Arabski Bliski Wschód potrzebuje czegoś w rodzaju nowego Planu Marshalla Prof. Jerzy Zdanowski, arabista z Polskiej Akademii Nauk – Panie profesorze, porozmawiajmy najpierw jak dwaj Polacy, którzy osobiście doświadczyli, czym jest muzułmański terror. Pan 7 lipca br. w Londynie, ja – 11 września 2001 r. w Nowym Jorku. Dla mnie najbardziej wstrząsające były obraz ofiar ataku wyskakujących z okien wieżowców World Trade Center oraz widok ubranych w tradycyjne stroje arabskie mężczyzn okazujących radość z tego, co się stało. Jakie wrażenia pan zapamięta z Londynu? – W Londynie nie widziałem muzułmanów okazujących radość z powodu tego, co się stało, ale przypuszczam, że tacy też w Anglii byli i są. Są także muzułmanie, którzy bardzo przejęli się tym, co się stało. Rozmawiałem z nimi. Mówili, że to tragedia dla ich społeczności. A społeczność ta jest bardzo zróżnicowana. Z jednej strony, są w niej rzeczywiście tzw. dżihadyści – a więc tacy, którzy chcą podrzucać bomby i mordować. Z drugiej strony – i takich jest większość – muzułmanie brytyjscy to normalni ludzie, którzy ciężko pracują, płacą podatki, wychowują dzieci, chcą się dorabiać, chcą być pochowani po śmierci tak, jak nakazuje ich religia itd. Muzułmanami jest także kilku posłów do brytyjskiego parlamentu. Wypowiadali się na temat wybuchu, potępiając go. Odniosłem nawet wrażenie, że są bardziej brytyjscy niż Tony Blair. Generalnie uderzył mnie bardzo głęboki ton rozważań brytyjskich środków masowego przekazu. Kiedy okazało się, że zamachowcy są „swoi”, a nie „z importu”, zaczęto się zastanawiać, czy przyczyna tych wydarzeń nie leży w samym społeczeństwie brytyjskim, w jego założeniach i funkcjonowaniu. Nie było więc zwalania winy na islam, o co najłatwiej. „The Times” napisał, że to najpoważniejsze w historii nowożytnej Anglii wyzwanie dla spójności społeczeństwa brytyjskiego. Wielokulturowość, którą tak się szczycą Brytyjczycy, a więc instytucjonalna tolerancja wobec innych kultur i stwarzanie im wszelkich warunków dla rozwoju, prowadzi de facto do gettoizacji mniejszości i nie stwarza platformy ideologicznej integrującej wszystkich. – Kiedy cztery lata temu chciałem zrobić zdjęcie tym radującym się muzułmanom, gwałtownie zaprotestowali. Wiedzieli, że upublicznienie ich spontanicznej reakcji byłoby dysonansem wobec tragedii. Cztery lata później, w Londynie, telewizja pokazała podobnie ubranego mężczyznę tłumaczącego, że to, co się stało, to jest „dżihad” i że on jest dobry. Kamera nie przeszkadzała mu zupełnie. Czy uważa pan, że poprawna politycznie teza, iż nie ma żadnego starcia cywilizacji, jest prawdziwa? Albo że tak naprawdę terroryści nie są… muzułmanami, bo islam jest religią pokoju, a oni mordując, automatycznie się z niej wykluczają, jak nam objaśniają przywódcy polityczni i religijni świata arabskiego oraz niektórzy arabiści? – W pewnym sensie rzeczywiście dzieje się coś takiego jak zderzenie cywilizacji. Ten proces miał zresztą miejsce zawsze. Często przybierał krwawy przebieg, jak chociażby wyprawy krzyżowe w średniowieczu. Były jednak także długie okresy pokojowej współpracy i wymiany kulturowej. Przykładem mogą być chociażby polscy Tatarzy, którzy mieszkają w Polsce od z górą 600 lat i zapisali się złotymi zgłoskami w naszej historii. Z drugiej strony w krajach arabskich mieszka od początku dziejów islamu ładnych kilkanaście milionów chrześcijan (w Egipcie są to Koptowie i jest ich może nawet 10 mln) i są obywatelami swoich krajów, tak jak muzułmanie. Oczywiście są także kraje, np. Arabia Saudyjska, Afganistan, czy Pakistan, gdzie islam ma formę skrajną, bardzo konserwatywną i gdzie albo w ogóle nie można być niemuzułmaninem, albo bardzo trudno nim być. Ja mam wielu znajomych muzułmanów i czuję się wśród nich całkowicie bezpiecznie. Tak samo się czułem, kiedy prowadziłem w Kairze wykłady dla studentów arabskich. Trzeba zawsze pamiętać, że są jakieś konkretne przyczyny polityczne, społeczne, gospodarcze i inne, które powodują starcia cywilizacyjne. Po drugie, warto zwrócić uwagę na to, że świat islamu to obszar od Mauretanii na zachodzie po Indonezję na wschodzie, od Chin i Rosji na północy po Czarną Afrykę na południu. To jest bardzo zróżnicowany teren. W Indonezji, gdzie jest najwięcej muzułmanów, kobiety np. nie zasłaniają twarzy. – Gdzie leżą źródła antagonizmu wielkich religii monoteistycznych? Czy one nigdy nie wyschną? – Źródła antagonizmu między islamem a chrześcijaństwem wiążą się w dużym stopniu z tym,
Tagi:
Waldemar Piasecki