Jak walczyliśmy o Europę

Jak walczyliśmy o Europę

Nasze wejście do Unii forsowała – często przeciw krajom Piętnastki – Komisja Europejska Lapsusy słowne przechodzą nieraz do historii. Tak będzie prawdopodobnie również z przejęzyczeniem minister Danuty Hübner, która na dzień przed kopenhaskim szczytem Unii Europejskiej na konferencji prasowej powiedziała, iż ma nadzieję, że ze stolicy Danii Polska „wróci na tarczy”, by zaraz… odpukać i poprawić się, zapowiadając, że powrót nastąpi „z tarczą”. Przez następne dni w samej Kopenhadze i już po sukcesie negocjacji akcesyjnych temat ten powracał wielokrotnie – i w prywatnych rozmowach polskich polityków, i przy okazji ich publicznych wystąpień. Tutaj niech wystarczy cytat z wypowiedzi wicepremiera Marka Pola, który podsumowując w imieniu swojego ugrupowania, Unii Pracy, polski wysiłek negocjacyjny powiedział, że po pierwszej turze negocjacji „wiele wskazywało na to, iż po drugiej (tj. liderów UE – przyp. BG) stronie nie ma zupełnie zrozumienia i być może przyjdzie nam z Kopenhagi wyjechać na tarczy. Gdyby zdecydowane ťnieŤ, które zostało zgłoszone w pierwszych rozmowach (przez premiera Danii, Andersa Fogha Rasmussena – przyp. BG), zostało podtrzymane, to trudno wyobrazić sobie możliwość zaakceptowania warunków Unii. Były też dramatyczne momenty pod koniec negocjacji. Ogromne napięcie towarzyszyło negocjacjom w sprawie kwoty mlecznej. To był bardzo dramatyczny moment, bo wiedzieliśmy, że cofnąć się nie możemy, a z drugiej strony, nasi partnerzy unijni cofnąć się nie chcieli”. Ta jedna opowieść wystarcza, by zdać sobie sprawę, w jak wielkim napięciu finiszowali nasi negocjatorzy. W kopenhaskim finale wyjątkowe miejsce miał premier Leszek Miller, wcześniej pozostawiający inicjatywę w rękach zespołu negocjatorów oraz Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Anders Rasmussen w jednym z wywiadów po Kopenhadze powiedział, że z każdą minutą rozmów z Leszkiem Millerem rósł w nim podziw dla nieustępliwości szefa polskiego rządu. W ustach polityka, który nie tylko w Danii uważany jest za jednego z najtwardszych przywódców w Europie Zachodniej, takie słowa mają szczególne znaczenie. Jak to się stało, że polski premier wykazał się tak niezwykłym talentem negocjatora i osiągnął dla Polski tak wiele? Niektórzy uczestnicy negocjacyjnego maratonu skłonni są żartobliwie oceniać, że Leszkowi Millerowi pomogła… jego skłonność do niezagłębiania się w szczegóły rokowań. „Premier wiedział od nas, że musi wykłócić się o 1,1 mld euro dodatkowo i tyle. W związku z tym nie robiły na nim wrażenia podsuwane mu przez Rasmussena wyliczenia cząstkowe, dowody zysków w innych dziedzinach czy rozbieranie tematu na drobne fragmenty. Powtarzał twardo: musi być miliard, i stawiał w ten sposób partnera pod ścianą. Jedyne, na co się zgodził, to żeby 100 mln euro (dokładnie 108 mln – przyp. BG) dać Polakom do wymuszonego już po jakimś czasie miliarda z innej puli, ze środków na wzmocnienie szczelności granic”, ujawnia jeden z uczestników spotkania kopenhaskiego. Jak wyglądało to z perspektywy samego Leszka Millera? W licznych wypowiedziach na ten temat premier powtarzał już wielokrotnie: „Brałem pod uwagę każdą ewentualność, bo przecież nie mogłem wrócić do kraju z nieczystym sumieniem. A nieczyste sumienie towarzyszyłoby mi wtedy, gdyby się okazało, że musimy np. więcej dopłacić, nie zyskać, albo że te warunki, które wynegocjowaliśmy, są niedobre i ja miałbym potem trudności w tłumaczeniu (dlaczego są takie niedobre). Po prostu, pomyślałem sobie: co z tego, że się zgodzę w Kopenhadze na pakiet negocjacyjny, skoro potem tego nie będę mógł obronić w referendum i przegramy referendum z tego powodu?”. Według relacji polskiego premiera, najtrudniejszy był pierwszy okres negocjacji. „Kiedy spotkałem się o 8.30 z premierem Rasmussenem i wówczas poproszono mnie o przedstawienie listy naszych postulatów, z każdą minutą mojego wystąpienia widziałem na twarzach moich rozmówców najpierw niedowierzanie, potem irytację, potem histerię. A potem usłyszałem słowa bardzo twarde, sprowadzające się do komunikatu: panie Miller, tu zaszło jakieś nieporozumienie. Pan chce rozpoczynać negocjacje, które de facto już się zakończyły. Uznajemy, że Polska jest nieprzygotowana do wstąpienia do Unii Europejskiej, a my dzisiaj zakończymy negocjacje z tymi, którzy są przygotowani. Jeśli Polska nie jest przygotowana, to będzie miała kilka kolejnych lat na przygotowanie”. I jeszcze jeden ciekawy szczegół zza kulis. „Rozmowa z premierem Rasmussenem w pewnym momencie wyglądała tak, iż mój partner w ogóle odmówił poinformowania Piętnastki o naszych postulatach – ujawnił po zakończeniu negocjacji Leszek Miller. – Powiedział mniej więcej tak: panie premierze,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2003, 2003

Kategorie: Kraj