Jaki papież przyjeżdża do Polski

Jaki papież przyjeżdża do Polski

Benedykt XVI, choć prezentuje odmienny styl niż Jan Paweł II, ma te same priorytety Przyjaciel Josepha Ratzingera, kard. Joachim Meisner, z którym rozmawiałem w Rzymie dzień przed konklawe, powiedział: – Następcy zmarłego papieża trudno będzie wejść w buty wielkiego Jana Pawła II. Arcybiskup Kolonii nie wiedział oczywiście, kto nim zostanie, choć pewnie miał nadzieję, że może to będzie jego rodak. Ale nowy papież wcale nie próbuje „wchodzić w buty” poprzednika. Minął przeszło rok od jego wyboru, a Benedykt XVI nie sprawia wrażenia, jakby próbował imitować Jana Pawła II. Nawet kiedy walcząc ze swym bawarskim akcentem i kalecząc polską mowę, z okna Pałacu Apostolskiego „pozdrawia wszystkich Polaków”, jest sobą. Nie tylko jeśli chodzi o ekspresję, lecz także o miękkie, mało energiczne gesty obu uniesionych w błogosławieństwie dłoni, w nieśmiałym uśmiechu. Nie tak medialny i komunikatywny jak jego poprzednik, choć od mediów nie stroni i na swój sposób również potrafi nawiązać więź z tłumami wiernych i turystów. Przyciąga na plac św. Piotra równie nieprzebrane tłumy jak Jan Paweł II. Przynajmniej tak mówią statystyki watykańskie. Oczywiście, odgrywała tu rolę ciekawość ludzi: jaki jest ten nowy papież? Ale np. w maju ub.r. na audiencje papieskie w Watykanie przybyło 89 tys. ludzi, o 32 tys. więcej niż na audiencje jego poprzednika w maju 2004 r. Wielkie zaskoczenie Papież Benedykt mówi, że będzie mniej podróżował i zamierza bardziej się skupić na zarządzaniu Kościołem niż na pisaniu encyklik. Podczas rozpoczynającej się 25 maja czterodniowej wizyty w kraju poprzednika i przyjaciela, który wybrał za cel swej pierwszej zagranicznej podróży (na Światowych Dniach Młodzieży w Kolonii był u siebie), wystąpi jako kontynuator dzieła Jana Pawła II. To zapowiada zarówno trasa podróży, którą rozpoczyna od tego samego miejsca co Karol Wojtyła w 1979 r., jak i tematy homilii. Jednocześnie czyni od początku gesty, którymi podkreśla swój szczególny stosunek do poprzednika, jakby był tylko jego uczniem. – Po wielkim papieżu Janie Pawle kardynałowie wybrali mnie, zwykłego i skromnego pracownika winnicy pańskiej – tak brzmiało pierwsze zdanie, które Joseph Ratzinger wypowiedział publicznie jako 265. następca św. Piotra. Podobna linia, choć odmienny styl i temperament. Te same priorytety – obrona życia ludzkiego we wszystkich stadiach, umacnianie rodziny i programowe odrzucanie w imię miłości bliźniego pokrętnych uzasadnień „wojny cywilizacji”. Ale już w pierwszym roku pontyfikatu Benedykt XVI zdołał zaskoczyć świat i Kurię Rzymską, z której przecież się wywodzi. Gdy zapowiedziano jego pierwszą encyklikę, wszyscy się spodziewali, że ten dokument teologiczny dotychczasowego surowego strażnika czystości nauki Kościoła będzie mocnym, konserwatywnym tekstem o niebezpieczeństwach sekularyzmu i cywilizacji konsumpcyjnej, jakie zagrażają duchowości Europy i świata. Tymczasem encyklika „pancernego kardynała”, jak go często nazywano, zatytułowana „Deus Caritas est”, zaskoczyła wszystkich. To próba udzielenia pogłębionej odpowiedzi na pytanie dotyczące fundamentalnego znaczenia miłości w życiu człowieka. Papież zajmuje się nią w całej pełni jej przejawów, łącznie z miłością erotyczną między kobietą a mężczyzną, która jednak staje się niczym, gdy nie jest wyrazem uczucia. Wbrew księżym schematom „Surowy” Benedykt XVI mówi o miłości z całym entuzjazmem. Mówi wyłącznie w pozytywnym sensie, nie wdaje się w ulubione przez tylu spowiedników i katechetów rozważania na temat tego, co jest w miłości cielesnej dopuszczalne, a co nie. Benedykt XVI w polemice z Nietzschem, jednym z najpoważniejszych i najradykalniejszych wrogów chrześcijaństwa, zaprzecza, jakoby miłość przesiąknięta wiarą niszczyła erosa. – Miłość – mówi papież – ratuje związek między kobietą a mężczyzną, aby nie stał się samym seksem. Idąc w ślad za tymi jakże współczesnymi, mądrymi i życiowymi rozważaniami zawartymi w papieskiej encyklice, były arcybiskup Mediolanu, kard. Carlo Maria Martini, podjął na nowo problem stosunku Kościoła do środków antykoncepcyjnych. Jan Paweł II ze względów doktrynalnych i etycznych kategorycznie odrzucał możliwość ich zaakceptowania. Martini, niepokorny kościelny intelektualista i teolog, którego wystąpienia w polemice z oficjalną linią Watykanu prowokowały od lat gwałtowne spory w wielu sprawach, osiągnął swój cel. I tym razem wywołał na nowo w Kościele ożywczą i nieodzowną dyskusję.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 21/2006

Kategorie: Kościół