne działania nawet na wysokich szczeblach, by skompromitować kolegów prokuratorów, lub zbierali plotki o dziennikarzach” – to słowa Stanisława Iwanickiego skierowane do prokuratorów, a dotyczące działań prokuratury w okresie Lecha Kaczyńskiego. Z kolei Lech Kaczyński mówił, że słowa Iwanickiego to oszczerstwa. Jak pan ocenia tę sytuację? – To jest spór o fakty: czy owe tajne zespoły istniały, czy nie istniały. Znając bardzo dobrze ministra Stanisława Iwanickiego i obserwując od samego początku działalność jako ministra Lecha Kaczyńskiego, a zwłaszcza jego wypowiedzi, uważam, że racja leży po stronie Iwanickiego. On mówi na podstawie tego, co zastał w ministerstwie. – Równie bulwersująca jak fakt działania tajnych zespołów jest sama okoliczność wszczęcia śledztwa dotyczącego rzekomego inspirowania przez UOP artykułów w „Rzeczpospolitej”. Śledztwo zostało wszczęte na podstawie notatki dyrektora gabinetu ministra Kaczyńskiego, pani Elżbiety Kruk. Napisała w niej, że dowiedziała się od pana Ołdakowskiego, urzędnika Ministerstwa Kultury, że tenże pan usłyszał w kawiarni Manufaktura plotkę o tym, iż jest plan UOP, by zniszczyć Kaczyńskiego. Na podstawie takiej plotki prokuratura wszczęła wielomiesięczne, liczące dziś 21 tomów postępowanie. Czy to się trzyma logiki? – Opowiadanie sobie plotek, podejrzeń, jakichś supozycji to właśnie styl Kaczyńskiego. On to uprawiał. Ale jak go docisnął dziennikarz, pytając, co konkretnie ma na myśli, chował się jak ślimak. A wcześniej bardzo chętnie wypowiadał różne podejrzenia. Mówił, że coś na mieście usłyszał… To jest jedna wielka kompromitacja. Jedna pani pisze, co usłyszała od innego pana i to jest powód do wszczęcia śledztwa i jego utajnienia… Wionie grozą! Prokuratorska władza jest ogromną władzą i człowiek, którego dotyczy takie postępowanie, obojętnie, w jakiej roli miałby tam wystąpić, może się bać – jak bohater Kafki. – Dlaczego prokuratorzy tak łatwo dali się wciągnąć do tej gry? – Bo prokuratorzy, szczególnie ci, którzy pracowali przed 1989 rokiem, są przyzwyczajeni do drylu. Zostali do tego wdrożeni – wydają polecenia i słuchają poleceń. Oni traktują swoich przełożonych jako rozkazodawców. W takiej sytuacji bardzo łatwo jest ministrowi, prokuratorowi generalnemu, promować własne koncepcje. Bo zawsze znajdzie u wielu posłuch, a bardzo niewielu będzie takich, którzy powiedzą, że proszą o wydanie polecenia na piśmie, względnie odmówią jego wykonania. To się niezmiernie rzadko zdarza. – Lech Kaczyński mówił, że zdynamizował działania prokuratorów. – To nieprawda. Nie było żadnej dynamiki w jego działaniach. Spektakularne zastosowanie jednego czy drugiego aresztu, czy też wniosek o postępowanie dyscyplinarne wobec sędziego, to są fajerwerki. Teraz trzeba sprawdzić, na czym polegały. – Nie potwierdza pan tezy, że za Kaczyńskiego prokuratura lepiej pracowała? – Nie mam żadnych danych, by twierdzić, że w tym okresie nastąpiła jakaś poprawa w działalności prokuratury. Wręcz przeciwnie – obserwowałem tam wielkie zamieszanie, przerzucanie spraw z prokuratury do prokuratury, przerzucanie prokuratorów, jakieś spektakularne pociągnięcia medialne. W prokuraturach wszystkich szczebli atmosfera była fatalna. Zaczęto się bać. Po gabinetach mówiło się szeptem. Prokuratorzy bali się podejmować decyzje. – Te gabinetowe szepty, to – jak ujawnił prokurator Krasny – efekt działania zespołu do zbierania plotek o prokuratorach. Zespół zbierał plotki, a potem na ich podstawie dokonywano zmian personalnych. – Słyszałem wypowiedź pana prokuratora Krasnego na ten temat. A od swoich znajomych mam potwierdzenie, że takie rzeczy istotnie miały miejsce. Gromadzono materiały, tak jak było to za najczarniejszych czasów, które pamiętam – z lat 60. – Uważa pan, że min. Iwanicki postępuje słusznie, dokonując zmian kadrowych? – Absolutnie słusznie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 31/2001

Kategorie: Wywiady