Jak zużyte klocki

Jak zużyte klocki

Od początku naszej sprawy sądy zachowywały się tak, jakby nigdy to się nie zdarzyło. Jakby tej całej walki, potwierdzonej kontrolami Państwowej Inspekcji Pracy, zarzutami prokuratorskimi, wyrokami sądów wcale nie było. W pierwszej instancji w Elblągu sądziła nas ta sama sędzia, która kilkanaście lat temu prowadziła sprawę Bożeny Łopackiej o nadgodziny. Wtedy przyznała jej rację, a teraz jakby nic nie pamiętała – mówi 67-letnia Bogusława Taurogińska, była pracowniczka Biedronki. Pozew przeciw firmie Jeronimo Martins Polska SA dwa lata temu złożyło ośmioro byłych pracowników tej sieci, sześć kobiet i dwóch mężczyzn z Elbląga i Pasłęka. Domagają się przeprosin na stronie internetowej Biedronki lub w „Gazecie Elbląskiej” i zadośćuczynienia za naruszenie ich dóbr osobistych: godności jako pracowników i prawa do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy. Łączna wysokość zadośćuczynienia, o które walczą, wynosi ok. 145 tys. zł. Przegrali już w dwóch instancjach. 15 stycznia 2019 r. w elbląskim sądzie pracy i 29 października 2019 r. w gdańskim sądzie apelacyjnym. Dlatego w grudniu ub.r. kancelaria Lecha Obary, reprezentująca ich pro bono, zwróciła się do Rzecznika Praw Obywatelskich o wniesienie skargi kasacyjnej od wyroku Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Rzecznik nie widzi możliwości wniesienia takiej skargi, ale zaproponował inne działania. „Akta sądowe sprawy będą badane pod kątem możliwości podważenia tego prawomocnego orzeczenia przez RPO skargą nadzwyczajną”, napisał 15 czerwca br. Lesław Nawacki, dyrektor zespołu prawa pracy i zabezpieczenia społecznego w biurze RPO. Instytucja skargi nadzwyczajnej została wprowadzona nową ustawą o Sądzie Najwyższym, która weszła w życie 3 kwietnia 2018 r. Przewiduje ona możliwość składania do Sądu Najwyższego skarg na prawomocne wyroki polskich sądów z ostatnich 20 lat. Rzecznik Praw Obywatelskich do końca marca 2020 r. złożył osiem takich skarg. Do jego biura w tym okresie wpłynęło 6 tys. wniosków. Kierowniczka do wszystkiego Choć młyny sprawiedliwości mielą powoli, pojawiła się nadzieja. – Może wreszcie ktoś nas usłyszy – mówi Bogusława Taurogińska. – W pozwie domagamy się 300 zł za każdy miesiąc pracy w trudnych warunkach. Tyle wywalczyła Katarzyna Wiktorzak w 2009 r. W moim przypadku to ok. 22 tys. zł. Czeka mnie niebezpieczna operacja kręgosłupa, nie ukrywam, że te pieniądze by się przydały, bo moja emerytura po ostatniej rewaloryzacji to 1340 zł za 30 lat pracy w handlu. Kobieta była już po czterdziestce, gdy zaczęła pracę w Biedronce. Pracowała jako kasjerka, ale pomagała też przy rozładunku. – Był telefon wieczorem, że jest dostawa i się biegło, ładowało tonę wody czy cukru na paleciaka i ciągnęło, a tu górka, tu dół, wszystko strzelało w stawach rąk, w kręgosłupie, kolanach – opowiada. – I tak przez prawie sześć lat. Oprócz rozładunku były także remanenty, które trwały całe noce. Leciało się do domu na godzinkę, dwie, a o szóstej rano wracało, żeby przyjąć pieczywo. W lutym 2004 r. odeszłam, a dwa miesiące później pojawił się w naszym sklepie pierwszy wózek elektryczny. Podczas jednej z rozpraw Bogusława Taurogińska tak opisywała pracę w tzw. warzywniaku: – Najciężej było, gdy musiałam rzucać wysoko kosz z kapustą lub burakami. Rozkładanie towaru po ośmiu godzinach na kasie było ponad moje siły, w sumie pracowałam po 12, 13 godzin. Alicja Traczewska, była kierowniczka Biedronki w Pasłęku, w firmie od końca lat 90., mówi, że do pracy przychodziła przez kilka lat w specjalnym pasie chroniącym kręgosłup. Oprócz wypełniania obowiązków związanych z kierowniczym stanowiskiem, z powodu małej obsady ramię w ramię ze swoimi pracownicami rozwoziła towar na paleciaku i układała na półkach, myła sanitariaty, siadała przy  kasie. Pewnego razu tak niefortunnie dźwignęła karton z garnkami, że dopadła ją rwa kulszowa, z którą walczy do dziś. Jednak najgorsza była dla niej przemoc psychiczna. – Choć od 2004 r., po tym, jak Bożena Łopacka zaczęła się procesować z Biedronką, wiele się zmieniło, pojawiły się elektroniczna ewidencja czasu pracy i wózki elektryczne, wymuszone przez kontrole PIP, pomiatanie pracownikami wcale się nie skończyło. W 2009 r. przed Wigilią przeoczyłam promocję na mandarynki i zamówiłam 100 kg zamiast tony. Choć mandarynki i tak się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 27/2020

Kategorie: Kraj
Tagi: Helena Leman