Jak wydać dobrą książkę i na niej zarobić – rozmowa z Jackiem Marciniakiem

Jak wydać dobrą książkę i na niej zarobić – rozmowa z Jackiem Marciniakiem

W innych krajach pozycja wydawcy jest znacznie silniejsza niż w Polsce Jacek Marciniak – założyciel (wspólnie z żoną Klárą Molnár) i redaktor naczelny oficyny Studio Emka, jednego z czołowych wydawnictw specjalizujących się w literaturze ekonomicznej, publikującego światową klasykę książek motywacyjnych. W lipcu br. w Studiu Emka ukazała się okolicznościowa księga „Wojciechowi Jaruzelskiemu – Żołnierzowi i Mężowi Stanu”. Życie po życiu Co pan robił w poprzednim życiu? – Czyli? Zanim został pan wydawcą. – Skończyłem historię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, byłem dziennikarzem zajmującym się upowszechnianiem literatury i czytelnictwa w regionalnym piśmie dla młodzieży „Jantar”. Współpracowałem ze szczecińskim oddziałem Telewizji Polskiej, a potem w Warszawie z tygodnikiem „Nowa Wieś”, angażowałem się w działalność klubów książki i w pracę na rzecz środowiska wiejskiego. W jakim miejscu zastał pana koniec starego świata – PRL? – W Komitecie Centralnym PZPR. Byłem wtedy sekretarzem prof. Mariana Stępnia, sekretarza KC zajmującego się kulturą. Jak odnalazł się pan w nowej sytuacji? – Stanęliśmy z Klárą, moją żoną, wobec prozaicznego pytania: jak żyć dalej? Siłą rzeczy musiałem znaleźć dla siebie nowe miejsce w świecie pracy. Klárze – Węgierce bez etatu, zajmującej się dorywczo rękodzielnictwem i pisaniem książek dla dzieci – też było ciężko. Po wyprowadzce z „Białego Domu” z zaprzyjaźnionym dziennikarzem Markiem Sierockim postanowiliśmy wydawać pismo muzyczne dla młodzieży. Kolega Kláry, który był szefem węgierskiej edycji „Popcornu”, zachęcał: „Róbcie »Popcorn« w Polsce. Pogadam z Marquardem, na pewno się zgodzi”. Jürg Marquard, szwajcarski magnat medialny, przysłał nam list intencyjny, jeździliśmy do Monachium uzgadniać szczegóły projektu. Angażując własne pieniądze, przygotowaliśmy latem 1990 r. pierwszy numer pisma. Ostatecznie jednak Marquard zrobił nas w trąbę, powierzył tytuł grupie osób z Wrocławia. Zaryzykowaliśmy wydanie własnego pisma muzycznego „Pop&Rock”, wierząc, że nasze będzie lepsze, ciekawsze i w dodatku bliższe czytelnikowi, bo poświęcające więcej miejsca polskiemu środowisku muzycznemu. Utrzymaliśmy się na rynku rok. Potem jeszcze było pismo „Sport i Życie”. Niestety, pomimo dobrego zespołu prowadzonego przez znanego dziennikarza sportowego, autora poczytnych książek Andrzeja Jucewicza, okazało się ono efemerydą. Praca w KC pewnie nie za dobrze przygotowała pana do biznesu? – Nie przygotowała, choć wydawało mi się wówczas, że wszystko jest banalnie proste. Wierzyłem, że wystarczy zaoferować dobre pismo, a ono samo się sprzeda. Guzik prawda. Nie doceniłem potęgi PR i marketingu konkurencji – zagranicznych koncernów medialnych. Jak przetrwać Mimo niepowodzeń nie zrezygnował pan z działalności wydawniczej. – W owym czasie do naszego kraju zaczęły wchodzić firmy sprzedaży bezpośredniej, wśród nich Amway. Tworzyły sieci sprzedawców, angażowały ludzi, którzy nie mieli żadnej wiedzy, jak działać w biznesie. Amway stworzył własny kanon lektur, które każdy agent czy dystrybutor powinien systematycznie czytać. Klára na pogrzebie ciotki na Węgrzech spotkała kuzyna budującego tam sieć sprzedaży Amwaya. Powiedział jej: „To rewelacyjna sprawa, a książki, które jej towarzyszą, są świetne. Musicie wydać Franka Bettgera »Jak przetrwać i odnieść sukces w biznesie«, Dale’a Carnegiego »Jak przestać się martwić i zacząć żyć« i »Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi«”. Klára powtórzyła mi słowa kuzyna. Na dźwięk nazwiska Carnegie omal nie siadłem z wrażenia. Bez wahania powiedziałem: „Bierzmy to”. Nie bardzo rozumiem. – Przed oczyma stanęło mi wspomnienie sprzed dwudziestu paru lat. Gromadząc materiały do pracy magisterskiej o księgarzu i wydawcy Stefanie Rowińskim z Ostrowa Wielkopolskiego, spędzałem wiele czasu w bibliotece uniwersyteckiej. Na półce czytelni podręcznej dojrzałem stustronicową raptem książeczkę „Jak uszczęśliwiać innych i samemu być szczęśliwym?”. Zaintrygował mnie tytuł, chciałem ją pożyczyć, ale bibliotekarka strzegąca księgozbioru stanowczo mi odmówiła, informując, że to jedyny egzemplarz. Przeczytałem książkę jednym tchem na miejscu. To był bryk książki Dale’a Carnegiego wydany w 1948 r. przez poznańską Księgarnię św. Wojciecha, położoną rzut beretem od biblioteki. Na stronach tytułowych widniała informacja: „streściła Kazimiera Iłłakowiczówna”. Nieco później dowiedziałem się, że wkrótce po wydaniu książkę tę na polecenie władz wycofano z księgarń

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2013, 35/2013

Kategorie: Kultura